Półmetek sezonu zasadniczego PlusLigi to przede wszystkim hit kolejki, w którym Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle po tie-breaku pokonała Jastrzębski Węgiel. Na podziale punktów skorzystała Warta Zawiercie, która wskoczyła na pozycję lidera po pierwszej rundzie. Ważne zwycięstwo odniósł również Ślepsk Malow Suwałki, który zapewnił sobie udział w ćwierćfinale Pucharu Polski. W 15. kolejce również nie obyło się bez jubileuszu – mecz numer 400. rozegrał Karol Kłos.
15. kolejka PlusLigi rozpoczęła się od starcia PGE Skry Bełchatów z LUK-iem Lublin. Niespodzianki nie było, bełchatowianie potrzebowali trzech setów, by dopisać na swoje konto kolejną wygraną. Jedynie w drugim secie przyjezdni postawili trudniejsze warunki, w pozostałych nie przekroczyli nawet bariery 20 oczek. W poprzedniej serii gier jubileusz świętował Mariusz Wlazły, tym razem mecz numer 400. rozegrał Karol Kłos. – Czterysta meczów pękło, czterysta meczów w PlusLidze już w nogach. Czułem się świetnie, bardzo dobrze mi się grało. Koledzy pomogli, 3:0, ważne trzy punkty, bo my je zbieramy bardzo powoli. Skończyliśmy rundę. Nie wiem, kiedy te czterysta spotkań minęło, ale pozdrawiam Mariusza Wlazłego, bo ja tylko rzucam cień na jego pięćset – stwierdził środkowy, który otrzymał jeszcze statuetkę MVP. Skra ma na swoim koncie 24 oczka i jak na razie plasuje się na siódmej pozycji, co oznacza, że zabraknie jej w rozgrywkach Pucharu Polski.
Powodów do zadowolenia nie mogli mieć lublinianie – jedynie drugi set przegrany po walce do 22, w pozostałych zdobyli odpowiednio 15 i 17 oczek. – Na pewno gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Zespół z Bełchatowa wywarł dużą presję na nas zagrywką. Mieliśmy swoje szanse. Zagraliśmy dużo słabiej niż w ostatnich spotkaniach, popełniliśmy jak na nas dużą liczbę błędów w ataku i zespół z Bełchatowa wygrał zasłużenie. Mamy tydzień żeby o tym zapomnieć i przygotować się na drugą rundę, która startuje już w piątek – skomentował Dariusz Daszkiewicz. LUK ma 19 punktów, 6 zwycięstw i 9 porażek, co daje 11. lokatę.
W drugim sobotnim meczu Cuprum Lubin rywalizowało z Aluronem CMC Wartą Zawiercie. I choć obie ekipy reprezentują różne części tabeli, to jednak początek spotkania mógł się podobać i dostarczył więcej emocji niż się spodziewano. Najpierw walkę na przewagi wygrali przyjezdni (25:27), jednak po zmianie stron końcówkę lepiej rozegrali lubinianie (29:27). Było to jednak wszystko, na co pozwoliła ekipa Michała Winiarskiego, która w konsekwencji zgarnęła komplet oczek. Podział punktów w późniejszym hicie kolejki sprawił, że po raz pierwszy w tym sezonie Warta objęła pozycję lidera (38 oczek, wyprzedza Jastrzębski Węgiel lepszym bilansem setów).
Zwycięstwo jest tym cenniejsze, że zawiercianie w ostatniej chwili musieli eksperymentować ze składem. – Musieliśmy przepchnąć ten mecz, tak to trzeba nazwać. To była walka trochę nierówna. Dawid (Dulski – przyp. red.) występował nie na swojej pozycji, ale świetnie dał sobie radę. Trzy punkty jadą do Zawiercia, to jest najważniejsze. Z tego się będziemy cieszyć – podkreślił w rozmowie z klubowymi mediami Patryk Łaba. – Na rozruchu okazało się, że Michał Szalacha jest niezdolny do gry i tak wyszło, że zagrałem na środku. Myślę, że to było dobre doświadczenie, pomoże mi w grze na bloku. Niespodzianki się zdarzają, trzeba wyjść i zrobić swoje na tyle, ile można – podsumował Dawid Dulski. – To było zacięte spotkanie. Pierwszy set trochę nam uciekł. W drugim to my odrobiliśmy duże straty i wygraliśmy go. W trzecim i czwartym secie rywale bardziej nam odskoczyli i ciężko było ich dojść – stwierdził Adam Lorenc, atakujący miedziowych. Cuprum pozostawiło po sobie dobre wrażenie, ale jednak nie powiększyło zdobyczy punktowej. A to by się przydało, bowiem lubinianie zajmują aktualnie 14. miejsce (13 oczek).
Cerrad Enea Czarni Radom dalej nie mogą złapać właściwego rytmu – tym razem na własnym terenie przegrali 0:3 z Indykpolem AZS-em Olsztyn. Ta porażka jest dla radomian o tyle bolesna, że wciąż nie mogli cieszyć się ze zwycięstwa w nowej hali Radomskiego Centrum Sportu. Dodatkowo Wojskowi mają zaledwie 8 oczek na swoim koncie i wyprzedzają tylko BBTS Bielsko-Biała. – To był mecz, w którym oczekiwaliśmy od siebie, że w końcu odczarujemy RCS. Ta presja chyba też trochę nie pomogła, ale nie powiem, że jest ona niepotrzebna. Ja bym chciał, żebyśmy sobie z nią radzili. Mam nadzieję, że radość z gry wróci, ale też pamiętajmy, że dają ją zwycięstwa i dobra gra. Chciałbym, aby po tym meczu zawodnicy widzieli bardziej to, co zrobili dobrego, niż to co się nie udało – powiedział w Czarni TV Paweł Woicki. W o wiele lepszych nastrojach są gracze z Olsztyna, choć jak na razie plasują się w połowie stawki (23 punkty, 9. miejsce). – Zespół zaczyna grać razem, a nasza gra jest klarowna. Każdy z nas się wspiera, wie, jaką ma rolę na boisku w danym systemie gry, przez co w trudniejszych momentach, jesteśmy dużo spokojniejsi – powiedział Taylor Averill.
źródło: inf. własna