– Nawet kiedy grałem w drużynie, która walczyła o utrzymanie, czerpałem z tego dużą przyjemność. Ze zdrową skromnością i pokorą przemierzam siatkówkę. Fajnie, że doprowadziło mnie to momentu, w którym zagram w finale Ligi Mistrzów – powiedział w rozmowie ze sport.tvp.pl Moustapha M’Baye, środkowy Jastrzębskiego Węgla.
Moustapha M’Baye swoją przygodę z siatkówką rozpoczął w klubie z Gdańska. Od 2015 roku występował głównie w pierwszoligowych klubach. Ma na swoim koncie złoty medal zaplecza siatkarskiej ekstraklasy zdobyty w barwach AZS-u Częstochowa w 2018 roku i srebro z kolejnego sezonu, tym razem jako siatkarz Stali Nysa. W 2020 roku wraz z zespołem z Nysy awansował do PlusLigi, w której gra od tamtej pory. – Który moment był dla mnie przełomem? Trefl Gdańsk i wicemistrzowski sezon. Byłem tam dodatkiem, trenowałem z zespołem, jeździłem na mecze, siedziałem za bandami, ale byłem cały czas częścią tej drużyny i wiedziałem jak między zawodnikami „kliknęło”. Nikt wtedy się nie spodziewał, że to będzie taki wielki sukces. Maszyna ruszyła, trybiki się ze sobą zazębiły – powiedział Moustapha M’Baye. – To właśnie wtedy w Treflu zobaczyłem, gdzie chciałbym dojść. Wiedziałem jak niesamowite jest bycie w drużynie, która wygrywa. Wtedy postawiłem sobie za cel, że chcę być jej częścią. W kolejnych latach przy wyborach klubów kierowała mną perspektywa grania. Wiedziałem, że to da mi więcej niż trening z najlepszymi zawodnikami świata – dodał środkowy.
W trakcie obecnego sezonu środkowy zmienił klub. Początek rozgrywek spędził w Cuprum Lubin, skąd przeszedł do Jastrzębskiego Węgla. – Pojawiła się szansa i stwierdziłem, że muszę z niej skorzystać niezależnie od tego, czy będę grał, czy nie. Czułem się pewny swoich umiejętności, ale nie spodziewałem się, że tak szybko wejdę na parkiet. Przyjechałem i w pierwszym meczu z Zawierciem zostałem wrzucony od razu na głęboką wodę. To było dla mnie najbardziej emocjonujące spotkanie do tej pory – opowiedział o tamtej sytuacji środkowy. – Kiedy uczestniczyłem w pierwszych treningach, czułem, że to sklep ze słodyczami, siatkarski raj. Umiejętności moich kolegów z zespołu naprawdę robią wrażenie – przyznał.
– Mam wrażenie, że są trzy typy zawodników w naszej lidze – wyrobnicy i talenciaki, ale też pracowite talenciaki. Kiedy talent spotyka ciężką pracę, uzyskuje się największych kozaków i najlepszych na świecie. Ja wiedziałem, że muszę ciężko i systematycznie pracować, dokładać coś ekstra, by tamtych dogonić. Całe szczęście jednak nie powiedziałem sobie, że to już mój maks. Do tego wszystkiego pomogło mi szczęście – niestety kosztem nieszczęścia kogoś innego. Gdyby nie kontuzja Łukasza Wiśniewskiego, dziś moglibyśmy nie rozmawiać. Zachowałem jednak niezachwiany optymizm i wiedziałem, że czeka mnie jeszcze coś fajnego. Nawet kiedy grałem w drużynie, która walczyła o utrzymanie, czerpałem z tego dużą przyjemność. Ze zdrową skromnością i pokorą przemierzam siatkówkę. Fajnie, że doprowadziło mnie to momentu, w którym zagram w finale Ligi Mistrzów – opowiedział o swojej sytuacji M’Baye.
źródło: opr. własne, sport.tvp.pl