Mistrzostwa świata siatkarzy do lat 21 dobiegły końca. W finale niespodziewanie Irańczykom udało się pokonać Włochów – 3:1. Tym samym reprezentacja Polski, która zakończyła zmagania na 6. miejscu, może odetchnąć z ulgą. Przegrać z mistrzem każdy może, a biało-czerwonych spotkało to jeszcze w pierwszym etapie turnieju. Z brązu cieszą się natomiast Amerykanie, pokonując Czechów – 3:0.
Równia pochyła
Niedzielne granie o stawkę rozpoczęło starcie Amerykanów z Czechami. Sąsiedzi Polaków z południa niedawno pokonali ich, zamykając im drogę do strefy medalowej. Los jednak w kolejnych spotkaniach już tak bardzo im nie sprzyjał, a w meczu o brąz nie udało im się ponownie błysnąć. Lepsza okazała się reprezentacja Stanów Zjednoczonych, stając na najniższym stopniu podium – 3:0 (25:20, 25:19, 25:18). Czesi w starciu a Amerykanami nie mieli większych szans, znacznie ustępując rywalom na dystansie. Zabrakło im chłodnej głowy i jakości, co reprezentacja zza oceanu skorzystała.
Początek meczu należał do wyrównanych, lecz z czasem inicjatywa coraz bardziej leżała po stronie reprezentantów Stanów Zjednoczonych – 6:6, 11:7. Po stronie Czechów dużo było niedokładności, a pojedyncze zrywy to za mało. Ostatecznie przewaga Amerykanów okazała się na tyle bezpieczna, że w końcówce mogli oni nieco spuścić z tonu, i tak odnosząc przekonujące zwycięstwo – 25:20. Nie do zatrzymania był Sean Kelly, któremu wtórowała para Cole Hartke – Sterling Foley. Po drugiej stronie siatki prym wiódł Matej Pastrnak, którego wspierał błyszczący w bloku Stepan Svoboda.
Dwie kolejne partie były powtórką z rozrywki. Reprezentacja Stanów Zjednoczonych robiła swoje, czujnie grając na siatce i w obronie. Czesi natomiast potrafili popełniać błąd za błędem, tracąc 'oczka’ seriami. W drugim secie Amerykanie zwyciężyli do 19, w trzecim do 18. Końcowo cenne punkty dołożyli jeszcze Jordan Trevell oraz Cryst Jordan. Wśród Czechów znów zabrakło Tomasa Brichta, który na finiszu nie spisał się jako frontmen.
Przyczajony tygrys
Do rangi 'czarnego konia’ zawodów urosła zaś reprezentacja Iranu, która w grupie musiała się napocić. Irańczycy długo pozostawali drugą siłą, a awans z 1. miejsca dała im dopiero wygrana z wcześniej niepokonanymi Polakami. Biało-czerwonym poszło średnio, a rywale doszli aż do finału, gdzie czekało ich starcie z europejskimi hegemonami, Włochami. Niespodziewanie outsider raz jeszcze zaskoczył, pokonując w finale Azzurro – 3:1 (15:25, 25:18, 25:22, 25:14).
Pierwszy set finałowej potyczki nie zapowiadał sensacji. Włochom udało się zrobić to, na co cała drużyna tak długo pracowała. Konsekwentna gra dała im dużo swobody, a to natomiast przełożyło się na ucieczkę – 4:2, 10:5. Niemoc Irańczyków wydawała się nie mieć końca – 7:16, a dobra gra Włochów w systemie blok-obrona pokrzyżowała rywalom plany. Od jednostronnego finiszu spotkanie rozpoczęli Europejczycy, zwyciężając – 25:15. Świetny start odnotował Pardo Mati. Nie do zatrzymania był też duet Lorenzo Magliano, Tommaso Barotto.
Wygrana mocno uśpiła Włochów, którzy w drugim secie pozostali bezradni. Irańczycy zdołali się odgryźć, punktując Włochów całymi seriami. Przeciwnicy natomiast przestali kończyć piłki, a to stworzyło przestrzeń dla reprezentantów Iranu. Kapitalnie spisywał się Seyed Matin Hosseini Tolouti, który poprowadził drużynę do remisu 1:1 – 25:18. Wyrównanie było jedynie w trzecim secie, który także padł łupem siatkarzy z Bliskiego Wschodu, dając im prowadzenie w meczu – 25:22.
Do jednostronnych należała natomiast czwarta partia, w której Włochom palił się grunt pod nogami. Zespół nie miał po swojej stronie żadnych argumentów, popełniając sporo błędów. Do tego wszystkiego doszły nerwy, a czara goryczy zaczęła coraz bardziej się przechylać – 4:4, 7:10, 10:14. W jednym ustawieniu Europejczycy stanęli na dobre – 11:22, przegrywając za moment – 14:25. Oprócz Matina zaś spektakularny finisz odnotował Pouya Ariakhah.
Zobacz również:
Maksymilian Granieczny spełnia swoje marzenia: „O to walczyłem”