Drużyna z Kuby w tegorocznej Lidze Narodów zrobiła show i szturmem wdarła się do fazy finałowej. Za miesiąc jako 10. drużyna rankingu FIVB przystąpi do mistrzostw świata. Duża zasługa w tym Jesusa Cruza, głównego trenera reprezentacji. On robi dla tej kadry wiele – często płaci nawet z własnej kieszeni.
„Czarny koń” turnieju
Reprezentacja Kuby zaskoczyła w tegorocznej Lidze Narodów swoją formą. Choć w jej przypadku, określenie „czarnym koniem” rozgrywek zdarza się ostatnio często, to w tym sezonie rzeczywiście osiągnęła bardzo dobry wynik. Siódme miejsce w klasyfikacji końcowej to najlepsze miejsce tej ekipy od 2012 roku, kiedy po raz ostatni sięgnęła po medal, wówczas jeszcze Ligi Światowej. W zeszłorocznej edycji Kubańczycy byli dziewiąci.
Jednym z najtrudniejszych meczów podczas tego turnieju był ten przeciwko Niemcom. Wówczas skład zespołu doleciał na miejsce zaledwie kilka godzin przed startem spotkania. Mimo tego, to nie ekipa Michała Winiarskiego była zwycięska, a właśnie Kubańczycy. – Wystawiliśmy zawodników, którzy jako pierwsi przybyli do Serbii. Po bardzo słabym pierwszym tygodniu potrzebowaliśmy zwycięstwa po długiej podróży, nie mogliśmy sobie pozwolić na porażkę. Ten sukces był ważny, bo dał nam morale na resztę tygodnia. Trasy z ponad 20-godzinnymi przesiadkami są wyjątkowo niewygodne. Chciałbym podróżować w lepszych warunkach ale to nie ode mnie zależy – opowiedział w wywiadzie dla OnCuba NEWS trener Jesús Cruz.
Wilfredo Leon i kubańska więź
Awans do strefy medalowej był poniekąd zaskoczeniem dla zespołu, bowiem „rzutem na taśmę” znaleźli się w najlepszej ósemce. Zaplanować logistycznie ich wyjazd do Ningbo pomógł nikt inny, jak Wilfredo Leon. Trener reprezentacji Kuby przyznał w rozmowie dla OnCuba NEWS, że jego wsparcie było nieocenione.
– Wilfredo Leon znalazł nam nocleg na trzy noce po ostatnim tygodniu fazy grupowej. Nie było to darmowe, otrzymał zapłatę, ale dzięki niemu szybko rozwiązaliśmy sytuację. Współpracował też z takimi zawodnikami jak Robertlandy Simon i David Fiel, gdy grał w reprezentacji. Nigdy nie straci tej więzi.
Trudy pracy trenera Kuby
Nie jest tajemnicą, że reprezentacja Kuby nie ma łatwo. Wiele kwestii leży po stronie zawodników i samego trenera, bowiem nie mają co liczyć na duże wsparcie od związku. Przygotowania do sezonu reprezentacyjnego, czy dobór powołanych zawodników to nie lada wyzwanie. Jak na co dzień wygląda praca szkoleniowca? – Śledzimy mecze dzięki połączeniu mobilnemu, na mój koszt. Z reguły jakość połączenia jest słaba. W Kubańskiej szkole siatkówki mamy Wi-Fi, ale sygnał często jest niestabilny. Szybciej jest użyć danych do pobrania linków czy uzyskania statystyk. Kilku kolegów z mniej ograniczonym internetem pomaga nam w wyszukiwaniu informacji – tłumaczył Jesús Cruz.
To nie jedyne kwestie, które utrudniają Kubańczykom zbudowanie drużyny na miarę tych z czołówki rankingu FIVB.– Wciąż mamy długą drogę do osiągnięcia poziomu elitarnego pod tym względem. Mamy zagranicznego statystyka, ale tylko jednego, podczas gdy inne drużyny mają dwóch lub trzech. Sztaby pierwszego szczebla składają się z 12 do 14 członków, w tym fizjoterapeutów czy lekarzy. To znacznie więcej niż trzech trenerów u nas – mówił szkoleniowiec.
Siódmy zespół Ligi Narodów będzie miał w tym sezonie jeszcze okazję powalczyć o dobre imię. We wrześniu Kuba weźmie udział w mistrzostwach świata. Zagra w grupie D, przeciwko Amerykanom, Portugalczykom oraz Kolumbijczykom.
Zobacz również:
Dziwne decyzje federacji. Czy krok po kroku szykują powrót Rosji?