W sobotnie popołudnie w hali pod Dębowcem po raz pierwszy od bardzo dawna było głośno. Popandemiczne otwarcie trybun sprawiło, że pojedynki siatkarskie cieszą się coraz większą frekwencją, co cieszy nie tylko organizatorów meczów, ale i samych aktorów sportowego spektaklu – To naprawdę przyjemny widok, szczególnie tutaj w Bielsku-Białej, gdzie chyba jeszcze tylu kibiców w hali nie widziałem, a sam przyjeżdżałem tutaj niejednokrotnie w roli zawodnika czy kibica. To miła niespodzianka dla oka, ale i ucha – mówi w rozmowie z klubem rozgrywający Radosław Gil.
Jak grało się przy tak licznie zgromadzonej publiczności w hali pod Dębowcem? Trybuny były wypełnione niemalże po brzegi.
Radosław Gil: – To naprawdę przyjemny widok, szczególnie tutaj w Bielsku-Białej, gdzie chyba jeszcze tylu kibiców w hali nie widziałem, a sam przyjeżdżałem tutaj niejednokrotnie w roli zawodnika czy kibica. To miła niespodzianka dla oka, ale i ucha, bo czuć atmosferę meczu znacznie intensywniej, jeśli kibice wypełniają trybuny i są na nich dodatkowo aktywni. Doping, wsparcie i klaskanie sprawiają, że łatwiej się gra, lepiej wchodzi w rytm meczowy.
Czy w jakiś sposób ciężej wychodzi się do meczu, w którym po drugiej stronie siatki staje lider tabeli?
– Jeśli pytasz o moje osobiste odczucia, to nie. Ja osobiście nie odczuwam żadnej presji wchodząc z boku. W pierwszym secie razem z Jake’m Hanesem pojawiliśmy się na boisku przy stanie 23:23, ale trener nas do takich sytuacji przyzwyczaił. Zdarzały się i trudniejsze momenty, chociażby w meczu z drużyną z Wrocławia. Powiedzmy, że udaje się tę „presję” znieść i to bez żadnych problemów. W drugiej partii wypracowaliśmy taką przewagę, że gra w pewnym momencie była dla nas zabawą. Nie ukrywajmy, że w momencie, gdy jedna czy dwie piłki przy takim wyniku, przy którym prowadzimy siedmioma czy ośmioma punktami, nie pójdą po naszej myśli, to nic się nie stanie. Wtedy można trochę zaryzykować, pograć z nieco większą fantazją i trochę pobawić się siatkówką.
Drugi i trzeci set pokazał waszą dominację nad rywalem ze Świdnika, mimo że pierwsza partia nie padła waszym łupem tak łatwo. Wydawało się, że w tych kryzysowych momentach pierwszej odsłony zdołaliście znaleźć w sobie więcej spokoju, niż miało to miejsce chociażby w meczu z drużyną z Bydgoszczy, w którym tej „chłodnej głowy” chyba zabrakło.
– Naszym kluczem jest ta zespołowość. Część zawodników gra już ze sobą kolejny rok z rzędu, kilku nowych graczy – w tym ja – sądzę, że dobrze wkomponowaliśmy się w zespół. Myślę, że ktoś patrząc na to z boku nie dostrzegłby różnicy pomiędzy „starym” reprezentantem BBTS-u Bielsko-Biała, a „nowym”. Myślę, że właśnie w tym tkwi nasz sekret. Do tego dobrze trenujemy i na niemalże każdej pozycji mamy bardzo doświadczonych graczy. To też nie jest ten moment w sezonie, gdzie powinniśmy czuć jakąś presję lub mieć jakiekolwiek obawy. Każdy mecz to dla nas sprawdzian i nowe doświadczenie, które gromadzimy na przestrzeni sezonu przed najważniejszą jego częścią. Nie ukrywajmy, że mamy grać najlepiej w fazie play-off i to tam nasza forma ma być najwyższa. To na tamtym etapie musimy grać najlepiej i tak się prezentować – oby w finale rozgrywek Tauron I Ligi. Jak to się potoczy? Zobaczymy. Mam nadzieję, że tam ujawnimy ten swój spokój i zespołowość, o której wspomniałem.
Przed wami wyjazd do Siedlec. Czy założenia na mecz są standardowe i jedziemy po każdy kolejny punkt? Czy macie jakieś obawy związane z tamtym pojedynkiem?
– Od poniedziałku skupiamy się na następnym rywalu i przygotowujemy się do meczu taktycznie i siłowo tak, jak do każdego kolejnego starcia. Cieszymy się, że po udanym pojedynku z drużyną Polskiego Cukru Avią Świdnik zdołaliśmy wypocząć i naładować baterie, a dodatkowo odpocząć trochę od siebie. Oczywiście wszyscy bardzo się lubimy prywatnie i jako „koledzy z pracy” – tak to nazwijmy – ale też musimy czasem od siebie odpocząć, bo to jest zwyczajnie potrzebne każdemu z nas.
*Rozmawiała Klaudia Piwowarczyk
źródło: BBTS Bielsko-Biała - informacja prasowa