Piotr Łuka łącznie przez osiem sezonów był siatkarzem Stali Nysa, a następnie również przez rok jej trenerem. Potem zaczął próbować swoich sił w piłce nożnej, reprezentując w minionym sezonie barwy rezerw Polonii Nysa. – Po pobycie w Częstochowie miałem kilka rozmów, ale po przekalkulowaniu poszczególnych ofert żadnej nie przyjąłem. Rozdział trenerski nie jest jednak u mnie jeszcze definitywnie zamknięty – twierdzi Łuka.
– Choć od mojego debiutu w barwach Stali minęło już 21 lat, od tego czasu w miarę regularnie można mnie było spotkać w Nysie, która nie jest dużym miastem. W związku z tym jestem raczej rozpoznawalny, jak i samemu również kojarzę wielu mieszkańców. Zdarza mi się na ulicy dyskutować z ludźmi na temat sportu, siatkówki, przeważnie Stali Nysa – mówi Piotr Łuka.
– To miłe, iż ludzie po tylu latach wciąż pamiętają, że taki zawodnik jak Piotr Łuka tu grał i przyłożył swoją ręką do sukcesów nyskiego klubu. Kiedy tylko ktoś o to prosi, staram się przynajmniej przez chwilę z każdym porozmawiać – dodaje były siatkarz Stali.
– Jak każdy sportowiec, po zakończeniu kariery doszedłem do wniosku, że pewnie za drugim razem podjąłbym parę innych decyzji. Generalnie jednak jestem z przebiegu swojej przygody z siatkówką zadowolony. Niewiele jest rzeczy, których żałuję. Przyszło mi już rywalizować w czasach, kiedy wielu zawodników było ode mnie wyższych o 15-20 centymetrów. Przysłowiowym „King Kongiem” nigdy nie byłem, więc koncentrowałem się przede wszystkim na elementach, które wychodziły mi dość dobrze. Trenerzy mnie za to szanowali, ufali mi i myślę, że godnie im się za to odpłaciłem. Chciałbym, żeby kilku zawodników, którzy grali ze mną jeszcze jako bardzo młodzi chłopcy, osiągnęli w sporcie przynajmniej tyle co ja – dodał były siatkarz nyskiej Stali na łamach serwisu nto.pl.
Po zakończonej karierze siatkarskiej Piotr Łuka spróbował swoich sił na ławce trenerskiej. – Ciągnie mnie do trenowania, ale nie będę robić nic na siłę. Kiedy w 2017 roku kończyłem karierę zawodniczą, nie było to w żaden sposób podyktowane kontuzją czy jakimikolwiek problemami fizycznymi. Po rozmowach z ówczesnym zarządem klubu i władzami miasta podjąłem decyzję, że chciałbym sprawdzić się jako trener. Po roku pracy szkoleniowej w Stali, później przejąłem w bardzo trudnym momencie sezonu AZS Częstochowa. Zastałem drużynę totalnie rozbitą, ale mimo wszystko udało nam się utrzymać. Nie było tam jednak zbyt kolorowo, ponieważ nie dość, że nic tam nie zarobiłem, to jeszcze dodatkowo straciłem finansowo. Żeby się w Częstochowie utrzymać, musiałem bowiem sięgnąć po własne oszczędności – przyznaje. – Dlatego teraz za każdym razem uważnie analizuję, czy opłaca się przyjąć daną ofertę w innym zakątku Polski. Konkurencja w tym zawodzie jest naprawdę duża, a pieniądze w siatkówce nieporównywalne do tych w piłce nożnej. Po pobycie w Częstochowie miałem kilka rozmów, ale po przekalkulowaniu poszczególnych ofert żadnej nie przyjąłem. Rozdział trenerski nie jest jednak u mnie jeszcze definitywnie zamknięty – twierdzi Łuka.
źródło: nto.pl