Strona główna » Chciał rzucić siatkówkę i zająć się programowaniem. Teraz gra w PlusLidze

Chciał rzucić siatkówkę i zająć się programowaniem. Teraz gra w PlusLidze

plusliga.pl

fot. Klaudia Piwowarczyk

Historia zawodowych sportowców układa się bardzo różnie. Niektórych talent eksploduje błyskawicznie, inni bardzo późno dochodzą na szczyt. Patryk Łaba trafił do PlusLigi po trzydziestce. Wcześniej miewał okresy, w których chciał rzucić sport i zająć się programowaniem. Jak sam twierdzi, sukcesów by nie było, gdyby nie żona.

Aluron CMC Warta Zawiercie bierze obecnie udział w XX Memoriale Arkadiusza Gołasia. To dobry moment, żeby przyjrzeć się jej zawodnikom. Patryk Łaba to przykład zawodnika z niesamowitą historia. Do PlusLigi trafił dzięki ciężkiej pracy, ale bywały momenty, kiedy chciał zrezygnować ze sportu.

Zaczęło się od piłki nożnej

Kiedy zaczynał przygodę ze sportem, w jego roczniku nie było grupy siatkarskiej. Łaba próbował innych sportów, a najwięcej naturalnie było gry w piłkę nożną. Treningi piłkarskie nie były jednak pasjonujące dla młodego Patryka. Później pojawiła się siatkarska opcja w tym roczniku, a trener Leszek Wierzgacz, który trenował też ojca Patryka Łaby, chciał go mieć w grupie. – No i powoli zaczęło mi się to marzenie rodzić – żeby zostać siatkarzem – powiedział w wywiadzie dla siatkarskieligi.pl przyjmujący Aluronu CMC Warty Zawiercie. – Trener Wierzgacz zadzwonił, powiedział, że organizuje obóz i czy nie chciałbym jechać. Pojechałem z kolegami – i tak się zaczęło – dodaje Łaba.

Jak każdy siatkarz z Podkarpacia, Łaba marzył przez jakiś czas, żeby trafić do Asseco Resovii Rzeszów. Sam przyjmujący grał w zespole młodzieżowym tego klubu, w AKS-ie Resovii, jednak niewielu siatkarzy finalnie trafiało do pierwszej drużyny. Łaba nie przywiązywał się jednak kurczowo do jednych barw.

Łaba szybko polubił treningi i nie miał wielkiego dylematu w młodzieńczym wieku, czy iść na imprezę, czy na trening. Zawsze wybierał trening. – Już w gimnazjum miałem zajawkę na treningi, bieganie – zdarzało się, że wstawałem rano w wakacje i biegałem po wałach w Jaśle. Oglądałem „Rocky’ego”, a następnego dnia próbowałem trenować jak on. Lubiłem to. Sprawiało mi radość, że mogłem powiedzieć o sobie: „jestem sportowcem”.

Z imprezy mógł zrezygnować, z treningu nie

Od początku sport dominował w jego życiu. Nie miał etapu fascynacji zawodami typu strażak czy kosmonauta. Pochodząc jednak ze sportowej rodziny, miał wtłoczone do głowy, że nie można wszystkich kart postawić na sport. – Rodzice zawsze powtarzali mi jednak, że sport jest brutalny. Że trzeba mieć plan B. Bo znali ludzi, którzy wszystko postawili na sport, a kontuzja zniszczyła im karierę i nie mieli alternatywy. Dlatego zawsze starałem się dbać o naukę.

Przez moment nauka stała się ważniejsza od siatkówki. Łaba zrezygnował z gry w pierwszoligowym MCKiS Jaworzno, bo nie dało się tego pogodzić ze studiami. Na AGH dostał indywidualny tok studiów i wtedy dopiero dało się połączyć obie dziedziny.

Wiele w kwestii kariery siatkarskiej Łaby zrobiła jego żona Klara. Sportowiec przyznaje, że zawsze była dla niego wsparciem, nawet w najtrudniejszych momentach, kiedy w klubach bywały problemy z płatnościami, czy organizacją.

Chciał rzucić siatkówkę i zostać programistą

W pewnym momencie w Łabie obudziła się dusza programisty. Uczył się tego zawodu w czasie wolnym między treningami, a nawet dostał pracę jako programista i przez rok łączył siatkówkę z pracą. Nie było to łatwe. – To było bardzo ciężkie – wychodziłem rano, wracałem wieczorem, a nawet na pójście do fryzjera ciężko było znaleźć czas. Ten rok mocno dał mi w kość. Przez chwilę siatkarz rozważał nawet porzucenie sportu i karierę programisty, ale jego żona się temu sprzeciwiała, argumentując, że programowanie można „uprawiać” w każdym wieku, a siatkówkę tylko do pewnego momentu.

Siatkarskie życie Patryka Łaby toczyło się wokół I ligi, ale w tej powoli następował przełom. Łaba wspomina, że ważnym wydarzeniem było przywrócenie sportowych awansów i spadków, bo kluby spadające z PlusLigi wnosiły na zaplecze profesjonalną organizacje i lepsze budżety.

Cel w PlusLidze – utrzymać się tu na dłużej

Kiedy przyjmujący trafił do PlusLigi, nie stawiał sobie konkretnych celów. Chciał po prostu udowodnić sobie, że nadaje się do gry na tym poziomie. – Bałem się historii chłopaków z pierwszej ligi, którzy szli wyżej i po roku wracali, odbijając się od ściany. Chciałem tego uniknąć, więc zakasałem rękawy i pracowałem, żeby zostać na dłużej.

W Zawierciu Łaba osiągnął sukcesy w lidze, w pucharze, czy Lidze Mistrzów. Zna jednak swoją rolę – rolę trzeciego przyjmującego. Twierdzi, że czasem lepiej wejść na boisko z ławki, bo nie ma czasu na myślenie, tylko od razu wchodzi się na głęboką wodę, ale przede wszystkim trzeba być cały czas na to gotowym, bo można przez kilka miesięcy stać w kwadracie, a później przychodzi ta chwila wejścia na boisko i trzeb być przygotowanym.

Na koniec Łaba ocenił medale mistrzostw Polski, które udało mu się zdobyć. Ten z minionego sezonu był przyjęty na smutno. – Tamto sprzed roku przyniosło więcej radości, bo było historycznym wynikiem klubu. W tym sezonie może spodziewaliśmy się czegoś więcej, a do tego finał graliśmy bardzo pokiereszowani. Podobnie było po finale Ligi Mistrzów. Bardzo bolała nas porażka. Rzadko zabieram głos na forum grupy, ale wtedy powiedziałem chłopakom, żebyśmy wyszli na podium uśmiechnięci. Bo za 10 lat, jak będziemy patrzeć na zdjęcia, chcemy widzieć uśmiechy i wspominać to jako coś wielkiego. Myślę, że z każdym rokiem będziemy te sukcesy doceniać coraz bardziej.

PlusLiga