– Moja drużyna jest bardzo charakterna. Nie pojechała do Leżajska po brązowy medal, chciała tam wygrać ze wszystkimi. Mimo że zdobyliśmy tylko brązowy medal, to chłopcy pokazali się z bardzo dobrej strony. Mam nadzieję, że ich dobra gra zostanie dostrzeżona – powiedział po wywalczeniu brązowego medalu mistrzostw Polski juniorów Ariel Fijoł, trener Trefla Gdańsk.
Mieszane odczucia po brązie
Emocje po mistrzostwach Polski juniorów trochę już opadły. Jak smakuje ten brąz?
Ariel Fijoł: Dwojako, bo większość trenerów brązowy medal brałaby w ciemno, ale patrząc na to, jak wyglądał ten sezon w naszym wykonaniu, to liczyliśmy na więcej. Pewnie wygraliśmy ćwierćfinały i półfinały, ale finałów się obawiałem, ponieważ wcześniej mieliśmy już symptomy, że jeśli tydzień przed rozgrywkami nie byliśmy w komplecie, to ciężko w nie wchodziliśmy. Kontuzja Lukasa Kampy sprawiła, że musieliśmy oddać Treflowi swojego pierwszego rozgrywającego i jednego z przyjmujących. Chciałbym podziękować trenerowi Sordylowi, że na czas turnieju finałowego został z jednym rozgrywającym, choć inny z moich juniorów pomagał mu w treningach. Dzięki temu mogliśmy być w komplecie. Rośliśmy w trakcie turnieju. Zabrakło nam tak naprawdę jednej piłki w półfinale, ale z drugiej strony mogliśmy przegrać z jastrzębianami i nie wejść do czwórki albo ponieść porażkę w dramatycznym meczu o brązowy medal.
Faza grupowa, w której nie ponieśliście porażki, rozbudziła w was apetyt na złoto?
– Moja drużyna jest bardzo charakterna. Nie pojechała do Leżajska po brązowy medal, chciała tam wygrać ze wszystkimi. Mimo że zdobyliśmy tylko brązowy medal, to chłopcy pokazali się z bardzo dobrej strony. Mam nadzieję, że ich dobra gra zostanie dostrzeżona. Chociaż oczywiście apetyt rósł w miarę jedzenia. Wygrana z jastrzębianami nas napędziła i pokazała, że potrafimy wyjść z trudnej sytuacji. Jednak każdy zespół był silny, a układ turnieju tak się ułożył, że trzeba było bić się z każdym.
Zadecydowała jedna piłka
W półfinale było mnóstwo zwrotów akcji. Byliście o włos od wygranej z AKS-em Rzeszów. Co według pana zaważyło na tym, że nie udało wam się postawić kropki nad „i” w tie-breaku?
– Mimo że w siatkówce gra się do trzech wygranych setów, to powinniśmy w tym meczu prowadzić 4:0. W tie-breaku też mieliśmy bezpieczną przewagę, choć doświadczeni trenerzy twierdzą, że takich w ogóle nie ma. W tym meczu działy się rzeczy, które na co dzień się nie dzieją. Zabrakło nam trochę szczęścia, może więcej zimnej głowy. Przy stanie 14:12 mieliśmy piłkę przechodzącą u siebie. W kolejnych akcjach środkowy AKS-u zagrał piłkę w aut, ale my ją przyjęliśmy niedokładnie. Wkradły się nerwy w naszych szeregach i potoczyło się tak, jak się potoczyło.
Czyli po tak przegranym półfinale trudno było zmobilizować drużynę do walki o brąz? Czy wręcz przeciwnie, była w niej jeszcze większa sportowa złość?
– Oczywiście, po porażce w szatni pojawiły się łzy i smutne słowa. Oprócz mnie zabrał głos tylko jeden zawodnik, który był naszą ostoją w tym turnieju. Jednak jak rano wstaliśmy, to już było widać, że naszą misją jest brązowy medal. Myślę, że wyszła nasza zespołowość, zaprocentowały chwile, które wspólnie spędziliśmy i wyszarpaliśmy ten brązowy medal.
Trefl wyszarpał brąz
Ale też łatwo nie było, bo wszystkie sety starcia o brązowy medal rozstrzygały się na przewagi. Niuanse zadecydowały o końcowym wyniku.
– Dokładnie. Można powiedzieć, że to, co oddaliśmy w sobotę, zabraliśmy w niedzielę. AZS Częstochowa to bardzo silny przeciwnik, który przyjechał do Leżajska z chęcią na obronę tytułu. Po półfinałowej porażce mieliśmy jednak kilka godzin więcej na otarcie łez i podniesienie się po niej. Przed meczem o brąz musiałem chłopakom przekazać informacje w pigułce, bo w takiej sytuacji nie decydowała tylko technika, ale także serducho, które trzeba było pokazać na boisku.
To serducho udało się pokazać. Zawsze przecież lepiej zakończyć mecz zwycięstwem niż porażką.
– Zawsze mówi się, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni wynik. Mam nadzieję, że moi podopieczni pokazali tyle jakości, żeby mogli zostać przy siatkówce. Część z tej drużyny zostanie u nas jeszcze na przyszły sezon. Będziemy bić się dalej o medale. Ogólnie bardzo ważne jest to, aby grać w turniejach mistrzowskich do końca. Cieszę się, że w Leżajsku walczyliśmy o medale i mogliśmy pokazać się w decydujących momentach.
Durski liderem
Nagrodę dla najlepszego przyjmującego dostał Maksymilian Durski. To jest chłopak na wielkie granie?
– Maks jest przykładem zawodnika, który jest idealnym materiałem do pracy, bo słucha i chce się rozwijać. Może nie ma imponujących warunków fizycznych, ale kunszt siatkarski i motorykę ma na najwyższym poziomie. Analiza własnej gry i siła mentalna są elementami, które mogą go pchnąć bardzo wysoko. Chciałbym też pochwalić innych chłopaków. Oni również mogą grać na bardzo wysokim poziomie. Część z nich nie jest jeszcze gotowa, żeby pokazać się już teraz, ale szukamy też takich chłopaków, którzy w przyszłości mogą zaistnieć. Mam nadzieję, że ktoś ich zauważy i ich wyciągnie.
Ma pan na myśli grę w I lidze?
– Dokładnie. Ci chłopcy potrzebują nie tylko grania, ale także dobrej jakości treningowej. W I lidze jest o to dużo łatwiej niż w PlusLidze. Jesteśmy na siatkarskim topie, więc młodym chłopakom trudno jest przebić się do elity, bo w niej jest najwyższa jakość, a ci chłopcy wciąż muszą się uczyć. Dlatego dobrym poligonem dla nich jest gra w I lidze.
Zobacz również:
Wyniki fazy finałowej mistrzostw Polski juniorów