Nikola Meljanac jest jednym bardziej wyróżniających się graczy, po pierwszej części sezonu zasadniczego PlusLigi. 24-letni siatkarz, przychodząc do drużyny z Radomia był zagadką, która okazała się dobrym transferem. Serbski atakujący, jest liderem ofensywy swojego zespołu. – Nie mogło być lepszego miejsca, żeby się uczyć i sprawdzić – mówi Nikola Meljanac, w obszernej rozmowie z Kamilem Składowskim, dyrektorem działu komunikacji PLS SA.
Przypadek
Nikola Meljanac zaczął w siatkówkę grać dość przypadkowo, ale szybko zakochał się w tej dyscyplinie. – Zacząłem grać w siatkówkę, bo poprosił mnie o to kumpel, który uznał że jestem wysoki i mogę się przydać w jego drużynie. Wówczas już trenowałem koszykówkę, która w Serbii jest dużo bardziej popularna niż siatkówka. Przyznaję, że nie byłem przekonany, czy jest sens w ogóle iść na siatkarski trening, ale chciałem być fair wobec kolegi. Poszedłem na pierwszy, trzeci, kolejny i tak już zostałem – tak mówi o swoich siatkarskich początkach, serbski atakujący.
trudne początki
Zanim jednak siatkarz rozwinął swoją karierę jako atakujący, przez pierwsze lata grał na środku siatki. – Ktoś dostrzegł mój potencjał i dostałem telefon z klubu Vojevodina Nowy Sad i Crvenej Zvezdy – oba kluby były mną zainteresowane. Miałem wtedy piętnaście lat i postawiłem na Crvenę. Od 15 do 21 roku roku życia byłem sam w Belgradzie. Moja Mama przyjeżdżała co dwa tygodnie i starała się mi jakoś pomóc. Nie było łatwo, bo chodziłem do zwyczajnego liceum, musiałem sobie radzić z nauką i trenowaniem w juniorach oraz dorosłej drużynie. Grałem w Crvenej jako środkowy bloku, aż do 21 urodzin – opowiada Meljanac.
azja
Serbski gracz, na początek swojej przygody poza granicami kraju, wybrał egzotyczną Koreę Południową. – Namówili mnie starsi koledzy z boiska, którzy kiedyś grali w Korei czy w Japonii. Mówili: idealnie będziesz pasować do tamtych lig, silny, wysoko skaczący, efektowny. Uwierzyłem, że to będzie moje miejsce – podkreśla siatkarz.
Wbrew temu co słyszał siatkarz, granie w siatkówkę oraz życie w Korei okazało się dla niego bardzo trudne. – Zespół miał sześciu równorzędnych szkoleniowców, w jednym czasie. Trudno w to uwierzyć, ale oni wszyscy byli obecni w trakcie zajęć i zawsze zgłaszali mnóstwo uwag. W każdym zespole ligi koreańskiej jest po 25 graczy i po sześciu szkoleniowców. Niech się nikt nie obrazi, ale większość z nich prezentuje poziom drugiej ligi w mojej Serbii. Nikt w zespole nie mówił po angielsku. Miałem możliwość pogadać na co dzień tylko z tłumaczem, więc czułem się z tym bardzo niekomfortowo, jak na bezludnej wyspie.
miał już dość
Kwestie sportowe pozostawiały wiele do życzenia. Serbski siatkarz, zrozumiał wtedy, że Korea to nie jest miejsce dla młodych zawodników. – Trening w moim zespole był naprawdę wyczerpujący, czasem trwał w sumie po sześć, siedem godzin dziennie. Jestem silny, lubię siłownię, ale tam była codziennie i zawsze na maksa. Oczekiwali ode mnie, że zawszę będę gotowy na sto procent, bez względu na wszystko inne. Po kilku miesiącach miałem dość siłowni, znienawidziłem ją – zaznacza atakujący.
Jak się później okazało, siatkarz spędził w Korei tylko pół sezonu i rozwiązano z nim kontrakt. Jak sam przyznaje, była to dla niego ulga. – W czasie treningu moich sześciu wspaniałych trenerów zwracało uwagę nawet na to, w jaki sposób biegam w trakcie rozgrzewki. Wołali, otaczali mnie w sześciu i zaczynali krytykować sposób układania stóp podczas biegania. Tak samo było z elementami typowo siatkarskimi. Kiedy uderzyłem ponad blokiem, zdobyłem punkt, a oni wołali, by zwrócić uwagę na błędnie poprowadzoną rękę w ataku. Krzyczeli, domagali się zmian. I tak każdego dnia. Nie mielibyście tego w końcu dość? – pyta retorycznie siatkarz.
– Kibice w Korei są świetni, kochają bardzo siatkówkę i wspierają swoje drużyny. O reszcie chcę zapomnieć – dodaje.
Kierunek plusliga
Po przygodzie w Korei, siatkarz dokończył sezon w tureckim Fenerbahçe. Potem zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę i spróbować swoich sił w Polsce. – Chciałem dobrej ligi, nauczenia się czegoś. PlusLiga to najlepsza lub druga najlepsza liga na świecie, więc nie mogło być lepszego miejsca, żeby się uczyć i sprawdzić. Zdawałem sobie sprawę, że Enea Czarni to nie będzie zespół walczący o medale, ale nie chciałem rezygnować z takiej okazji – tak serbski siatkarz tłumaczy powody swojego transferu do klubu z Radomia.
Po kilku miesiącach w Polsce, atakujący Czarnych jest zadowolony z tego gdzie trafił. – Bez wątpienia to najwyższy poziom, na jakim do tej pory grałem. Przychodząc do Polski miałem takie małe wątpliwości, czy będę w stanie tutaj dobrze się prezentować. Teraz, po pół roku już wiem, że jestem w stanie rywalizować w tej lidze – zakończył siatkarz.
Cała rozmowa Kamila Składowskiego z Nikolą Meljanacem, dostępna jest na oficjalnej stronie PlusLigi.
Zobacz również:
Wyczekiwana wygrana i istny szał radości
źródło: inf. własna, plusliga.pl