BOGDANKA LUK Lublin ma dość krótką historię. Klub powstał zaledwie 12 lat temu jako stowarzyszenie pod nazwą Lubelski Klub Przyjaciół Siatkówki. Piął się po kolei przez wszystkie klasy rozgrywkowe. W końcu po sezonie 2020/2021 udało mu się awansować do PlusLigi. Po czterech latach rywalizacji drużyna z Lublina stanęła już na najwyższym stopniu podium, zapewniając sobie mistrzostwo Polski. Jaki był klucz do ich sukcesu? Jak stworzyła się ta niesamowita drużyna?
Grupa pasjonatów siatkówki
Historia LUK-u Lublin zaczęła się zupełnie inaczej niż większości profesjonalnych klubów. Jej początki mogą wydawać się niewiarygodne. Wszystko zaczęło się w sierpniu 2013 roku – bez sali treningowej, bez zaplecza i przede wszystkim… bez budżetu. Dwóch przyjaciół, Krzysztof Skubiszewski i Maciej Krzaczek, postanowiło, że spróbują tchnąć nowe życie w lubelską siatkówkę. Nie było wielkich pieniędzy, głośnych deklaracji ani medialnych prezentacji.
Pewnego wieczoru, siedząc na kanapie w mieszkaniu jednego z nich, postanowili, że siatkówka wróci do Lublina. Ich marzeniem była drużyna zbudowana na relacjach, złożona z pasjonatów, którzy dla przyjemności staną do rywalizacji. Nie było jeszcze myśli o wielkiej karierze – ważniejsza była dobra zabawa, regularna gra i poczucie, że robi się coś razem, dla miasta, które przez długi czas nie miało reprezentacji w męskiej siatkówce. Tak powstał Lubelski Klub Przyjaciół Siatkówki – nie tylko z nazwy, ale i z ducha.
Skromna drużyna z dużymi ambicjami
Pierwszy sezon funkcjonowania klubu to prawdziwa siatkarska partyzantka. Budżet startowy – dosłownie zerowy – wymusił rozwiązania, które dziś brzmią jak anegdoty, ale wtedy były ich codziennością. Klub formalnie zgłosił do rozgrywek salę w Lublinie, tzw. starego Cukrownika, ale żadnego meczu tam nie rozegrał. Zamiast tego, cała drużyna wsiadała do prywatnych samochodów i jechała grać na wyjeździe. Taniej było pokonać wiele kilometrów niż zapłacić za organizację własnego meczu, w tym wynagrodzenia dla sędziów. W drużynie grali niemal wyłącznie znajomi dwóch założycieli.
To tacy zawodnicy, którzy po pracy przebierali się w klubowe stroje i jechali grać z rywalami, którzy niejednokrotnie byli o klasę wyżej pod względem organizacyjnym. A jednak już w tym debiutanckim sezonie udało się wywalczyć wicemistrzostwo III ligi województwa i awansować do turnieju barażowego o wejście do II ligi. Wtedy pojawił się też pierwszy sponsor, który wpłacił dwa tysiące złotych – kwotę skromną, ale symboliczną, bo pokazała, że klub zaczyna być dostrzegany. To właśnie wtedy narodziła się filozofia tego zespołu: „małymi krokami, ale z dużym sercem”.
Jak LUK Lublin trafił do PlusLigi?
Już w drugim sezonie funkcjonowania lubelskiej drużyny, która wtedy występowała pod nazwą LKPS Pszczółka Lublin, klub zdołał awansować do II ligi. Wtedy założyciele tego zespołu – Krzysztof Skubiszewski, Maciej Krzaczek z zawodników stali się trenerami. Kolejne cztery lata to rywalizacja na poziomie II ligi. W końcu w sezonie 2018/2019, wtedy już LUK Politechnika Lublin zajął 2. miejsce w turnieju finałowym, który dał historyczny awans do Krispol 1. ligi mężczyzn (Strzelce Opolskie, Kędzierzyn-Koźle). Stało się to już w szóstym roku funkcjonowania zespołu.
Jeszcze lepiej drużyna z Lublina radziła sobie na zapleczu PlusLigi. W pierwszym sezonie od razu uplasowała się na 3. lokacie, a w kolejnym wygrała mistrzostwo I ligi, które dało im upragniony awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Wtedy w zespole było już kilku doświadczonych zawodników, którzy znacznie przyczynili się do tego sukcesu, m.in. Grzegorz Pająk, Szymon Romać, Paweł Rusin, Jakub Wachnik, Wojciech Sobala, czy Jakub Ziobrowski.

Fotografia: tauron1liga.pl
Stopniowo do góry
Na debiutancki sezon w PlusLidze udało się zbudować całkiem silny skład. Do drużyny dołączyli siatkarze, którzy mieli już doświadczenie w najwyższej klasie rozgrywkowej – Wojciech Włodarczyk, Jan Nowakowski, czy Bartosz Filipiak. W pierwszym sezonie lublinianie zajęli 11. miejsce, w kolejnym uplasowali się o jedną pozycję wyżej. Przełomowy był poprzedni sezon (2023/2024), w którym już pod nazwą BOGDANKA LUK Lublin, udało im się zająć 5. lokatę. W decydującym starciu podopieczni Massimo Bottiego dwukrotnie pokonali Trefl Gdańsk. To zapewniło drużynie z Lublina udział w rozgrywkach o Puchar Challenge. Najważniejsze decyzje prezesi podjęli jednak w między sezonowym okienku transferowym.
Wilfredo Leon w Lublinie
Zdecydowanie najgłośniejszym transferem minionych rozgrywek było przejście Wilfredo Leona do BOGDANKI LUK Lublin. Wydawało się to niewiarygodne, a jednak się wydarzyło. Wiceprezes klubu – Maciej Krzaczek zdradził kulisy podjęcia tej decyzji. – To było chyba 30 stycznia podczas jednego z nieformalnych spotkań z grupą sponsorów. Padło pytanie o to, kto jest jeszcze fajny na rynku. Pierwsze nazwisko, które padło, to nie był Leon. (…) Rzucaliśmy różnymi nazwiskami i chyba Krzysztof Skubiszewski powiedział, że może Leon. Jeden ze sponsorów wstał i powiedział, że daje w ciemno na pół kontraktu – powiedział wiceprezes LUK-u Lublin.
– Później dowiedzieliśmy się, ile to może kosztować. Wtedy mieliśmy już zamknięty skład i nie było finansów na Wilfredo. (…) Drzwi się szybko pootwierały, bo ktoś usłyszał nazwisko Leon i szybko udało się zorganizować pieniądze – tłumaczył. Ten transfer w wakacje 2024 roku stał się faktem. Zainteresowanie klubem z Lublina od razu wzrosło kilkukrotnie. Podczas tegorocznych rozgrywek bilety na mecze wyprzedawały się w rekordowym tempie. Tak było choćby w przypadku ostatniego meczu finałowego, kiedy to bilety rozeszły się w 14 sekund!

Jak zbudowała się potęga LUK-u w tym sezonie?
Faza zasadnicza sezonu 2024/2025 przebiegała dla lublinian dobrze, zgodnie z oczekiwaniami. Od początku trzymali się blisko czołówki. Na 30 spotkań wygrali 21. Zdarzyły im się tylko dwie niespodziewane porażki – z Norwidem Częstochowa oraz z AZS-em Olsztyn. Pozostałe ponieśli z zespołami z topu. Do ćwierćfinału awansowali z 4. lokaty, co sparowało ich z trudnym przeciwnikiem jakim była ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. W pierwszym meczu lepsi okazali się kędzierzynianie. Dopiero dwa kolejne pojedynki padły łupem podopiecznych trenera Bottiego. W międzyczasie przyszła rywalizacja w TAURON Pucharze Polski. W półfinale lublinianie nie dali sobie rady z JSW Jastrzębskim Węglem i szybko odpadli z turnieju finałowego.
Przełomowy dla zbudowania dużej pewności siebie, był z pewnością triumf w Pucharze Challenge. To było pierwsze trofeum w historii tego klubu. W finale siatkarze z Lublina mierzyli się z nie byle kim, tylko z Cucine Lube Civitanova. Jednak to LUK Lublin wyszedł zwycięsko z tej rywalizacji i sięgnął po puchar. Ten sukces zbudował zespół, w którym nie liczyły się tylko indywidualności. Każdy zawodnik był ważną częścią tej układanki i był potrzebny drużynie w innym momencie. Półfinał PlusLigi z Jastrzębskim Węglem to była już walka „na noże”. Rozstrzygnął się w trzech meczach. Decydujące starcie po tie-breaku wygrali właśnie lublinianie. Tym samym wyeliminowali z finału dotychczasowych mistrzów Polski.
Kolejni bohaterowie
Prezes wtedy nie krył wielkich emocji. – Od samego początku wierzyliśmy w ten zespół, gdy go budowaliśmy, widzieliśmy, jak rośnie, jest coraz lepszy i nie ukrywam, że po cichu liczyłem na zwycięstwo w Pucharze Challenge, ale jeśli chodzi o finał PlusLigi, to jest to spełnienie marzeń – przyznał prezes Skubiszewski. Oczywiście dalej bardzo ważną postacią dla tego zespołu był Leon, jednak odpowiedzialność za wyniki zaczęli też przejmować inni zawodnicy, jak choćby – Kewin Sasak, czy Mikołaj Sawicki. Trener Botti pod początku sezonu pokładał w nich dużą nadzieję. – Uważam, że Kewin ma olbrzymi potencjał. Jak zobaczyłem jego grę w zeszłym sezonie w Treflu Gdańsk, to od razu przekazałem prezesom lubelskiego klubu, że warto go pozyskać, podobnie zresztą jak Mikołaja Sawickiego. Widziałem w Kewinie duży potencjał i wiem, że stać jest go na bardzo wiele, bo jego możliwości są nieograniczone – przyznał włoski szkoleniowiec.
Finał ekipa z Lublina rozgrywała perfekcyjnie. Oczywiście Warta Zawiercie miała duże problemy z kontuzjami, jednak to lublinianie lepiej poradzili sobie z presją. Nie oglądali się na przeciwników, po prostu wykorzystali szansę, która im się nadarzyła. Koniec końców zamknęli rywalizację finałową w czterech spotkaniach, czym sprawili olbrzymią niespodziankę. – Jak słyszałem opinie dziennikarzy czy specjalistów, to raczej stawiali na nasz awans do półfinału (…). Awansowaliśmy do czwórki, potem zaczęliśmy półfinał, a teraz jesteśmy złotymi medalistami mistrzostw Polski, więc ogromny sukces. Czy my wierzyliśmy? Wydaje mi się, że przed sezonem czuliśmy, że możemy zrobić niespodziankę w tym roku. Nie wiem, czy aż tak dużą, jak zrobiliśmy. Na pewno była w naszej drużynie wiara w to, że medal jest w naszym zasięgu – wspomniał w rozmowie z naszą redakcją – Marcin Komenda.
W kolejnym sezonie LUK Lublin ma przejść tylko kosmetyczne zmiany. Trzon zespołu ma pozostać w drużynie, co z pewnością będzie dużym atutem tej ekipy. A kto wie może obronią mistrzostwo Polski?
Zobacz również: