Strona główna » PlusLiga. Nie wszystkim udało się błysnąć. Oto lista największych rozczarowań sezonu

PlusLiga. Nie wszystkim udało się błysnąć. Oto lista największych rozczarowań sezonu

inf. własna

fot. PressFocus

Wszystko co dobre, w końcu się kończy. Tak też jest z PlusLigą, której sezon 2024/2025 można uznać za zamknięty. Ze złotem na szyi rozgrywki udało się ukończyć siatkarzom Bogdanki LUK-u Lublin. Nie był to sezon dobrych dla wszystkich, a rozczarowań nie zabrakło.

Fala krytyki

Dużym rozczarowaniem tegorocznych krajowych rozgrywek był Puchar Polski, a w zasadzie jego niefortunny termin. Choć Final Four ponownie przyciągnęło rzeszę kibiców i padł kolejny rekord, to spragnieni wrażeń sympatycy siatkówki nie mogli się uraczyć trzygodzinnymi thrillerami. Mecze rozstrzygano w trzech setach, a po upragnione trofeum sięgnął JSW Jastrzębski Węgiel. Była to jednak specyficzna część sezonu PlusLigi. Finały zdecydowano się przeprowadzić pod koniec rozgrywek, kiedy wszystkie zespoły były mocno obciążone. Drużyny z Jastrzębia, Warszawy, Zawiercia i Lublina grały bowiem na wielu frontach. Wyczerpujący sezon ligowy to jedno, a drugie – puchary europejskie. Dodatkowo krakowski turniej zorganizowano w trakcie fazy play-off, a powodów rozczarowującej postawy podopiecznych Marcelo Mendeza w półfinałach należy się doszukiwać m.in. w Pucharze Polski. Władze bronią jednak terminarzu, ale ten i tak spotkał się z falą krytyki.

Intensywność polskich rozgrywek jak zawsze była spora. Napięte terminarze obserwować można było także w PlusLidze. To wszystko nie sprzyja zdrowej odnowie graczy, którzy muszą nosić na swoich barkach duże obciążenie. Kontuzje zdarzają się, taki urok profesjonalnego sportu, lecz w tym sezonie niemal wszystkie zespoły dopadła plaga urazów. Wielu zawodników, w tym polscy wicemistrzowie z Paryża, nie mieli nawet czasu, aby odpocząć po wyzwaniach reprezentacyjnych. Wymienić tu należy chociażby Asseco Resovię Rzeszów, czy Aluron CMC Wartę Zawiercie, której udział w finale bez szeregu zawodników był sporym rozczarowaniem. Pospieszy transfer medyczny Georga Grozera niewiele pomógł. Władze PLS jednak w ostatnim czasie podjęły kluczową decyzję. Polska ekstraklasa zostanie odchudzona, stąd w tym roku wyjątkowo z PlusLigą pożegnały się aż trzy zespoły, a wyłącznie jeden – ChKS Chełm, awansował do elity.

Spory niedosyt i rezerwy…

Jednym z największych drużynowych rozczarowań, pomimo zdobycia Pucharu Polski i awansu do Final Four Ligi Mistrzów, pozostaje JSW Jastrzębski Węgiel. Ustępujący mistrzowie Polski po rundzie zasadniczej byli murowanymi kandydatami do podium, a 1. miejsce zobowiązywało. Puchar Polski swoje zrobił, a jastrzębianom przydarzył się bolesny upadek na samym finiszu. W półfinałach lepszy okazał się Wilfredo Leon i spółka. O brąz natomiast siatkarzom JSW przyszło się mierzyć z PGE Projektem Warszawa. Stołeczni mieli swoje do udowodnienia, zwłaszcza, że ambitni podopieczni Piotra Grabana celowali prosto w finał. Obie drużyny spotkały się jednak w finale B, gdzie solidniej zaprezentowała się drużyna z Warszawy, zajmując najniższy stopień podium. Teraz potężnym jastrzębianom pozostaje turniej pocieszenia – Final Four Ligi Mistrzów.

Rozczarowanie swoim kibicom przyniósł także Trefl Gdańsk. Zainteresowanie w Trójmieście natomiast jest bardzo duże, co dobitnie pokazywała cotygodniowa frekwencja. Pojedyncze jednostki to zaś za mało, aby myśleć o fazie play-off. Przed sezonem prognozy były jasne, gdańskie lwy najpewniej będą walczyć o utrzymanie, jednak Gdańsk jest spragniony kolejnego sukcesu. Minionych rozgrywek do udanych nie może zaliczyć także 'debiutujący’ Cuprum Stilon Gorzów. Drużyna Andrzeja Kowala była jednym z największych zaskoczeń początku sezonu i do niewielu aspektów można było się przyczepić, gdyż gorzowianie dawali z siebie maksa. Im dalej w las, tym było gorzej, a zespół na ostatniej prostej musiał powalczyć o cenne punkty i pewne utrzymanie.

Zimny prysznic

Zawiodło również dwóch spadkowiczów, którzy w ciągu ostatnich lat byli etatowymi plusligowcami. GKS Katowice i PSG Stal Nysa to potężne ośrodki, przyciągające rzesze kibiców, które żegnają się z siatkarską elitą. GieKSa na papierze wyglądała dobrze, ale właśnie – wyłącznie na papierze. Dobrze zaprezentował się m.in. Bartosz Gomułka, zaś dużym rozczarowaniem okazała się dyspozycja Joshua Tuanigi. Pewien rozdział dobiegł końca także w Nysie. Zespół także miał potencjał, którego nie udało się wykorzystać. Kilku pozostających w cieniu bohaterów to jednak za mało, aby myśleć o pozostanie w lidze. Początkowo za sterami nysan był Daniel Pliński, którego postanowiono zwolnić. Miejsce byłego reprezentanta Polski zajął Francesco Petrella. Włoch nie ocalił jednak klubu, choć była na to szansa. Tak przestraszonych zawodników, jak w meczu z Barkomem Każany Lwów na próżno jednak szukać, a właśnie ten pojedynek okazał się decydujący.

Trzeci ze spadkowiczów – Mosty-Nowak MKS Będzin także nie miał łatwo. Choć drużyna po kilkuletniej pauzie wróciła do PlusLigi, to wiadomym było, że ciężko będzie się utrzymać, zwłaszcza przy tak wyrównanym i szalonym sezonie. Dokonane wzmocnienia niewiele dały, a łatwiej z pewnością wymienić antybohaterów, niż bohaterów. W beniaminku także doszło do zmiany trenera, a ta – jak się wydaje, jeszcze bardziej pogrążyła będzinian. Od zmiany szkoleniowca, a więc od 9 grudnia drużyna nie wygrała ni jednego spotkania, kończąc rozgrywki na ostatnim miejscu.

Niespełnione oczekiwania

Lista rozczarowań imponująco wygląda także wśród zawodników, a to parę z naszych propozycji. Prezentację zaczniemy jednak od trenerów. Obok wymienionych wcześniej szkoleniowców, takich jak Pliński czy Petrella, na miano siatkarskiego 'grabarza’ zasłużył Juan Manuel Barrial. Argentyńczyk nie zdołał odnaleźć się w PlusLidze i już w październiku opuścił Indypol AZS Olsztyn. Akademikom, którzy wówczas znajdowali się w strefie spadkowej, udało się uciec spod topora. Prawdziwym strażakiem okazał się Marcin Mierzejewski, który później, przy pomocy Daniela Plińskiego, wyprowadził zespół na 9. miejsce, a pokusa grania w play-off była duża. Barrial natomiast wrócił do Czech, gdzie odnosił sukcesy i od razu ponownie sięgnął po mistrzowski tytuł.

To nie był sezon dwóch atakujących. Po pierwsze więcej można było się spodziewać po Łukaszu Kaczmarku, który dołączył do JSW Jastrzębski Węgiel. Choć statystki reprezentanta Polski nie wyglądają najgorzej, bo zdobył on łącznie 500 punktów (skuteczność w ataku – 47%) w 38 meczach. To jednak nie powalił on siatkarskiego świata na kolana. Prawe skrzydło w szeregach jastrzębian było najbardziej newralgicznym punktem. Sam Kaczmarek natomiast miał albo świetne występy, albo bardzo przeciętne, a Benjamin Toniutti wielokrotnie miał zagwozdkę. Trener Mendez zaś często sięgał po Arkadiusza Żakietę, także w wyjściowej szóstce. Znacznie gorzej poszło Dawidowi Dulskiemu, który podupadł w Nysie. W utalentowanym siatkarzu młodego pokolenia potencjał widział również Nikola Grbić. Serb jednak w tym roku nie wręczył siatkarzowi powołania do kadry, a 22-latek najprawdopodobniej w przyszłym sezonie postawi na francuską ekstraklasę.

To nie koniec potknięć

O kadrę miał się również bić Karol Urbanowicz, któremu wróżono świetlaną przyszłość. Siatkarz swego czasu był nazywany odkryciem sezonu, jednak w pewnym momencie stanął w miejscu reprezentując barwy gdańskiego Trefla. Sytuacja miała się zmienić po transferze do ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, z którą duże nadzieje miał także Mateusz Poręba. Porębie po raz kolejny udało się dostać do szerokiej kadry Grbicia, Urbanowicz natomiast musi dać z siebie jeszcze więcej, aby znów zyskać w oczach szkoleniowca polskiej kadry narodowej, a także Andrei Gianiemu, który wciąż będzie jego trenerem klubowym.

Niedosyt pozostawił także Moritz Karlitzek, lecz tutaj bardziej możemy mówić o pech, zbyt dużym obciążeniu. Nie zmienia to jednak faktu, że niemiecki przyjmujący nie do końca mógł się sprawdzić jako lider. Dużym zaskoczeniem na minus był także Rafał Buszek. Doświadczony przyjmujący i były reprezentant Polski zdecydował się pograć jako libero. Nie był to jednak dobry pomysł a trener Cretu nie był zadowolony z jego gry. Pod koniec sezonu, podobnie jak Dulski, 38-latek dał się wygryźć z podstawowego składu.

Zobacz również:

Nikola Grbić typuje turniej finałowy Ligi Mistrzów. Ma swojego faworyta 

PlusLiga