Reprezentacja Polski 2:3 przegrała swój przedostatni mecz kontrolny przed igrzyskami olimpijskimi. W tie-breaku lepsi okazali się Japończycy. – Normalnie jesteśmy w stanie dostosować się do gry rywala, albo sami wzmacniamy serwis, atak czy blok. Tego nie zrobiliśmy. Próbowaliśmy grać jak oni. Było kilka miękkich rozwiązań, kiwek. Wszyscy jednak wiedzą, że Japonia świetnie to czyta – ocenił Nikola Grbić.
BEZ SERBÓW
W ostatniej chwili z turnieju w Gdańsku musieli wycofać się Serbowie. Przez globalną awarię systemów informatycznych nie byli w stanie wylecieć z lotniska w Belgradzie. – Są pewne rzeczy, z którymi nie można nic zrobić. Serbia miała do nas najbliżej, ale mimo tego nie doleciała. Rozmawiałem z trenerem Kolakoviciem i byli zdesperowani, żeby tu wystąpić. Nie rozegrali żadnego meczu od turnieju Ligi Narodów w Słowenii. Potrzebowali meczów kontrolnych i dla nich to była idealna okazja, żeby zagrać z rywalami na wysokim poziomie – mówił Nikola Grbić. Ich nieobecność nie wpłynęła jednak na terminarz Polaków.
BRAK ADAPTACJI
Reprezentacja Polski nie potrafiła znaleźć sposobu na Japonię. W tie-breaku biało-czerwoni przegrali 15:17. – Występ nie był nawet blisko naszego poziomu. Nie zagraliśmy dobrego meczu. Brakowało nam mocy, bo wyglądało na to, że Japończycy atakują i zagrywają mocniej niż my. Do tego nie byliśmy odpowiednio skupieni i nie byliśmy precyzyjni – skomentował spotkanie Nikola Grbić.
Przyznał, że jego podopieczni nie byli w stanie zaadaptować się do bardziej technicznej gry rywali. – To nie nowość, że Japończycy dobrze grają. Są techniczni, wykorzystują blok, mają dobry serwis. Nie robili nic, o czym byśmy nie wiedzieli. Po naszej stronie nie było adaptacji, reakcji na to, co dzieje się w meczu. Nad tym musimy się zastanowić – podkreślił szkoleniowiec i dodał: – W ofensywie nie graliśmy tak, jak potrafimy. Nie odmawiam Japonii świetnej postawy w obronie, ale zagraliśmy poniżej naszego zwykłego poziomu – skwitował Grbić.
SIŁOWNIA TO NIE WYMÓWKA
Chociaż reprezentacja Polski nie imponowała swoją grą, to była w stanie grać jak równy z równy ze zdecydowanie lepiej dysponowanymi Japończykami. – Rano mieliśmy siłownię, podobnie jak w Memoriale Wagnera. To jednak nie pierwszy i nie ostatni raz i to żadna wymówka, że nie zagraliśmy na naszym poziomie. Choć nawet przy takiej naszej grze mieliśmy szansę wygrać spotkanie. To jedyny pozytywny aspekt spotkania z Japonią. Byliśmy bardzo blisko jednej z najlepszych drużyn na świecie – wspomniał z dozą optymizmu Serb.
Potwierdził, że jego podopieczni lepiej wyglądają w trakcie treningów. – W meczu nie gramy z Polską, tylko z zespołami, które mają różne charakterystyki. Normalnie jesteśmy w stanie dostosować się do gry rywala, sami wzmacniamy serwis, atak czy blok. Tego nie zrobiliśmy. Próbowaliśmy grać jak oni. Było kilka miękkich rozwiązań, kiwek. Wszyscy jednak wiedzą, że Japonia świetnie to czyta. Chociaż nie są zwyczajowo najlepsi w bloku, to w meczu z nami mieli prawie dwa razy więcej bloków – analizował szkoleniowiec biało-czerwonych. Japończycy aż 11 razy zatrzymywali ataki polskiej kadry, a Polakom udało się to tylko 5 razy.
WYKORZYSTALI DŁONIE
Japonia znana jest ze swojej technicznej gry i chociaż potrafi również zastosować siłowe rozwiązania, to nie ma problemów ze świetnym obijaniem bloku. – Nie mogę być zły, kiedy nie blokujemy, bo rywale wykorzystują nasze dłonie. Nie podoba mi się, że prawie połowa piłek, których dotykaliśmy blokiem, była blok-aut. To oznacza, że nie zagraliśmy dobrze w tym elemencie. Dobry blok nie zawsze jest punktowy. Tutaj nie byliśmy odpowiednio skupieni – podsumował Grbić.
Zwrócił uwagę na jeszcze jedną rzecz. – Chciałbym, żeby wywierali presję na rywalu. Okazało się, że Japończycy przy dobrze przyjętej piłce atakowali na 85%, kiedy odrzucaliśmy ich od siatki, tylko 50%. To ogromna różnica. Możemy i musimy poprawić też to, że kiedy rywale nie używają siłowych rozwiązań, my nie byliśmy w stanie dograć piłki do siatki. To jest coś, czego nie akceptuję i poranna siłownia nie jest żadną wymówką – podkreślił serbski szkoleniowiec.
PORAŻKA LEKCJĄ
W niedzielę biało-czerwoni zagrają jeszcze ze Stanami Zjednoczonymi, a potem przed nimi już tylko turniej olimpijski. – Przed nami jeszcze kilka lekcji, choć nie ma nic złego w przegraniu meczu raz na jakiś czas. Jeśli wygramy ze wszystkimi, to od razu będą nam wieszane medale na szyję. Nie spodziewałem się, że gładko pokonamy Japonię 3:0. Spodziewałem się trudnego meczu i taki był. Sparing to nie to samo, emocje są inne – mówił Nikola Grbić.
JESZCZE NIE 100%
Od Memoriału Wagnera z delikatnym problemem mięśniowym zmaga się Wilfredo Leon. Z Japonią zagrał tylko jednego seta. – Leon zagrał po raz pierwszy od 10 dni. W starciu z USA również rozegra tylko jednego seta. To nie oznacza, że coś jest nie tak. Pracuje, ale nie chcę ryzykować. Trening to jedno, oficjalny mecz to drugie. Dał nam nam sporo mocy, zwłaszcza w poły zagrywki – ocenił trener Polaków i dodał: – Będzie gotowy, kiedy będzie potrzebny. Gdybyśmy jutro mieli zagrać ćwierćfinał, rozegrałby całe spotkanie. Nie chcę ryzykować. Jego uraz nie był poważny, nie naderwał mięśnia. Jeśli jednak przy niewielkich urazach nie uważasz, to możesz je pogłębić – wytłumaczył serbski szkoleniowiec.
Boisko w ostatnim secie opuścił również Aleksander Śliwka, ale trener zapewnił, że to nic poważnego. – Olek miał tylko skurcz.
WYSOKI POZIOM
Mecz kontrolny z Japonią pokazał, że Polakom jeszcze sporo brakuje do optymalnej formy. – Z tej lekcji możemy wiele wyciągnąć. Mam nadzieję, że nie tylko dla zawodników, każdy powinien zdawać sobie sprawę, z jakim poziomem rywali musimy się zmierzyć. W igrzyskach będzie mnóstwo drużyn na wysokim poziomie, w starciach z którymi dwie piłki mogą zrobić różnicę – zapowiedział trener. – Musimy zdawać sobie sprawę z trudności i z tego, że nasza najlepsza gra jest potrzebna w każdym meczu, przy każdym punkcie – podsumował Nikola Grbić.
źródło: inf. własna