Warszawę zna jak własną kieszeń, ale że jest z natury ciekawy świata, lubi eksplorować też nowe kierunki. Spale powiedział dwa razy konsekwentnie „NIE”, bo wiedział, że i tak może zajść wysoko. Przebojem wdarł się na parkiety PlusLigi w szeregach drużyny dowodzonej przez Jakuba Bednaruka. Dlaczego liceum ogólnokształcące było dla niego lepszym wyborem? Jakie książki lubi czytać? Dokąd udałby się na wakacje? Zarówno o tym, jak i o wielu innych aspektach swojego życia opowiedział Artur Szalpuk.
JAKI OJCIEC TAKI SYN
Jak wszyscy wiemy, twój ojciec grał w siatkówkę. Jest z nią dalej związany? A mama lub siostra?
Artur Szalpuk: – Mama nie grała w siatkówkę. Tata był zawodowym siatkarzem, ale teraz przy siatkówce już nie jest. Pod koniec swojej kariery łączył zawodowy sport i pracę w innej branży. Obecnie chodzą na moje mecze, dzielnie mnie wspierają i cały czas mi kibicują. Z siostrą mamy bardzo dobry kontakt. Ostatnimi czasy jest prawie na każdym moim meczu i podobnie jak rodzice, mocno dopinguje naszą drużynę. W wakacje zawsze gdzieś zawsze razem wyjeżdżamy.
MATEMATYCZNY ZAWRÓT GŁOWY
Dlaczego nie chciałeś iść do Spały i wybrałeś liceum ogólnokształcące?
– Postaram się sięgnąć pamięcią do tych czasów, choć było to dawno temu. Wówczas zdobyłem mistrzostwo Polski ze swoim klubem macierzystym MDK Warszawa, w którym panowało przeświadczenie, że w Spale wcale nie jest tak super, jak się mówi. Poza tym SMS w twoim CV nie jest potrzebny do tego, żeby twoja kariera nabierała rozpędu. Stwierdziłem po prostu, że wyjazd do lasu i pobyt tam przez trzy lata, gdy mam zapewniony taki sam poziom gry jak w swoim klubie macierzystym, nie miał sensu, dlatego nie zdecydowałem się na to. Po czasie nie żałuję tej decyzji. Cieszę się, że miałem normalne życie, a w zasadzie dużo na tym nie straciłem.
Chodziłeś do klasy o profilu mat-fiz. To wynikało z twoich zainteresowań, predyspozycji?
– Tak, choć według mnie uczniowie za wcześnie stawiani są przed wyborem profilu w liceum. Gdy ja byłem uczniem, musiałem podjąć decyzję zaraz po zakończeniu gimnazjum. Profil w liceum często już ukierunkowuje cię, na jakie studia pójdziesz. Więc w wieku kilkunastu lat stajemy przed wyborem swojej przyszłości. Wielu ludzi nie jest jeszcze świadomych, pewnych, co chcą w życiu robić. Miałem zdolności matematyczne, co może być zaskakujące, a do matematyki dobrałem sobie fizykę, z której, potem się okazało, byłem totalnie lewy (śmiech). To nie miało najmniejszego sensu, ale na pewno mój umysł był bardziej sportowy i ścisły niż humanistyczny.
A czemu uważasz, że to jest zaskakujące?
– Powiedziałem zaskakujące, ponieważ ogólnie funkcjonuje taki stereotyp sportowca-nieuka, który poświęca się tylko sportowi. A ja w latach szkolnych dbałem o naukę i byłem, nieskromnie mówiąc, dobry.
TELEFON OD BEDNARUKA
Jak już wspominałeś, swoją przygodę z siatkówką rozpocząłeś w MDK Warszawa, a później kontynuowałeś w AZS Politechnice Warszawa. Jak trafiłeś do klubu PlusLigi?
– To dość ciekawa historia, ale ja jeszcze uzupełnię w takim razie pytanie o SMS. Po dwóch latach liceum i niebyciu w Spale zacząłem myśleć, że może jednak na ostatnią klasę ta Spała byłaby dla mnie dobrym wyborem. Chciałem dołączyć do kolegów, z którymi grałem w kadrze. Poza tym zauważyłem też, że poziomy nieco się już jednak rozjeżdżają i byłem gotowy na przeprowadzkę do Spały, ale w tamtym momencie zadzwonił do mnie Kuba Bednaruk. Zaproponował mi grę w Politechnice. Miałem wówczas 18 lat i byłem w ostatniej klasie liceum. Więc znowu stanąłem przed wyborem – zostać w swoim mieście, w swoim liceum i grać w siatkówkę na fajnym poziomie w PlusLidze lub pójść do SMS. I drugi raz zrezygnowałem z pójścia do Spały.
Czytałam, że zaczynałeś od pozycji rozgrywającego. Czemu zmieniłeś pozycję?
– Moją pierwszą pozycją, i to też może być dość zaskakujące dla dużej liczby osób, była pozycja libero. Wynikało to głównie z faktu, że byłem najniższy i najmłodszy w drużynie. W następnym roku byłem szykowany na rozegranie w swoim roczniku, ale nie cieszyłem się tym zbyt długo, bo znowu występowałem z kolegami z rocznika 1994 jako libero. Naszym rozgrywającym był Konrad Buczek. Przyznaję, że na początku trochę z nim rywalizowałem, ale kontuzje w zespole spowodowały, że potrzebowaliśmy przyjmującego. Ja zawsze miałem ciągotki do atakowania, zdobywania punktów, to po prostu głęboko gdzieś we mnie siedziało. Zawsze to lubiłem, a teraz – 15 lat później – nic się nie zmieniło i dalej to w sobie mam. Gdy zacząłem grać na przyjęciu wygraliśmy mistrzostwo Polski. Od tamtej chwili nikt nie myślał o zmianie mojej pozycji. Może w innej rzeczywistości chciałbym spróbować swoich sił na rozegraniu, ale to już się nie stanie.
BEŁCHATOWSKA PRESJA
W twoim CV znajdziemy takie kluby jak: Czarni Radom, PGE Skra Bełchatów, Trefl Gdańsk, w którym dla ciebie zaczęła się gra na najwyższym poziomie. W Skrze nie walczyłeś o trofea?
– W Skrze presja wyników była ogromna. Pierwszy raz zetknąłem się z wielką siatkówką, z największymi nazwiskami, z ciągłą grą o najwyższe cele na wszystkich frontach. Dalej nie mogę tego zrozumieć, ale tam można było wyczuć niezadowolenie, gdy wygrało się 3:1, a więc straciło się seta, z niżej notowanym zespołem. Dla mnie wygrana to wygrana (śmiech). W Gdańsku pierwszy raz grałem sezon od dechy do dechy i czułem wewnętrznie, że na to zasługiwałem. Gdy byłem w Bełchatowie, to czułem, że trochę nie pasowałem do innych graczy i przez różne perypetie w połowie sezonu nie czułem się częścią drużyny, bo wiedziałem, że nie mam szans na grę. Więc to dlatego uważam, że moje wielkie granie zaczęło się w Gdańsku a nie w Bełchatowie.
A czemu Warszawę wymieniłeś na Radom?
– Byłem dość młodym zawodnikiem i potrzebowałem zmiany klubu, otoczenia. Wówczas te drużyny sąsiadowały ze sobą w tabeli, więc nie był to spory przeskok poziomu. Klub dał mi szansę dalszego rozwoju i patrząc z perspektywy czasu, była to dobra decyzja. Warszawa podobnie jak Radom wypuściła wielu młodych zdolnych. U Kuby znalazłem się w dobrym miejscu i czasie. Dobrze mi się tu grało, ale chciałem coś zmienić i zdecydowałem się na ofertę z Radomia.
Do tego czasu daleko, ale czy chciałbyś w przyszłości pozostać przy siatkówce w roli trenera bądź managera, a może chciałbyś zająć się szkoleniem młodzieży?
– Nie wiem. Choć wiek coraz większy, czuję się ciągle młody i nie myślę o tym, czym będę się zajmował po siatkówce. Wiele różnych czynników będzie miało wpływ na to, jak potoczy się moje życie. Czy widziałbym się w roli trenera? Myślę, że tak, ale to nie jest odpowiedź na zasadzie, że mógłbym i chciałbym być trenerem.
„ODPOCZYNEK MOIM HOBBY”
Co lubisz robić w wolnym czasie?
– Powiem tak: ja zapomniałem jak to jest grać, tak jak grają te największe zespoły, ciągle w europejskich pucharach, w reprezentacji i w PlusLidze. Tego wolnego czasu jest dość mało (śmiech). Pierwsze co lubię robić – odpoczywać, żeby zregenerować swoje ciało. Często chodzę więc na saunę. Jak poza tym odpoczywam? Czytam książki, oglądam filmy i składam lego. Poza tym odpoczywam aktywnie, wyprowadzając swojego psa na spacery i spędzając z nim czas.
Jakie książki czytasz?
– Zacząłem czytać książki cztery lata temu. Są okresy, że naprawdę intensywnie czytam książkę za książką i są momenty, że słabiej mi to idzie. Nie biorę udziału w żadnym wyzwaniu. Stoję właśnie przed moją biblioteczką i widzę spory przekrój gatunków. Znajdą się tytuły na temat psychologii, ale i kryminały, klasyki lektur szkolnych, których wcześniej nie czytałem. Jak mówiłem, język polski nie był moim ulubionym przedmiotem i nie doceniałem tego, że można czytać książki. Ostatnio postanowiłem to nadrobić, więc czytałem „Mistrza i Małgorzatę” oraz „Zbrodnię karę”. Moja ulubiona pozycja to biografia Andre Agassiego. Przeczytałem wszystkie trzy części Harariego oraz „Diunę”. Książki są ciekawą alternatywą dla telefonu, po który sięgamy, by przeglądać Instagram.
Zobacz również:
Poznaj mistrza – Marcin Janusz
„RĘKOPISY NIE PŁONĄ.”
Jakie masz przemyślenia na temat „Zbrodni i Kary” i „Mistrza i Małgorzaty”?
– Moim zdaniem te książki to dwie różne bajki. Nie będę ukrywał, że przed „Mistrzem i Małgorzatą” musiałem się posiłkować opracowaniami, żeby dobrze zrozumieć tę książkę. Natomiast „Zbrodnia i kara” jest bardzo ciekawa.
A ja myślałam, że wypłynie „Harry Potter”…
– Oczywiście! Przecież to jest moja ulubiona opowieść! Ja zawsze o niej zapominam, bo już tak dawno temu przeczytałem całość. Serię w sumie czytałem dwa razy. To są chyba pierwsze książki, które w dzieciństwie przeczytałem. Najlepszy film według mnie to „Harry Potter i Czara Ognia”. Jak tak myślę, że jest to też moja ulubiona książka z serii. Części od czwartej do ostatniej są fantastyczne, a filmy niestety są troszkę „skaszanione”, szczególnie „Harry Potter i Książę Półkrwi”. Cały film kręci się wokół tematów zupełnie nieważnych dla fabuły, a poza tym jest źle nakręcony.
ŁAGODNE ELEKTRO I TECHNO W USZACH
Latem byłeś na kilku koncertach. Jakiej muzyki słuchasz? Jesteś DJ szatni?
– Byłem kiedyś i uważam się za bardzo dobrego DJ. W tym sezonie została mi odebrana ta przyjemność, bo głośnik przejęli Bartek Bołądź i Damian Wojtaszek. Nie mam nic przeciwko temu, bo grają bardzo fajną muzykę. Jest przy tym sporo śmiechu i zabawy. Jaką lubię muzykę? Ostatnio dominuje u mnie elektro i techno w wersji łagodniejszej, czyli bez mocnych rytmów. A do tego w szatni sporo leci polskiego rapu. Z innych gatunków bardzo lubię twórczość Dawida Podsiadło i Sanah. Podobnie do książek na mojej playliście znajdzie się całkowity przekrój gatunków. Zarówno Linus (Weber – przyp. red), jak i mój barber pokazali mi kilka fajnych utworów i mieli bardzo duży wpływ na to, że podoba mi się taka muzyka.
W podcaście VolleyBreak opowiadałeś, że gdy nie dostałeś powołania na kadrę, miałeś sporo czasu na spróbowanie różnych aktywności, m. in. tańca. Chodziłeś na jakieś kursy tańca? Przy okazji zapytam też, ile czasu zajęło ci przepracowanie tematu braku powołania?
– Nie miałem na myśli takiego tańca, więc nie, nie chodziłem na żadne kursy. Choć z ciekawości chętnie bym poszedł na taki kurs, żeby spróbować swoich sił. Aktualnie nie mam na to nawet czasu. Zresztą, przy tylu treningach nie będę dokładał sobie dodatkowych aktywności fizycznych. Myślę, że kursy tańca też mogą być meczące i wymagające. A odpowiadając na drugą część pytania, przygotowanie psychologiczne, praca z psychologiem i przepracowywanie pewnych tematów jest dość ważne. Moja praca z psychologiem zaczęła się dużo później niż niepojechanie na igrzyska olimpijskie. Nie dostanie powołania na igrzyska jest już tak odległą sprawą, że nie chcę do tego za bardzo wracać.
NIE TYLKO ISLANDIA
Wiem, że lubisz podróżować. Jakie kierunki najbardziej cię interesują? Ja organizujesz swoje podróże?
– Organizowanie własnej podróży jest świetne, gdy ma się długie wakacje. W minionym roku byłem na Majorce w bardziej wypoczynkowym stylu razem z Mateuszem Bieńkiem i też było super, więc obie formy – zarówno all inclusive, jak i własna podróż z plecakiem – są dla mnie odpowiednie. Jednakże opcja wyjazdu do innego kraju, by posmakować tamtejszej kuchni, pozwiedzać, trochę poszwendać się wieczorami, a trochę poleżeć na plaży, jest genialna. Daje to bardzo fajną możliwość poznania innych kultur i miejsc. Wspólnie z siostrą zorganizowaliśmy wyjazd na Majorkę, na której byłem w sumie dwa razy. Sama organizacja nie była trudna. Wyszukiwaliśmy miejsca na bieżąco w internecie, a sporo pomógł nam też czat GPT, który prawie w całości zaplanował nam rozrywki na miejscu. Jestem zdania, że trzeba korzystać z życia i jak ma się okazję, trzeba pojechać, zwiedzić, zobaczyć i oderwać się od miejsca, w którym na co dzień się żyje. Faktycznie moim wymarzonym miejscem do zobaczenia jest Islandia. Chociaż jak teraz patrzę na pogodę w Polsce, to nie chce mi się znów w zimę lecieć (śmiech). Z innych miejsc, na które nie miałem czasu, Tajlandia, Malediwy oraz kraje europejskie, w których jeszcze nie miałem okazji być, np. nigdy nie byłem w Londynie czy Pradze, a bardzo chętnie bym je zwiedził. Na pewno w te wakacje zrealizuję kolejne cele podróżnicze.
Według ciebie najlepsze miasto w Europie to Warszawa. Masz swoje ulubione miejsca, restauracje w stolicy?
– Oczywiście, że mam, ale nie będziemy tutaj robili reklamy (śmiech). Prowadzę ze swoją dziewczyną nasz prywatny ranking restauracji warszawskich. Odwiedziłem już bardzo dużo lokali. Wiem, gdzie są najlepsze rameny, gdzie mogę zjeść moją ulubioną pizzę czy sushi. Na pewno w Warszawie często odwiedzam restauracje. Co do ulubionych miejsc – zimą bardzo lubię spacerować po Starym Mieście i wziąć kubek gorącej czekolady, kiedy wszystko jest przystrojone, a na ulicach leży sporo białego śniegu. Bardzo blisko mnie jest ogród świateł przy pałacu Sobieskiego, do którego też zaglądam. A jeżeli chodzi o spacery z Luną, to lubię miejsca, gdzie jest mało ludzi, mało psów, żeby móc sobie spokojnie pochodzić, więc do żadnych parków nie chodzimy.
POZYTYWNY ŚMIESZEK
Jakie cechy najbardziej w sobie lubisz, a za jakimi nie przepadasz?
– Dobre pytanie. Lubię w sobie to, że jestem ambitny, pracowity. To takie siatkarskie. Podoba mi się to, że jestem pozytywny i lubię się śmiać. Z natury jestem miłą i dobrą osobą. A jeżeli chodzi o cechy, których nie lubię – nie mam takich. Raczej staram się siebie akceptować, a nad wadami pracować. Jestem, jaki jestem i nie chcę się nadmiernie za to krytykować czy biczować. Może chciałbym być mniej nerwowy. W życiu prywatnym nie jestem, ale na boisku już trochę tak, więc chciałbym to lepiej kontrolować.
Określiłbyś się bardziej poukładanym czy imprezowym człowiekiem?
– Myślę, że to jest właśnie balans i nie wybrałbym żadnego z tych zwrotów. To też zależy pewnie od humoru, dnia. W pewnych aspektach jestem poukładany, a w pewnych już mniej. Chodzi też w życiu o złoty środek. Wszystko jest dla ludzi. Ja raczej jestem z tych, co szukają tego balansu.
Jakim chciałbyś być człowiekiem?
– Zdrowym, dobrym i szczęśliwym. Nie mam dużych wymagań. Mniej więcej mam w głowie obraz człowieka, do którego dążę i którym chciałbym się stać. Mam cechy, nad którymi wiem, że muszę popracować. Myślę jednak, że te trzy aspekty choć są dość ogólne, mocno wyrażają i określają, do czego dążę w życiu.
Co cię w życiu motywuje i definiuje?
– Myślę, ze każdego w pierwszej kolejności definiuje to, jakim jest człowiekiem, a dopiero w drugiej kolejności trzeba patrzeć na to, jakim jest siatkarzem. A jeżeli chodzi o moją motywację, to mnie napędza chęć dobrej gry. Chcę być dobrym człowiekiem, dobrym kolegą z zespołu, dobrym siatkarzem i to mnie motywuje do działania. Zawsze taki byłem i wciąż mam to w sobie.
źródło: inf. własna