Reprezentacja Polski bardzo źle zaprezentowała się w półfinale mistrzostw świata. Liderzy rankingu FIVB nie wygrali ani jednego seta z Włochami i przyjdzie im zagrać „jedynie” o brąz. Po całym turnieju, w którym biało-czerwoni pokazali się z różnej strony, trzeba zadać pytanie „dlaczego?”. Dlaczego polska kadra w starciu z zespołem na swoim poziomie nie miała zbyt wiele do powiedzenia?
Korespondencja z Manili
Bartosz Kurek ostoją nie tylko ofensywy
Początek pojedynku z Włochami był obiecujący. W sumie początek każdego seta był obiecujący. W miarę solidna zagrywka, blok – wydawało się, że demony poprzednich spotkań wreszcie zostały zażegnane. Jednak nie na długo. Włosi rewelacyjnie czytali nas w obronie i podbijali nawet najtrudniejsze piłki. To mogło frustrować, ale nadal nie tłumaczyło chaosu.
Na kilkadziesiąt minut przed początkiem najtrudniejszego meczu reprezentacji Polski pojawiła się wiadomość, że niezdolny do gry jest Bartosz Kurek. Doskonale wiem, ile dla drużyny znaczy kapitan Kurek i jestem w stanie zrozumieć rozbicie tak druzgocącą wiadomością. Zwłaszcza że Kurek był do tej pory liderem kadry w mistrzostwach świata.
Nie powinno być jednak tak, że strata lidera, kiedy w drugim rzędzie stoi naprawdę dobry atakujący, z którym Polska wygrała Ligę Narodów, boli aż tak bardzo i wyprowadza zespół z równowagi. Proste błędy, brak organizacji gry na tle świetnie ustawionej ekipy Italii aż kłuły w oczy. Na parkiecie nie było nowicjuszy. Owszem, Marcin Komenda, Kewin Sasak czy Jakub Popiwczak po raz pierwszy od deski do deski zagrali w tak ważnym meczu, ale to nie są nieograni siatkarze.
Rozpracowani
Moim zdaniem włoski sztab odwalił kawał dobrej roboty. To, jak rewelacyjnie Włosi ustawiali się w obronie i podbijali na zmianę ataki Kamila Semeniuka i Wilfredo Leona, zasługuje na owacje na stojąco. Owszem, czasem sprzyjało im szczęście, ale nie wynikało to jedynie z przypadku. Każdy doskonale wiedział, gdzie ma być.
Dlaczego nie było zmian?
Trener Nikola Grbić nie imponował moim zdaniem prowadzeniem tego meczu. Cały turniej grała jedna szóstka, a jedynym znakiem zapytania było, która dwójka z tercetu Wilfredo Leon – Kamil Semeniuk – Tomasz Fornal tym razem pojawi się na parkiecie. W trzeciej partii szkoleniowiec desygnował Fornala, który nie jest w pełni sprawny. Owszem, uspokoił przyjęcie i defensywę, ale przez swoje problemy nie był w stanie zbyt wiele pomóc w ataku. Okej – tutaj logika się składa w całość, jeślu trener chciał poprawić przyjęcie, ale czemu nie dać szansy Arturowi Szalpukowi?
Może chwila oddechu dla rozpisanego jak alfabet Leona też by pomogła? „Nie ma tak, że od razu zmieniamy. Artur praktycznie nie grał w tym turnieju i nie jest łatwo wejść w półfinale i zagrać dobrze. Ja wiem, jak moi zawodnicy mogą reagować, co jest w ich głowie. Dlatego podejmuję takie decyzje” – powiedział po porażce Nikola Grbić.
To, że bardziej chętny do zmian był znany z konserwatywnego stylu prowadzenia zespołu Ferdinando de Giorgi, również mówi wiele. Włoch nie bał się zmienić Matti Bottolo, a na zagrywkę w kluczowym momencie wysłać Francesco Sani. Tej odwagi zabrakło po polskiej stronie siatki.
Tylko słowa
Po co były wielokrotnie powtarzane słowa o tym, że każdy z 14 zawodników w każdym momencie musi być gotowy do gry? Po co zapowiedzi, że każdy z nich jest w stanie w dowolnym momencie wyjść na boisko i odmienić losy gry, kiedy właśnie przyszedł taki moment, a my na boisku mamy niby dwóch przyjmujących, ale tylko jeden z nich może atakować?
Na szczęście nie ja jestem trenerem i nie ja jestem rozliczana z wyników kadry. Ten wynik na pewno nie będzie zadowalający. Owszem, jeśli pokonamy Czechów i zdobędziemy brąz, medal to zawsze sukces, ale reprezentacja Polski przegrała jedyny mecz z równym sobie przeciwnikiem na najważniejszym turnieju w tym sezonie. I przegrała go w słabym stylu.