Za nami kolejna runda PlusLigi. Już na samym początku małą niespodziankę sprawiło Cuprum Lubin, które wywalczyło punkt w starciu z faworytem z Warszawy. Pełną pulę zgarnęli za to jastrzębianie, którzy bez straty seta pokonali Asseco Resovię, a także Ślepsk Malow Suwałki, triumfem 3:0 rehabilitując się za porażkę przed własną publicznością z 1. rundy. Najciekawszym starciem okazał się mecz PGE Skry Bełchatów z Aluronem CMC Warta Zawiercie i to podopieczni Igora Kolakovicia wywieźli z Bełchatowa komplet punktów. Świetnie sezon otworzyli gracze Trefla Gdańsk, dość niespodziewanie deklasując w Radomiu miejscowych Czarnych. Na zakończenie 2. kolejki GKS Katowice w tie-breaku pokonał Stal Nysę i aktualnie to właśnie ekipa Grzegorza Słabego jest wiceliderem tabeli.
Ta runda PlusLigi rozpoczęła się od pojedynku na Dolnym Śląsku, gdzie Cuprum Lubin podejmowało Vervę Warszawa Orlen Paliwa. Tam już w dwóch pierwszych setach gospodarze pokazali, że ich dobra postawa w meczu z PGE Skrą Bełchatów nie była dziełem przypadku. Marcelo Fronckowiak bardzo dobrze poukładał swoją drużynę, całkiem solidnie radzili sobie wszyscy jego skrzydłowi. Verva Warszawa po dwóch przegranych setach się jednak nie poddała, goście doprowadzili do remisu, a następnie w wyrównanym tie-breaku przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Dobrą zmianę dał Jan Król, który skończył mecz z dorobkiem 19 punktów, natomiast liderem, a także MVP meczu został Artur Szalpuk. Reprezentant Polski wywalczył 24 oczka, miał 63% skuteczność ataku, a także 4 bloki i asa serwisowego. O straconej szansie mogą mówić lubinianie. – Wkradło się rozluźnienie, a z takim zespołem, jakim jest Verva, nie można sobie na to pozwolić. Popełniliśmy o kilka błędów za dużo – powiedział środkowy Cuprum Lubin Przemysław Smoliński. Verva Warszawa jest jedną z czterech niepokonanych drużyn w PlusLidze.
O ile zwycięstwo Jastrzębskiego Węgla w meczu z Asseco Resovią trudno uznać za niespodziankę, to już wymiar wygranej i owszem. Premierowa odsłona była do pewnego momentu wyrównana, to jej końcówka padła łupem gospodarzy. Nie zwolnili oni tempa w kolejnych dwóch setach i pewnie wygrali 3:0. Po dość przeciętnym meczu w Zawierciu, bardzo dobre spotkanie rozegrał Mohamed Al Hachdadi, zdobywając 15 punktów. Do tego 12 dołożył Tomasz Fornal, a cały zespół prowadzony przez Luke’a Reynoldsa bardzo dobrze zagrywał. Jastrzębianie 10 razy punktowali bezpośrednio zza linii 9. metra, popełniając przy tym tylko 10 błędów. To pozwoliło im również całkiem dobrze grać blokiem, którym ataki rywali powstrzymywali 8 razy. Na to odpowiedzi nie potrafili kompletnie znaleźć gracze ze stolicy Podkarpacia. – Sam suchy wynik pokazał, że w żadnym z tych trzech setów nie mieliśmy najmniejszych szans. Zagraliśmy bardzo słabe spotkanie i w żadnym elemencie nie widzę, żebyśmy byli lepsi od jastrzębian na ten moment. Nie wiem czy to było spowodowane tym, że oni już mieli za sobą pierwszy mecz w tym sezonie, ale to są takie głupie wymówki. My po prostu zagraliśmy słabo – mówił Fabian Drzyzga. Na wygraną zbudowana od nowa drużyna Asseco Resovii będzie więc musiała jeszcze poczekać. Natomiast Jastrzębski Węgiel jest 3. zespołem w tabeli.
Po bolesnej porażce w 1. kolejce Ślepsk Malow Suwałki zdecydowanie się zrehabilitował. Podopieczni Andrzeja Kowala przez dwa pierwsze sety spotkania z Indykpolem AZS Olsztyn dyktowali warunki na boisku. W trzecim gospodarze co prawda walczyli, ale przegrali po walce na przewagi 27:29 i całe spotkanie 0:3. W szeregach ekipy Daniela Castellaniego szwankował przede wszystkim atak, co wyraźnie przełożyło się na wynik, natomiast Ślepsk mógł liczyć na Bartłomieja Bołądzia, a także pozostałych skrzydłowych. Cała trójka zanotowała bowiem dwucyfrową zdobycz punktową, a Bołądź zgromadził ich na swoim koncie 19, kończąc 67% swoich ataków i zasłużenie zgarnął statuetkę MVP. – Cieszymy się bardzo ze zwycięstwa, jak z każdego. Każde zwycięstwo jest cenne, zwłaszcza to pierwsze w lidze. Najważniejsze, o czym mówiłem po poprzednim meczu, jest to, abyśmy wszyscy doszli do zdrowia, abyśmy rozpoczęli ten mikrocykl treningowy pełną grupą zawodników. Także byliśmy przygotowani do tego meczu – mówił na łamach ligowych mediów szkoleniowiec ekipy z Suwałk Andrzej Kowal.
Prawdziwą męską wymianę ciosów kibice mogli obejrzeć w Bełchatowie. Tam PGE Skra podejmowała Aluron CMC Warta Zawiercie i to miejscowi byli faworytami tego pojedynku. Już od początku spotkanie było bardzo wyrównane, pełne widowiskowych ataków i zagrywek. Pierwsze partia padła łupem PGE Skry, ale trzy kolejne rozstrzygnęli już na swoją korzyść goście z Zawiercia, spora w tym zasługa rewelacyjnego w tym meczu Mateusza Malinowskiego. Nie miał on sobie równych i skończył mecz z 30 punktami i 64% skutecznością, a do tego miał 3 asy serwisowe. Solidny mecz rozegrał także rozgrywający zawiercian Maximiliano Cavanna, nadal mało widoczny był natomiast Flavio. Po stronie ekipy prowadzonej przez Michała Mieszko Gogola szwankowała zagrywka, która często była ich bronią we własnej hali. Trzeba jednak przyznać, że kilka akcji więcej wygranych przez bełchatowian, mogłoby odwrócić losy tego meczu, ale po drugiej stronie siatki absolutnie nie zawodził Malinowski i dzięki temu jego zespół po raz pierwszy w swojej historii pokonał PGE Skrę na jej terenie. – Myślę iż nasza drużyna uwierzyła w siebie. Z Jastrzębskim Węglem nie udało nam się wygrać za trzy punkty, na szczęście w Bełchatowie pokazaliśmy charakter, wolę walki i można też powiedzieć – doświadczenie. Nie pękliśmy w końcówkach, tylko ten pierwszy set niefortunnie przegraliśmy. Niektóre zespoły by się poddały, ale u nas mamy sporą ilość ambitnych, głodnych gry młodych zawodników i to się przełożyło na wynik – podsumował Malinowski.
– Jest mi niezmiernie głupio, zagraliśmy bardzo źle, dostaliśmy dużego gonga i musimy się jak najszybciej podnieść. Nie pamiętam tak dotkliwej porażki w tej hali. Nie mieliśmy prawa wygrać tego meczu – mówił trener Cerradu Enea Czarni Radom Robert Prygiel po wysokiej i na pewno bardzo bolesnej porażce z Treflem Gdańsk. Dla siatkarzy z Gdańska mecz w Radomiu był inauguracją tego sezonu i rozpoczęli go z przytupem. W premierowej odsłonie co prawda tracili kilka oczek, ale błyskawicznie odrobili swoje straty i bezsprzecznie dyktowali warunki warunki gry już do ostatniego gwizdka. Gdańszczanie rewelacyjnie prezentowali się nie tylko w ataku, ale bardzo dobrze zagrali również w polu zagrywki, do tego dobre zawody rozegrał Marcin Janusz. MVP spotkania został natomiast debiutujący w meczu ligowym w barwach Trefla Gdańsk Mariusz Wlazły. Atakujący wywalczył 16 punktów, skończył 11 na 16 swoich akcji ofensywnych i chociaż nie szło mu w polu serwisowym, to miał na swoim koncie 5 bloków.
Na zakończenie 2. kolejki GKS Katowice podejmował beniaminka z Nysy. Swoje pierwsze mecze oba zespoły zakończyły w trzech setach, ale w zupełnie odmiennych nastrojach. Katowiczanie pewnie pokonali Ślepsk w Suwałkach i liczyli na powtórkę z rozrywki, natomiast Stal Nysa gładko przegrała 0:3 z ZAKSĄ. Dwie pierwsze partie w Katowicach padły łupem gości, dobrze spisywali się skrzydłowi, w tym Zbigniew Bartman. W trzecim secie role się odwróciły i to gospodarze przejęli inicjatywę i bez większych problemów doprowadzili do wyrównania w całym spotkaniu. Tie-break długo był zacięty, dopiero w końcówce podopieczni Grzegorza Słabego wrzucili wyższy bieg, spora w tym zasługa Kamila Kwasowskiego, który do dobrych zagrywek dodał skuteczne ataki i ostatecznie to gospodarze mogli cieszyć się ze zwycięstwa. Swój zespół do wygranej poprowadził Jakub Jarosz, który został wyróżniony statuetką MVP i zdobył 26 punktów. 22 miał wspomniany Kwasowski. Po stronie Stali Nysa również prym wiedli skrzydłowi: Zbigniew Bartman, Łukasz Łapszyński oraz najlepiej punktujący w ekipie przyjezdnych – Michał Filip. Tym samym Stal zdobyła swój pierwszy punkt do ligowej tabeli, a GKS z kompletem zwycięstw zajmuje pozycję wicelidera.
Zobacz również:
Wyniki i tabela PlusLigi
źródło: inf. własna