Strona główna » Reprezentacja Polski w Lidze Narodów – powiew optymizmu z małym znakiem zapytania (felieton)

Reprezentacja Polski w Lidze Narodów – powiew optymizmu z małym znakiem zapytania (felieton)

inf. własna

fot. volleyballworld.com

W niedzielę zakończyła się faza interkontynentalna Ligi Narodów kobiet. Reprezentacja Polski siatkarek ostatecznie zajęła 4. miejsce w tabeli, co sprawiło, że w ćwierćfinale tej imprezy zmierzy się z Chinkami. Jak wypadła nasza kadra podczas tych trzech tygodni zmagań? Kto był liderem, a kto stracił w oczach Stefano Lavariniego? Jakie były mocne strony, a co wymaga poprawy? I wreszcie czego możemy się spodziewać po biało-czerwonych podczas zbliżającego się turnieju finałowego w Łodzi? Zapraszamy na nasze podsumowanie występów Polek w fazie zasadniczej Ligi Narodów.

Poolimpijska rzeczywistość

Stefano Lavarini przed startem sezonu 2025 zapowiedział, że w tym roku będzie chciał dać więcej szans młodszym zawodniczkom, które albo jeszcze w ogóle nie miały okazji grać w seniorskiej kadrze, albo do tej pory dostawały mało szans na to, by znaleźć się w podstawowym składzie. Szeroki skład zaproponowany przez włoskiego szkoleniowca wyglądał naprawdę obiecująco. Pojawiła się w nim między innymi Julia Szczurowska, która wielokrotnie notowała świetne występy w lidze tureckiej. Oprócz niej na liście znalazła się też Dominika Pierzchała, czyli najlepiej blokująca TAURON Ligi. Były też wyróżniające się w polskiej lidze siatkarki młodszego pokolenia – Julita Piasecka i Paulina Damaske. One z kolei w sezonie klubowym kilka razy wyróżniane były nagrodami MVP dla najlepszej zawodniczki meczu.

Niektóre siatkarki w tym roku postanowiły zrobić sobie przerwę od występów w reprezentacji Polski. Powody były różne, od zdrowotnych, po osobiste i rodzinne. Inne powiedziały definitywne pas, jak chociażby kapitan polskiej kadry – Joanna Wołosz, która poinformowała o tym zaraz po zakończeniu igrzysk olimpijskich w Paryżu. Podobną decyzję podjęła Kamila Witkowska, ona z kolei po sezonie spędzonym w Radomce Radom, zakończyła karierę sportową. Trener Lavarini mówił, że ma pełen szacunek dla wszystkich powodów, jakie podały mu jego podopieczne i każdy przypadek będzie potem rozpatrywał indywidualnie. Było więc wiadomo, że trzeba będzie znaleźć zastępstwo między innymi za dwie podstawowe środkowe – Klaudię Alagierską i właśnie Witkowską. Na przyjęciu trzeba było wypełnić lukę po Monice Fedusio, no i oczywiście znaleźć „drugą” rozgrywającą. Można było się spodziewać, że jedynką Lavariniego będzie Katarzyna Wenerska.

Nowe twarze w kadrze, czy na pewno?

Szybko się okazało, że szkoleniowiec polskiej kadry po zaledwie 2 tygodniach skreślił część nowych zawodniczek. Można było przewidywać, że raczej nie dostaną one szansy w nadchodzącym sezonie. Tak było w przypadku atakujących – Szczurowskiej i Rasińskiej, przyjmujących – Natalii Murek, Martyny Borowczak i Julii Orzoł oraz dwóch z czterech powołanych libero. To była pierwsza selekcja. Druga, wydaje się, że dokonała się po pierwszym i drugim tygodniu Ligi Narodów. W końcu Stefano Lavarini do Japonii, na trzeci turniej, zabrał już ten sam skład osobowy, który wystąpił w drugim tygodniu, w Belgradzie. Moim zdaniem najbardziej zaskakującą decyzją jest rezygnacja z Dominiki Pierzchały, która w Chinach, pod nieobecność Weroniki Centki-Tietianiec zaprezentowała się naprawdę dobrze. Szczególnie świetnie radziła sobie w bloku.

Drugą wielką nieobecną, co może być zaskakujące, jest Olivia Różański, która w poprzednich sezonach miała pewne miejsce w 14 trenera. Jednak jej dyspozycja od początku sezonu nie była stabilna. Zaliczyła kilka nieudanych występów. Wydaje się, że w tym przypadku zadecydowały względy sportowe. Bardzo szybko trener wybrał też drugą rozgrywającą, od początku stawiając na Alicję Grabkę. Julia Nowicka oprócz występu na turnieju w Koszalinie, nie dostała swoich szans w VNL-u. Z kolei Marlena Kowalewska po sezonie przeszła niewielki zabieg, który wykluczył ją z przygotowań do Ligi Narodów. Czy to ostateczne wybory trenera? Z pewnością będziemy wiedzieli więcej przed mistrzostwami świata. Na ten moment nie wydaje się, by ktoś w ostatniej chwili dołączył do tej drużyny tuż przed turniejem finałowym w Łodzi.

Przez Chiny i Serbię po Japonię

Polki z przytupem otworzyły tegoroczną Siatkarską Ligę Narodów. W pierwszym turnieju mierzyły się z dwoma azjatyckimi ekipami – Tajlandią i Chinami oraz dwiema europejskimi drużynami – Turcją i Belgią. Odniosły trzy zwycięstwa, przy jednej porażce, ale dopiero po tie-breaku. Najpierw nie miały najmniejszych problemów z pokonaniem Tajek. Potem przyszedł ważny mecz z Chinkami na ich terenie. Polki potrafiły pokazać z się z bardzo dobrej strony i pokonać tego trudnego rywala. Pierwszą porażkę zaliczyły w pojedynku przeciwko Turczynkom. Biało-czerwone wypadły w statystykach podobnie do rywalek. Tak naprawdę nie wyszedł im tie-break. Najskuteczniejszą siatkarką w polskim zespole była Magdalena Stysiak, ale drugą najlepiej punktującą, wspomniana już Dominika Pierzchała. W ostatnim meczu przeciwko Belgijkom, nasze reprezentantki zagrały koncertowo. W pierwszym secie ograły przeciwniczki do 11. Te wyniki pozwoliły im znaleźć się w czołówce zestawienia.

Drugi turniej w Serbii, to jeszcze pewniejsza gra podopiecznych Stefano Lavariniego. Cztery mecze i cztery wygrane. Pierwszy mecz z Holandią był nierówny. Forma obu zespołów falowała. Jednak to biało-czerwone w pięciu setach okazały się lepsze od rywalek. Potem przyszło pewne zwycięstwo nad Amerykankami. Choć pierwszy set należał do przeciwniczek, to w kolejnych lepsze były już Polki. Nasza reprezentacja zagrała kapitalnie na zagrywce, posyłając aż 10 asów serwisowych. Najwięcej punktów w tym starciu zdobyła Martyna Łukasik. Kolejnym przeciwnikiem były zawsze groźne Niemki. Tym razem nie potrafiły one jednak zagrozić biało-czerwonym. Przegrały gładko w trzech odsłonach. W naszej drużynie prym wiódł duet – Czyrniańska i Stysiak. W ostatnim meczu na Polki czekały gospodynie, które notowały porażkę za porażką. Mimo ich dobrego początku, od drugiego seta to reprezentacja Polski przejęła inicjatywę i odniosła kolejne zwycięstwo za 3 punkty. W tej potyczce zaskakującą liderką była Aleksandra Gryka, która zdobyła aż 20 punktów. W tym turnieju Polki nie miały najlepszych początków spotkań, ale potrafiły wracać do swojej dobrej i konsekwentnej gry.

Ostatnim przystankiem polskiej kadry była Japonia, a konkretnie miasto Chiba. Trzeba szczerze przyznać, że to był najsłabszy turniej w wykonaniu biało-czerwonych. Na początku spotkały się z Koreą Południową. Miało być szybko, krótko i przyjemnie, ale nie do końca tak było. Polki po raz kolejny przegrały pierwszą partię, dwa kolejne sety były dużo lepsze w ich wykonaniu. W ostatniej odsłonie było już blisko doprowadzenia do tie-breaka przez rywalki. Na szczęście nasza reprezentacja wygrała to spotkanie w czterech setach. Kolejne dwa pojedynki, to starcia z bardzo silnymi przeciwnikami. Brazylijki sąsiadowały z Polkami w tabeli. To był dziwny mecz. Biało-czerwone na początku setów miały przewagę, którą szybko traciły. Zdecydowanie brakowało w tym meczu liderki. Magda Stysiak miała sporo trudności. Polki lepiej zagrywały i popełniły mniej błędów własnych, ale to nie wystarczyło na rozpędzoną Brazylię, która miała w swoich szeregach Gabi. Spotkanie zakończyło się w czterech odsłonach.

W takim samym stosunku setów zakończyła się potyczka przeciwko gospodyniom. Japonki zagrały kapitalne spotkanie w obronie. Wyciągały niemożliwe piłki. Polki zagrały świetnie w bloku, notując ich aż 16, jednak to nie wystarczyło. Na pochwałę zasłużyła niewątpliwie Malwina Smarzek, która wyszła w pierwszym składzie oraz Agnieszka Korneluk. Pani kapitan ponownie pokazała, że jest królową bloku. Bardzo dobre wejście z ławki zaliczyła również Julita Piasecka. To była trzecia porażka biało-czerwonych w Lidze Narodów. W ostatnim spotkaniu Polkom przyszło rywalizować z grającą raczej na słabym poziomie Bułgarią. Podopieczne Stefano Lavariniego uporały się z nią w szybkich trzech setach, mimo że wystąpiły w zmienionym składzie, m.in. z Pauliną Damaske w „szóstce”. Rywalki w żadnej partii nie ugrały choćby 20 punktów. W końcu z lepszej strony pokazała się Stysiak. Jak więc ocenić fazę interkontynentalną w wykonaniu żeńskiej kadry? Ja wystawiłabym 4. Cieszy, że szanse dostają nowe, wchodzące do kadry siatkarki. Niektóre zawodniczki w pełni pokazały, że warto na nie stawiać. Trener miał okazję sprawdzić swój zespół w różnych zestawieniach i poczynić ważne obserwacje.

Zobacz również: Liga Narodów kobiet: Mocne zestawienia. Znamy pary ćwierćfinałowe!

Liderki polskiej kadry

Które z Polek wypadły najlepiej indywidualnie? Najwięcej punktów zdobyła, co pewnie nie będzie dużym zaskoczeniem – Magdalena Stysiak. Zapisała na swoim koncie 149 punktów, jednak to dopiero 18 wynik w rankingu, zaraz za nią znalazła się Martyna Łukasik ze 141 punktami. Forma naszej atakującej mocno falowała, nie zawsze grała przez całe mecze, dlatego ta pozycja nie jest aż tak wysoka. Stysiak była też najlepiej atakującą reprezentacji Polski. Jej skuteczność w ataku była bliska 43 %. Po tym względem lepiej wypadła Malwina Smarzek (48%) oraz Paulina Damaske (47%). Malwina prezentowała się naprawdę solidnie. Ósme miejsce w rankingu najlepiej blokujących zajęła Agnieszka Korneluk. Ciekawe ile punktowych „czap” zapisałaby na swoim koncie, gdyby grała w każdym meczu. Myślę, że spokojnie znalazłaby się na podium.

Bardzo dobrą robotę na zagrywce robiła Martyna Łukasik. Zaserwowała aż 17 asów. Była czwartą najlepiej zagrywającą fazy zasadniczej. Katarzyna Wenerska znalazła się z kolei na 10. pozycji wśród rozgrywających. Niestety przydarzały jej się pomyłki i niedokładności przy rozegraniu, szczególnie do prawoskrzydłowych. Oczywiście najlepiej broniącą wśród biało-czerwonych była Aleksandra Szczygłowska. Zaliczyła 126 obron, co zapewniło jej 4. lokatę w rankingu indywidualnym. Polska libero była też najlepiej przyjmującą polskiej ekipy. Na 150 przyjęć popełniła zaledwie 2 błędy. Miała 65% pozytywnego przyjęcia i 38 % perfekcyjnego. Te liczby robią wrażenie! Jak zwykle była liderką Polek w defensywie. Tak to się przedstawiało w liczbach.

Kto błysnął przed Stefano Lavarinim?

Moim zdaniem kilka zawodniczek zasługuje na wyróżnienie. Przede wszystkim Agnieszka Korneluk pokazała, że absolutnie radzi sobie w roli pani kapitan. Widać jej duże doświadczenie i spokój. Atakowała z 57% skutecznością, dołożyła 28 punktowych bloków i 22 wybloki. No i te jej wyjątkowe „cieszynki”, które cieszą oko kibica, kiedy środkowa notuje blok za blokiem i daje upust pozytywnym emocjom. Ona jest na pewno „jedynką” Stefano Lavariniego. Nie ma co do tego wątpliwości. Kolejny filar to wspomniana wcześniej Aleksandra Szczygłowska. Jeszcze rok temu nie byliśmy pewni, jak poradzi sobie w roli pierwszej libero, pod nieobecność Marii Stenzel. Już od zeszłego sezonu pokazała, że spokojnie można na niej polegać, a brak Stenzel nie był odczuwalny. Jest pewna siebie na boisku i ma dużo pozytywnej energii.

Kolejną, która według mnie zaprezentowała się naprawdę solidnie, była Malwina Smarzek. Mimo, że głównie mogliśmy ją oglądać na podwójnej zmianie z Grabką, to naprawdę udowodniła, że potrafi wziąć na siebie odpowiedzialność za zdobywanie punktów. Nieważne, czy zacznie w „szóstce”, czy wchodzi z ławki. Miała przebłyski dawnej Malwiny, która zdobywała po 30 punktów w meczu. Jej rola będzie kluczowa, jeśli dalej problemy z formą będzie miała Stysiak. Dla mnie największym pozytywnym zaskoczeniem była postawa Aleksandry Gryki. Przez większość sezonu we Włoszech grała naprawdę niedużo. Rzadko łapała się do wyjściowego składu, dopiero w końcówce sezonu zaliczyła kilka dobrych występów. Bardzo dobrze zrobił jej nagły transfer do BKS-u Bielsko-Biała.

Naprawdę była dużym wsparciem dla tej drużyny w jej ostatnich meczach. To samo, a może i jeszcze więcej pokazała w reprezentacji. Pod nieobecność kilku zawodniczek, to ona nie raz, nie dwa była tą drugą obok Korneluk. A wyniki miała bardzo zbliżone do naszej kapitan. Zanotowała 48 punktów przy 56% skuteczności w ataku i 24 punktowe bloki. Chciałabym też wyróżnić Alicję Grabkę. Sezon w Budowlanych dał jej ponownie uwierzyć w siebie i swoje umiejętności. Przebojem ponownie wdarła się do kadry, choć w poprzednich latach często tą drugą była Julia Nowicka. Grabka wchodzi na zmiany i wnosi dużo dobrego, sporo świeżości. Może czasem brakuje jej trochę dokładności, ale widać że zgrała się już z większością zawodniczek. Naprawdę zrobiła na mnie spore wrażenie. Na pewno wykorzystała szansę jaką dał jej trener Lavarini.

Niewielkie minusy i znaki zapytania

Co jest na ten moment małym zmartwieniem dla włoskiego szkoleniowca? Z pewnością niestabilna forma Magdy Stysiak, która po meczu z Japonią sama przyznała, że nie jest w najlepszej dyspozycji.Ja dodatkowo mogę sama za siebie powiedzieć, jestem bez formy i to jest smutne – powiedziała atakująca reprezentacji Polski. Jej pewność siebie i skuteczność w ataku będzie w tym sezonie bardzo potrzebna w tych najważniejszych meczach. Trochę na razie nie zachwycała również Martyna Czyrniańska. Miała kilka niezłych spotkań, ale w ostatnim turnieju pojawiło się sporo problemów, zarówno w przyjęciu, jak i w ataku. Mnie osobiście zaskoczyły też problemy z dokładnością wystaw u Katarzyny Wenerskiej. W zeszłym sezonie to była jej główna zaleta.

W Japonii widziałam sporo niedokładnych rozegrań, szczególnie do Stysiak i Smarzek, przez co one miały kłopoty z kończeniem swoich uderzeń. Może to tylko zmęczenie i chwilowa obniżka formy. Wenerska po odejściu Joanny Wołosz miała być pewną jedynką. Niepokoić mogą też straty dużych przewag naszej reprezentacji w kilku meczach oraz brak konsekwencji. Czy to był może brak cierpliwości, szczególnie w spotkaniu z Japonkami? Polki wiele meczów rozpoczynały od przegranego seta. Trzeba popracować nad lepszym wchodzeniem w spotkania, z pełnym zaangażowaniem i koncentracją na boisku. Ogólny obraz drużyny jest dobry. Pamiętajmy, że najwyższa forma powinna przyjść na finały w Łodzi oraz na mistrzostwa świata. Wierzymy, że tak będzie. Ja bardzo liczę na progres tej kadry. Żywię głęboką nadzieję, że tym razem uda się wywalczyć coś więcej niż brąz Ligi Narodów. Choć i ten wynik będzie bardzo satysfakcjonujący.

Czy to już ostateczna selekcja?

Zastanawia mnie też, czy przed mistrzostwami świata nastąpią jeszcze jakieś zmiany w składzie? Czasu na zgranie będzie raczej niewiele. Choć w szerokiej kadrze na najważniejszą imprezę sezonu ponownie znalazły się ciekawe nazwiska. Mówiąc szczerze, liczyłam na trochę więcej rotacji niż tylko w dwóch turniejach Ligi Narodów. Żałuję, że trener nie spróbował przetestować Julii Szczurowskiej. Szybko zrezygnował z Dominiki Pierzchały, która miała fantastyczny sezon. Jednak on wybrał sprawdzoną Magdalenę Jurczyk. Jestem bardzo ciekawa, czy zobaczymy jeszcze w grze inne rozgrywające, czy raczej już nie w tym sezonie.

I oczywiście, czy ostatecznie pożegnał się z Olivią Różański, która jeszcze niedawno na igrzyskach w Paryżu była „jokerem medycznym”, a teraz nie znalazła się w 14 na dwóch ostatnich turniejach. Co do przyjmujących, to wydaje się, że Lavarini, rzeczywiście wybrał najsilniejsze zestawienie. Pozostaje też najważniejsze pytanie – czego możemy się spodziewać po tej kadrze? W ćwierćfinale czeka trudny przeciwnik – Chinki. Jednak prawdziwym wyzwaniem może być półfinał z kimś z pary Włochy/USA. Czy Polki stać na awans do finału na własnym terenie? Pożyjemy, zobaczymy. Ja po cichu bardzo na to liczę.

PlusLiga

  • Z hali na piasek – kolejna edycja Grand Prix w Ustce

    Z hali na piasek – kolejna edycja Grand Prix w Ustce

  • Transfery: Wprowadził klub do PlusLigi i zostaje na szósty sezon

    Transfery: Wprowadził klub do PlusLigi i zostaje na szósty sezon

  • PlusLiga. Kolejny przyjmujący zostaje w ZAKSIE

    PlusLiga. Kolejny przyjmujący zostaje w ZAKSIE