Siatkarze ZAKSY Kędzierzyn-Koźle awansowali do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Kędzierzynianie pokonali w ostatnim meczu grupowym włoską drużynę Cucine Lube Civitanova. – Takie mecze kształtują charakter drużyną i budują ją, bazowaliśmy na tym, co wypracowaliśmy na treningach. Nie odczuwamy zmęczenia pomimo ciągłych podróży – powiedział Norbert Huber środkowy ZAKSY.
Czy mecz z Cucine Lube Civitanova był wyczerpujący?
– Z perspektywy bycia tam na miejscu, było to męczące, ale z drugiej strony czytałem, że dla sportowców zawodowych granie na wyjeździe co trzy dni nie powinno być problemem. Jest w tym pół prawdy. Gramy zawodowo w siatkówkę, ale liczą się też okoliczności poboczne. W Rosji graliśmy w innej strefie czasowej. I nie, nie traktuję tego jako przyczyny porażki. Po prostu nie można nie zauważyć, że nie zachowywaliśmy rytmu dobowego i nie spaliśmy tak, jakby to było, gdybyśmy grali u siebie. Przez to wszystko wyglądamy na boisku tak, jak wyglądamy i nałożyło się na to kilka czynników. Musieliśmy przekładać mecze. Dobrze, że graliśmy, a nie dostaliśmy „w trąbę” walkowerami.
Ile nerwów było związane z tym, że starcie z Cucine Lube Civitanova, typowane na najtrudniejsze w grupie, miało początkowo decydować o tym, czy awansujecie? Bez tego zwycięstwa musielibyście wyciągnąć kalkulatory i liczyć na rywali, a to bywa bardzo zgubne.
– W środę, przed meczem, kiedy ruszyło spotkanie Dinamo Moskwa, oglądaliśmy je razem przy stolikach. Kiedy Ziraat wychodził na dwu, trzypunktowe prowadzenie, zastanawialiśmy się nad tym, co będzie. W tym samym czasie podglądaliśmy Hebar Pazardżik. W głowach na pewno zaczęliśmy kalkulować, że fajnie byłoby, gdyby Dinamo i Hebar zagrali pod nas. Wiedzieliśmy jednak, że jest robota do zrobienia. Wychodząc na spotkanie z Lube mieliśmy informację, że Knack Roeselare prowadzi w tie-breaku. Graliśmy o wszystko. Rywale z Bułgarii „wyciągnęli” jednak tie-break. Po pierwszym secie już wiedzieliśmy, że jesteśmy w ćwierćfinale.
Pojawiła się presja wynikająca z faktu, że obrońca tytułu w Lidze Mistrzów był w trudniej sytuacji przed ostatnią kolejką fazy grupowej? Ty czy Marcin Janusz nie wygrywaliście tego tytułu rok temu.
– Jaką mogłem odczuwać presję? W PGE Skrze Bełchatów byłem trzecim środkowym, nie grałem za dużo. Marcin Janusz występował w Treflu Gdańsk. Wiedzieliśmy, że albo zagramy fajnie, albo dobrze, albo średnio. Bazowaliśmy na tym, co wypracowaliśmy na treningach. Nie uważam, że doskwiera nam presja obrońców tytułu. Na ten moment jesteśmy na cztery mecze od finału Ligi Mistrzów. Z kim zagramy dalej? Scenariusze mogą być różne. Jak to kiedyś powiedział prezes klubu z Radomia: „Trudne warunki kształtują charakter”.
Cały wywiad Sary Kalisz w : sport.tvp.pl
źródło: sport.tvp.pl