Wydaje mi się, że dopiero co cieszyłam się, że znów rozpoczyna się PlusLiga, ale ledwo zdążyłam mrugnąć, a kończy się pierwsza część sezonu zasadniczego. Przyszedł więc chyba czas na pierwsze podsumowania. Te sportowe widoczne są na szczęście gołym okiem i pokazuje je tabela. Te dookoła sportowe nie są już tak łatwo mierzalne.
KIEDY ZNAJDZIEMY SIĘ NA ZAKRĘCIE… CO Z NAMI BĘDZIE?
Wielkich miłości w życiu nie miałam jakoś wiele, od ponad 20 lat towarzyszy mi jedna i na ten moment ta największa – PlusLiga. Miałam swoje romanse, szukałam czasem szczęścia gdzieś indziej, ale koniec końców, serca nie oszukasz i jestem tu, gdzie jestem czyli w nie do końca szczęśliwym związku z PlusLigą. Jak większość takich relacji, ta też ma swoje plusy i minusy i wydaje mi się, że aktualnie jesteśmy na dość ostrym zakręcie.
Nie jest to spowodowane poziomem rozgrywek, bo w swojej „karierze” widziałam już mecze wybitne, widziałam też totalną degrengoladę, na którą nie dało się patrzeć i niepotrzebne było do tego 16 drużyn w lidze. Wydaje mi się jednak, że zwykła ligowa szarość, natłok spotkań, obniżyły poziom rozgrywek, brakuje mi typowych ligowych naparzanek, które przyprawiają o szybsze bicie serca. Mówię tutaj o moim czysto subiektywnym odczuciu – poziom dla mnie po prostu spadł. Razem z tym w mój związek z PlusLigą wkradła się szarość.
Jasne, nadal coś tam się tli – mamy kilka indywidualności, które PlusLidze dodają kolorytu, w każdej kolejce znajdzie się kilka widowiskowych akcji, które wyrywają z butów. W hicie 15. kolejki emocji nie brakowało. Były grzmoty, obrony, zwroty akcji – czyli to, co kibice lubią najbardziej. Czy hit tej rundy pomiędzy Jastrzębskim Węglem i ZAKSĄ stał na jakimś niebotycznym poziomie? Były obrony i mocne ataki, ale nie zabrakło też błędów. Ile spotkań na wysokim poziomie kojarzycie z pierwszej części sezonu zasadniczego? Ja niewiele. Jak więc ponownie się zakochać w PlusLidze?
ZWYKŁY ZWIĄZEK PRZYCZYNOWO-SKUTKOWY
Co do starcia mistrza z wicemistrzem – w oczy rzucała się niestety kondycja zawodników. Widać po nich, że są zmęczeni i mają do tego pełne prawo, patrząc na terminarz na PlusLigi (na który nie wolno im z resztą narzekać, ale do tego jeszcze wrócę). Grania jest sporo i na to narzekają już nie tylko zespoły rywalizujące w europejskich pucharach. – Mamy mecze co trzy dni, nie mamy czasu na trening ani na pracę. Przez to nasza gra nie wygląda za dobrze w ostatnim czasie. Za chwilę ktoś powie, że są zespoły, które grają w europejskich pucharach i też nie mają czasu na porządny trening, ale w tamtych drużynach są inni zawodnicy. Im czasem wystarczy wyjść na mecz i pokazać swoje umiejętności, a my musimy zdecydowanie więcej pracować, a ostatnio czasu na to nie było – mówił nie tak dawno trener PSG Stali Nysa, Daniel Pliński.
Dla tych zespołów, które występują w Lidze Mistrzów to chleb powszedni, ale nikt nie jest w stanie przez dłuższy czas grać co trzy dni (przy dobrych wiatrach) i prezentować wysoką jakość. Praktycznie od listopada najlepsze ekipy w Polsce grają do końca tego roku bez chwili na złapanie głębszego oddechu. Do tego czasem nie mają nawet tych trzech dni pomiędzy meczami – dla przykładu – Jastrzębski Węgiel już we wtorek będzie walczył w Lidze Mistrzów.
To są sportowcy na wysokim poziomie, ale żeby na tym wysokim poziomie mogli pozostać, muszą zadbać o swoje ciała, a jednym z kluczowych czynników jest regeneracja. Przydałby się pewnie też porządny trening, ale tak naprawdę przy graniu sobota – środa – sobota, z dochodzącymi podróżami, na to również nie ma czasu.
Jak wy się czujecie, jak jesteście zmęczeni? Tak samo czują się siatkarze, tylko w ich przypadku wzrasta ryzyko kontuzji czy złapania infekcji. A liczba zawodników, których z gry na krótszym lub dłuższym dystansie wykluczyła mniej lub bardziej groźna kontuzja czy po prostu zwykłe przeziębienie? Od początku sezonu z gry wypadło około 40 zawodników.
JEDNOCZMY SIĘ
Pozwolę sobie wrócić jeszcze do meczu Jastrzębskiego Węgla z ZAKSĄ. Lekką burzę – i bardzo dobrze, wywołała wypowiedź Tomasza Fornala, zapytanego o napakowany terminarz. – Nie chcę płacić kar, więc nie będę komentować – podsumował. Nigdy nie było tajemnicą, że za krytykę sędziów czy zarządzających ligą, są kary. Może dopiero teraz dotarło to jednak do szerszej widowni? Czy to fair? Nie do końca, bo w normalnych warunkach, jeśli komuś coś nie pasuje, to swoje zdanie można wyrazić i nie wisi nad nim żadna gilotyna, chociażby ta finansowa. Tak to przynajmniej funkcjonuje w cywilizowanych krajach czy firmach. Szefostwo może się z tym zgodzić, lub nie, ale wysłuchać powinno. Nie sprowadzajmy tej ligi do czasów na szczęście dawno minionych, gdzie cenzurowana była każda krytyka władzy.
Już kilku zawodnikom po uszach się dostało za brak laurek dla organizatora rozgrywek. Cieszy, że mówi o tym coraz więcej siatkarzy, którzy wydaje mi się – bez względu na barwy klubowe, też wzajemnie się wspierają i chyba delikatnie zaczynają się buntować. Przynajmniej na tyle, na ile mogą. Kibice widzą, że meczów jest za dużo, że siatkarze coraz częściej są kontuzjowani – kibice mają chyba dość. Ktoś, kto tak jak ja, kocha tę PlusLigę, chciałby oglądać jak najwięcej ligowych potyczek na jak najwyższym poziomie. Jak policzyła Ania (https://twitter.com/siatkomaniapl – polecam) – gdyby ktoś chciał obejrzeć wszystkie mecze w danej kolejce, czeka go 16-20 godzin przed TV. Czy naprawdę tędy droga? I kto może sobie na to pozwolić?
Cieszę się, że na temat terminarza jest coraz głośniej, że chyba wszyscy już wiemy, że w takim formacie PlusLiga z 16 drużynami po prostu się nie sprawdza. Nie zapowiada się, żeby ta liczba zmniejszyła się w przyszłym sezonie, a przypomnę tylko, że kolejny będzie o kilka tygodni krótszy niż ten obecny.
Pomysłów jak zmniejszyć natężenie spotkań jest sporo i żeby jednak nadal kto miał grać w sezonie 2024/2025, to formuła musi się zmienić. Kropka. Od dawna marzy mi się, żeby kilka stron usiadło i wspólnymi siłami wypracowało najlepszy kompromis. Przedstawiciele PlusLigi, przedstawiciele klubów, siatkarzy i kibiców – każdy ma swoje racje, każdy ma swoje interesy, ale chyba nadrzędnym powinien być interes wysokiego poziomu ligi.
Czytając jedną z trafnych analiz dotyczących występu polskiej kadry na piłkarskich mistrzostwach świata, trafiłam na ciekawą rzecz. Teoria perspektywy i jeden z jej elementów – efekt utopionych kosztów. Polega on na tym, że jeśli zainwestowaliśmy w jakieś przedsięwzięcie swój czas, pieniądze, energię – jesteśmy w stanie dalej trwać przy tej inwestycji nawet, gdy ona nam się już zupełnie nie opłaca, Mam nadzieję, że włodarze PlusLigi jednak się cofną, nie wpadnę w tę pułapkę i nie będą brnąć dalej w pomysł, którego zwolenników jest coraz mniej, o ile jeszcze jacyś zostali.
PERSPEKTYWA ZALEŻY OD PUNKTU SIEDZENIA
Rozumiem interesy prezesów klubów – więcej drużyn, mniejsze ryzyko spadku z ligi, więcej spotkań transmitowanych przez telewizję – więcej ekspozycji dla sponsorów. Trzeba jednak na jednej szali postawić to, na drugiej zdrowie zawodników i jakość widowisk czy zwykłe zmęczenie kibica. Czy zyski na pewno przewyższą straty?
Mam kilka zasad w swoim życiu. Jedną z nich jest ta, że do łóżka i do portfela nikomu nie zaglądam. Chyba, że komuś dzieje się krzywda. A wydaje się, że w tym wypadku ta dzieje się – lidze, a co za tym idzie – zawodnikom i kibicom.
źródło: inf. własna