– Mecz z Krispolem był praktycznie o być albo nie być w I lidze, bo gdybyśmy przegrali, to mielibyśmy fatalną sytuację i bardzo ciężki terminarz. Nie było łatwo grać mecz o taką stawkę po ośmiu przegranych z rzędu, więc tym bardziej cieszymy się, że przełamanie przyszło w tym momencie – powiedział Rafał Maluchnik, rozgrywający Olimpii Sulęcin.
Druga runda nie jest zbyt udana w waszym wykonaniu. Bez względu na to czy graliście dobrze, czy źle, to zazwyczaj przegrywaliście. Przełamaliście się we Wrześni, gdzie zdobyliście komplet oczek. Chyba były wam one potrzebne jak tlen? Zeszło z was trochę ciśnienie po tym meczu?
Rafał Maluchnik: – Moim zdaniem druga runda jest bardzo zła w naszym wykonaniu. Po pierwszej mieliśmy apetyty na walkę o play-off, a okazało się, że sobotni mecz z Krispolem był praktycznie o być albo nie być w I lidze, bo gdybyśmy przegrali, to mielibyśmy fatalną sytuację i bardzo ciężki terminarz do końca tej części sezonu. Nie było łatwo grać mecz o taką stawkę po ośmiu przegranych z rzędu, więc tym bardziej cieszymy się, że przełamanie przyszło w tym momencie.
Obie drużyny falowały w tym meczu, ale kluczowa była trzecia partia, w której przełamaliście gospodarzy. Jak z twojej perspektywy wyglądało starcie z Krispolem?
– Mecz był bardzo wyrównany. My przeważaliśmy w bloku, a rywale w przyjęciu zagrywki. Trzecia partia była kluczowa. Krispol prowadził już 24:23, ale wytrzymaliśmy końcówkę i udało nam się wygrać 26:24. W ostatniej partii była już pełna nasza dominacja, ale kto wie, jak potoczyłby się mecz, gdybyśmy przegrywali 1:2.
Zgodzisz się, że w tym meczu kluczową rolę odegrała głowa i umiejętność opanowania nerwów? Umiejętności siatkarskie trochę zeszły na drugi plan, bo był to mecz za „sześć” punktów?
– Dokładnie tak. To był najważniejszy mecz zarówno dla nas, jak i dla wrześnian w tym sezonie. Widać to było po zachowaniach zawodników czy trenerów. Były żółte kartki i dużo dyskusji z sędziami. Detale zadecydowały o zwycięstwie, ale bardzo cieszymy się, że to my lepiej wytrzymaliśmy ten mecz.
A dużo było rozmów po ostatniej porażce z MCKiS-em, która nie powinna wam się przydarzyć? To niepowodzenie „wstrząsnęło” waszym zespołem? Nie udźwignęliście presji związanej z wynikiem tamtego spotkania?
– W czwartek mieliśmy analizę meczu z jaworznianami. Wyciągnęliśmy z niej bardzo dużo wniosków. Jeśli porównamy mecz środowy i sobotni, to mam wrażenie, że pokazaliśmy dwa oblicza naszej drużyny. Myślę, że znacznie większą presję odczuwaliśmy w meczu z Krispolem niż z MCKiS-em. W środę zawiedliśmy sportowo i zagraliśmy bardzo słaby mecz. W sobotnim spotkaniu z wrześnianami cały zespół wyszarpał zwycięstwo, dając z siebie 100%.
Na razie macie trzy oczka przewagi nad Krispolem. Uważasz, że to już wystarczy czy nadal nie możecie spać spokojnie i musicie szukać punktów w kolejnych pojedynkach?
– Mamy trzy punkty przewagi nad Krispolem, ale uważam, że to nie wystarczy. Musimy zdobyć przynajmniej trzy punkty w tych najbliższych meczach, a może się okazać, że będzie trzeba wywalczyć ich jeszcze więcej. To będą mecze o być albo nie być i mogą w nich paść niespodziewane wyniki, więc dopóki walka trwa nie można być niczego pewnym.
Przed wami pojedynek z BBTS-em. Teoretycznie z mocniejszymi zespołami gracie lepszą siatkówkę. Liczysz na niespodziankę w tym meczu? Co musi się stać, aby do niej doszło?
– Liczę chociaż na jeden punkt, bo nie ma co się oszukiwać, że BBTS jest zdecydowanym faworytem tego meczu. Obawiam się, że jeśli zagramy tak jak z wrześnianami, to może to na bielszczan nie wystarczyć. Musimy wskoczyć na jeszcze wyższy poziom. To jest sport i każdy mecz jest inny. Mam nadzieję, że podbudowani ostatnim zwycięstwem zagramy na luzie i pokażemy, że potrafimy grać fajną siatkówkę.
źródło: inf. własna