– W miarę trwania sezonu rodziło się w naszej drużynie poczucie, że naprawdę możemy wygrywać z najlepszymi zespołami. Dlatego odczuwamy niedosyt, że sezon skończył się dla nas na ćwierćfinale. Mieliśmy szansę, aby wygrać z Projektem. Gdybyśmy znaleźli się w czwórce, to na pewno byłby bardzo duży sukces, bo nikt na to nie stawiał – powiedział w rozmowie z naszym serwisem Kajetan Marek, libero PGE GiEK Skry Bełchatów.
To już jest koniec
Nie sprawiliście niespodzianki w ćwierćfinałowej rywalizacji z Projektem Warszawa, ale chyba śmiało można powiedzieć, że batalię tę zakończyliście z podniesioną głową?
Kajetan Marek: Z podniesioną głową, ale odczuwamy duży niedosyt po tych dwóch porażkach. Mimo że od meczu w Bełchatowie minęło już kilka dni, to w mojej głowie siedzi on do teraz. Cały czas mam w głowie niewykorzystane okazje i szanse, które mogły przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Był to trochę dziwny mecz, bo poszczególne sety były wygrywane na przemian i z dość dużą przewagą, ale tie-break był już bardzo równy. Tak naprawdę jedna akcja zaważyła w nim o zwycięstwie.
Grał pan wcześniej tak długiego tie-breaka w swojej karierze?
– Zastanawiałem się nad tym i nie przypominam sobie, żebym kiedyś grał takiego tie-breaka. Na pewno nie zdarzyło się to na poziomie PlusLigi i na pewno nie w ćwierćfinale mistrzostw Polski. Ten tie-break od początku rozgrywany był punkt za punkt, więc w ogóle była to taka kosmiczna partia na koniec tej rywalizacji.
Jedna akcja
A wymieniłby pan jakiś element, który sprawił, że nie przechyliliście szali zwycięstwa w tie-breaku na swoją stronę czy raczej decydowały niuanse i szczęście?
– Mieliśmy w tym meczu problemy w przyjęciu. Pojawiły się one też w tie-breaku, ale nadrabialiśmy je blokiem i obroną. Ciężko powiedzieć, żeby jakiś element zaważył. Po drodze przytrafił się challenge, który wskazał minimalną obcierkę po bloku przy piłce meczowej dla nas. Nie chcę też mówić o szczęściu, bo to jest sport. Niuanse zadecydowały, bo wystarczyło, abyśmy wygrali jedną akcję więcej w tie-breaku i wynik byłby odwrotny.
W tym sezonie rozegraliście z Projektem 4 mecze i wszystkie je przegraliście. To pokazuje, że stołeczny zespół był od was po prostu siatkarsko lepszy?
– Spodziewaliśmy się, że w play-off trafimy na Projekt. Wiedzieliśmy, że z nim przegraliśmy 2 razy w rundzie zasadniczej, ale w obu tych meczach było naprawdę blisko. W Warszawie był tie-break, a u siebie przegraliśmy 1:3. Czuliśmy, że możemy powalczyć i wygrać z tym przeciwnikiem, co pokazały mecze w play-off. Należy też pamiętać, że drużyna z Warszawy była budowana do walki o dużo wyższe cele niż my. W play-off udowodniła, że była od nas po prostu lepsza.
Niedosyt w Bełchatowie
Wspomniał pan wcześniej o niedosycie. Czy zatem sam powrót PGE Skry do play-off można uznać za sukces?
– Można uznać za zrealizowany cel. Od początku mówiliśmy, że walczymy o awans do play-off. Udało nam się go osiągnąć, chociaż przez większość sezonu zasadniczego balansowaliśmy na granicy ósemki. Byliśmy cały czas w niej, ale grupa pościgowa była bardzo blisko. Pod koniec fazy zasadniczej udało nam się odskoczyć od niej po zwycięstwach w Jastrzębiu-Zdroju i z Wartą u siebie. W miarę trwania sezonu rodziło się w naszej drużynie poczucie, że naprawdę możemy wygrywać z najlepszymi zespołami. Dlatego odczuwamy niedosyt, że sezon skończył się dla nas na ćwierćfinale. Mieliśmy szansę, aby wygrać z Projektem. Gdybyśmy znaleźli się w czwórce, to na pewno byłby bardzo duży sukces, bo nikt na to nie stawiał. No ale tak niestety się nie stało.
A co najbardziej zapamięta pan z tego sezonu?
– Najbardziej zapamiętam świetną grupę, którą stworzyliśmy w tym sezonie w Bełchatowie. Tak profesjonalnego podejścia do wszystkich rzeczy jeszcze nie spotkałem w swojej karierze. To była ciężko pracująca grupa ze świetną atmosferą w środku. Cały czas trzymaliśmy się razem. Przez cały sezon nie było żadnych zgrzytów. Praca z takimi ludźmi była samą przyjemnością. Bardzo żałuję, że ten sezon dla nas się już skończył. Nie ukrywam, że chciałbym, aby on dalej trwał, bo nie mam poczucia, że jestem zmęczony i muszę odpocząć. Wręcz przeciwnie – chętnie wróciłbym do hali i dalej pracował z tymi ludźmi.
Nowy kierunek Marka
Coś się kończy, ale coś się zaczyna. Czas na kolejne wyzwania?
– Moja przygoda z zespołem z Bełchatowa się kończy. Mecz z Projektem w play-off był dla mnie ostatnim w barwach Skry. Taka decyzja zapadła już jakiś czas temu, ale nawet nie myślałem, że zakończę swoją obecność w zespole z Bełchatowa, grając w szóstce w play-off i walcząc o awans do czołowej czwórki rozgrywek. Naprawdę dobrze zapamiętam mój pobyt Skrze. To był dla mnie szczególny czas.
Zobacz również
PlusLiga. Kosmiczny mecz w Bełchatowie. „To przeszło najśmielsze oczekiwania”