– Mimo wojny nasi sponsorzy zadeklarowali dalszą pomoc, dlatego potwierdziliśmy udział w PlusLidze. Pomysł, by dołączyć do polskiej ekstraklasy pojawił się pięć albo sześć lat temu. Mieliśmy wówczas marzenie, aby móc powalczyć na innym poziomie, bo liga ukraińska ma swoje problemy — nie ukrywa w rozmowie z Przeglądem Sportowym prezes Barkomu-Każany Lwów Oleg Baran.
Pański klub w ukraińskiej Superlidze zadebiutował w sezonie 2013/14, a pierwsze mistrzostwo kraju zdobył zaledwie cztery lata później i odtąd dominował w rozgrywkach. Szybka droga na szczyt.
– Taka była wówczas koniunktura. Nasz główny rywal Lokomotiw Charków przestał otrzymywać środki od głównego sponsora, czyli kolei państwowych. To spowodowało, że dobrzy zawodnicy zaczęli odchodzić, bo zabrakło pieniędzy na wypłaty. Właśnie wtedy przez jeden rok trenerem naszego zespołu był Jan Such (sezon 2015/16 – przyp red.) i pojawiła się u nas chęć wygrania wszystkiego, co było do wygrania. Wówczas jeszcze było trudno, ale rok później przyszedł do nas ambitny trener Ugis Krastins (również aktualny selekcjoner reprezentacji Ukrainy – przyp. red.). Zakontraktowaliśmy też młodych zawodników, którzy byli głodni gry.
Bardzo dobrze pamiętam tamten sezon, bo zdobyliśmy w nim Puchar i Superpuchar Ukrainy, zabrakło tylko mistrzostwa kraju. Nadrobiliśmy to jednak rok później, choć nie zdobyliśmy Pucharu Ukrainy. W fazie zasadniczej mistrzostw kraju między Barkomem a Lokomotiwem był remis, bo przegraliśmy dwa mecze u siebie. Myślałem, że już nie zdobędziemy tytułu, ale tak się nie stało. Później jeszcze kilka razy oglądałem nasze mecze finałowe.
Można powiedzieć, że debiut w polskiej lidze macie już za sobą, bo uczestniczyliście w PreZero Grand Prix. Jakie znaczenie miał dla was ten turniej?
– Chciałem, aby nasi zawodnicy nie bali się zderzyć ze ścianą. Przegrane i wygrane są przecież częścią sportu. Mam nadzieję, że nie będą tego brali do siebie, a to, że będą mogli rywalizować z zawodnikami PlusLigi na piasku czy w hali będzie dawało im poczucie, że rywale nie są pomnikami, z którymi nie da się wygrać. Powinni czuć, że wcześniej czy później zaczną zwyciężać.
Dokonaliście kilku zagranicznych transferów, pozyskując Turka Murata Yenipazara, Słowaka Juliusa Firkala i Norwega Jonasa Kvalena. A co z polskimi siatkarzami?
– Polacy występowali w przeszłości w naszym klubie (Jacek Obrębski, Filip Biegun i Mikołaj Szewczyk – przyp. red.), a w tym sezonie chcieliśmy pozyskać młodego, polskiego zawodnika, ale ostatecznie wybrał inny klub. W związku z sytuacją w Ukrainie prowadziliśmy różne rozmowy, ale wszystko za długo trwało. Myślę, że w przyszłym sezonie będziemy mieli więcej czasu i wtedy w naszym składzie znajdą się Polacy.
*Rozmawiała Katarzyna Paw, więcej w serwisie przegladsportowy.onet.pl
źródło: przegladsportowy.onet.pl