JSW Jastrzębski Węgiel zakończył sezon ligowy 2024/2025 brązowym medalem Ligi Mistrzów. Podopieczni Marcelo Mendeza w meczu o trzecie miejsce pokonali Halkbank Ankara. Jednym z ważnych ogniw zespołu z Jastrzębskiego-Zdroju był Luciano Vincentin. Argentyńczyk zdradził jednak, że polska przygoda prywatnie nie była dla niego łatwa.
JSW Jastrzębski Węgiel skończył sezon na pozytywną nutę. Brąz Ligi Mistrzów może być osłodą po trudach sezonu. Prowadzony przez Marcelo Mendeza zespół pokonał 3:1 Halkbank Ankara i stanął na najniższym stopniu podium.
Nie wystarczyło sił
Koniec sezonu i brązowy medal na waszych szyjach. To wszystko chyba jednak nie potoczyło się tak, jak powinno.
Luciano Vincentin: Przez 80% sezonu graliśmy siatkówkę na najwyższym światowym poziomie. Po Pucharze Polski straciliśmy bardzo dużo sił. Spodziewałem się, że liga będzie trudna, skoro jest najlepsza na świecie. Wymaga sporo sił i sporo pracy. Tak funkcjonowaliśmy przez większą część sezonu. Na szczęście skończyliśmy go wygraną.
Mogliście liczyć na duże wsparcie kibiców cały sezon.
– Polscy kibice są jednymi z najlepszych na świecie. Grałem już w Niemczech, Turcji i Argentynie a tutaj…siatkówka to chyba sport narodowy. Widać to po kibicach. Hala była naprawdę pełna. To trochę szalone, ale w pozytywnym sensie. Świetnie się gra przy takiej publiczności.
Czas na japońską przygodę?
Krążą słuchy, że wyjeżdżasz do Japonii. Wiesz już coś o kraju i SV League?
– Nie mogę ci nic powiedzieć… Śledziłem japońską siatkówkę w trakcie sezonu. Jeszcze nigdy tam nie grałem. Jestem ciekawy kultury i tego, jak będzie się żyło po drugiej stronie kuli ziemskiej. Japońscy fani też są bardzo wspierający.
Prywatna tragedia
Przyznasz się, jak bardzo jesteś zmęczony po tak ciężkim sezonie? Jeśli mnie pamięć nie myli, to wszyscy macie w nogach ponad 50 meczów.
– To był dla mnie naprawdę trudny sezon. Na początku roku straciłem ojca, więc prywatnie to był najgorszy czas w moim życiu. Zastanawiałem się nad tym jakiś czas temu i doszedłem do wniosku, że to najlepszy i najgorszy sezon w mojej karierze. Dlatego, że prywatnie czułem się po prostu źle. A na boisku prezentowałem się najlepiej w mojej klubowej karierze. Staram się wrócić do tego, żeby siatkówka sprawiała mi radość. Potrzebuję też chwili, żeby docenić ten brąz. Siatkówka taka jest…
Sezon był naprawdę trudny, a mimo kłopotów zapracowałeś sobie na zaufanie trenera.
– Szczerze mówiąc Marcelo Mendez jest moim siatkarskim ojcem. Zaufał mi jak miałem 19 lat i wtedy pozwolił mi zagrać na pozycji libero pierwsze spotkanie w seniorskiej kadrze. Ja mu ufam, on ufa mnie i wiem, że dzięki niemu jestem lepszym siatkarzem. Obserwuje moje postępy. Wiem jak dużo zrobił i wygrał w świecie siatkówki. Prywatnie to też bardzo dobry człowiek.
To wcale nie jest oznaka słabości
Jak udało wam się oczyścić głowy po porażce w półfinale?
– Muszę przyznać, że było to naprawdę trudne. Współpracuję z jednym z najlepszych psychologów sportowych w Argentynie.
Wow…
– Podjęcie tej współpracy było jedną z najlepszych decyzji w mojej karierze. Byłem z nim w kontakcie przez cały turniej i to on przygotował mnie psychicznie na wszystkie możliwe scenariusze. Nie tego oczekiwaliśmy, ale on dał mi siłę, żeby się zebrać i walczyć dalej.
Powiedziałam wow, bo w Polsce wciąż panuje stereotyp tego, że praca z psychologiem to oznaka słabości.
– Tak jest nie tylko u was. Kiedy mówię, że pracuję z psychologiem, to ludzie są naprawdę zaskoczeni. Dla mnie bardzo ważna jest możliwość porozmawiania z kimś, kto rozumie co ja czuję. Potrzebuję czasem wyrzucić z siebie wszystko. A jak masz możliwość pracy z kimś, kto jest najlepszy to po prostu z niej korzystać. Granie przed taką publicznością to moja praca. To normalne, że podczas meczów możesz odczuwać stres. Klub wkłada w cały sezon dużo pracy i pieniędzy, a to dodatkowa presja. Jeśli ktoś ma taką możliwość, to myślę że powinien sięgnąć po pomoc.
Podczas tego sezonu naprawdę skupiłem się na swojej mentalności i udało mi się nauczyć zostawiać złe rzeczy poza boiskiem. Jestem wdzięczny siatkówce, bo na niej mogłem się skoncentrować. Czasami byłem w stanie w trakcie treningu lub meczu wyrzucić wszystko, co poza boiskiem z głowy.
Zobacz również:
Czas podsumowań i oficjalnych pożegnań. Tomasz Fornal: to była wspaniała przygoda