Reprezentacja Polski co prawda doleciała do Bari, ale wcześniej siatkarze, którzy podróżowali samolotem czarterowym z Macedonii do Włoch, mieli chwilę stresu. Okazało się bowiem, że początkowo samolot nie mógł wystartować przez zbyt dużą wagę. – Jak wszystkie drużyny wsiadły do samolotu i spakowały bagaże, stoły do masażu, medykamenty, to się to wszystko nie zgrywało wagowo. Wylecieliśmy z opóźnieniem godzinnym, ale na szczęście udało się tu dotrzeć – mówił przyjmujący polskiej kadry, Aleksander Śliwka.
Mistrzostwa Europy rozgrywane są w czterech krajach. Po zakończeniu fazy grupowej biało-czerwoni z Macedonii musieli przenieść się do Włoch, podobnie jak ekipy Czech, Holandii i właśnie Macedonii. Podróż nie przebiegła jednak aż tak gładko, jak można było się tego spodziewać. – Dostaliśmy informację, że samolot jest za bardzo dociążony. Nie znamy procedur, jak to powinno wyglądać. Nasze obawy i strach pewnie też właśnie brały się z tej niewiedzy. Gdyby było niebezpieczeństwo, to raczej nikt nas by w powietrze nie wypuścił – uspokajał Aleksander Śliwka. Jako pierwszy o całej sytuacji powiedział portalowi interia.pl trener przygotowania fizycznego biało-czerwonych – Piotr Pietrzak.
NADBAGAŻ
Okazało się bowiem, że po załadowaniu wszystkich pasażerów, a także ich bagażu, nie wszystko zgadzało się w kwestii wagi. – Jak wszystkie drużyny wsiadły do samolotu i spakowały bagaże, stoły do masażu, medykamenty, to się to wszystko nie zgrywało wagowo. Wylecieliśmy z opóźnieniem godzinnym, ale na szczęście udało się dotrzeć – mówił Aleksander Śliwka.
Chociaż wszystko skończyło się szczęśliwie, to cała sytuacja była mocno stresująca. – To był potężny dyskomfort wśród większości osób na pokładzie. Cała sytuacja bardzo wpłynęła na wyobraźnię. Dla mnie to jest wielkie nieporozumienie, że w ogóle doszło do takiej sytuacji. Jeszcze większym nieporozumieniem jest to, że w ogóle polecieliśmy. Siedząc w samolocie przed startem, każdy przeżywał to wewnątrz, nikt z nikim nie rozmawiał – opisywał natomiast Grzegorz Łomacz.
SZCZĘŚLIWE LĄDOWANIE
Ostatecznie jednak polska kadra, tak jak i pozostałe trzy drużyny szczęśliwie dotarły do Bari. – Dostaliśmy nagle specjalne pozwolenie, gdzie wcześniej pilot nie chciał się zgodzić na start. Nie został nam przekazany żaden oficjalny komunikat, ale pocztą pantoflową dowiedzieliśmy się, że samolot ma nadbagaż. Menadżerowie wszystkich drużyn, lecących ze Skopje próbowali wyjaśniać całą sytuację. Nasz kapitan Bartosz Kurek też się zaangażował – opisywał rozgrywający polskiej kadry.
To nie pierwsza przygoda biało-czerwonych z lotami, ale teraz już do końca turnieju pozostają na włoskiej ziemii, więc kolejny zagrożony lot im nie grozi. – Miałem kilka przygód z lataniem. Mam delikatny lęk i zawsze się stresuję. Nie była to sytuacja komfortowa dla mnie i dla innych chłopaków, ale takie rzeczy się zdarzają. Cieszymy się, że mecze o medale są w Rzymie, a nie musimy lecieć z Lublany do Paryża jak w 2019 roku – wspominał Aleksander Śliwka.
Teraz biało-czerwoni mogą się już skupić w pełni na rywalizacji na włoskich boiskach. W niedzielę czeka ich mecz 1/8 finału mistrzostw Europy z Belgami.
Korespondencja z Bari
źródło: inf. własna