– Odczuwam słodko-gorzki smak osiągniętego wyniku. Gorzki, bo nie zdobyliśmy medalu, choć na osłodę pozostało nam to, że ta grupa po raz pierwszy awansowała do czwórki mistrzostw Europy. Jednak ambicja nie pozwala do końca cieszyć się z czwartego miejsca, bo graliśmy świetny turniej – powiedział po mistrzostwach Europy U20 trener reprezentacji Polski, Miłosz Majka.
Turniej z niedosytem
Przed mistrzostwami Europy mówił pan, że jedziecie po medal. Niewiele zabrakło, aby go zdobyć. Zakończyliście jednak zmagania na czwartej pozycji. Duża sportowa złość odczuwalna jest po tym turnieju?
Miłosz Majka: Odczuwam słodko-gorzki smak osiągniętego wyniku. Gorzki, bo nie zdobyliśmy medalu, choć na osłodę pozostało nam to, że ta grupa po raz pierwszy awansowała do czwórki mistrzostw Europy. Jednak ambicja nie pozwala do końca cieszyć się z czwartego miejsca, bo graliśmy świetny turniej i byliśmy blisko medalu.
Czyli zabrakło wam doświadczenia w grze o medale, które miały Włoszki i Turczynki?
– Pewnie tego doświadczenia mogło nam trochę zabraknąć. Warto przypomnieć, że Turczynki to srebrne medalistki, a Włoszki – brązowe z poprzednich mistrzostw świata, w których nasza drużyna zajęła dwunaste miejsce. Poza tym mieliśmy w kadrze 5 debiutantek, które nigdy wcześniej nie były powołane do reprezentacji. Dopiero pierwszy raz były na tak dużej imprezie międzynarodowej. Nie jest łatwo wprowadzić takie dziewczyny do kadry, więc można mówić o plusach. Jestem zadowolony z postawy dziewczyn, z ich gry, z awansu na mistrzostwa świata, ale już nie z wyniku. W trakcie tego sezonu rozegraliśmy dużo spotkań, bo 5 meczów w kwalifikacjach, 8 sparingów i 9 w mistrzostwach Europy, z których przegraliśmy tylko 3. Uważam więc, że jest to całkiem niezły bilans. Cała grupa wraz ze sztabem szkoleniowym wykonała kawał dobrej roboty.
Można powiedzieć, że tak naprawdę kluczowy był ten przegrany po tie-breaku mecz grupowy z Włoszkami?
– Nie jestem przekonany, że pokonalibyśmy łatwo Belgijki w półfinale. Włoszki też miały z nimi ogromne problemy, bo przegrywały 0:1, a Belgijki miały szansę na prowadzenie 2:0. Prowadziły 24:22, a jednak Włoszki wyciągnęły ten wynik. Mimo wszystko uważam, że kluczowa była zmiana miejsca. Skończyliśmy w poniedziałek grać o 20, we wtorek lecieliśmy 13 godzin do Sofii. Było widać, że w Bułgarii zarówno my, jak i Włoszki graliśmy już trochę inną siatkówkę niż wcześniej. W sumie mieliśmy tylko jeden trening w hali i już trzeba było grać o medale, no ale taki jest sport.
Blisko medalu
A według pana Turczynki były do ugryzienia w półfinale?
– Szansa na zwycięstwo jest zawsze. Po wygranym drugim secie dobrze zaczęliśmy też trzeciego. Gdyby było 2:1, to może byłaby szansa na niespodziankę. Jednak uważam, że jeśli chodzi o siłę ognia, o doświadczenie i o umiejętności, to Turczynki były najlepszym zespołem tego turnieju.
Ale w meczu o brąz niewiele zabrakło, aby pokonać Belgijki…
– To był mecz emocji. Szkoda przegranego pierwszego seta do 23. Dwa kolejne wygraliśmy, ale w czwartym Belgijki się odrodziły. Tie-break był loterią. Źle w niego weszliśmy i te dwa punkty zadecydowały o zwycięstwie rywalek.
Pojadą na mistrzostwa świata
A sam awans do mistrzostw świata jest ważnym aspektem?
– Myślę, że tak. Na ten turniej dziewczyny pojadą już jako czwarta drużyna mistrzostw Europy. Wiara w to, że można wygrywać z najlepszymi jest bezcennym medalem, który będzie wisiał im na szyjach cały czas.
Czyli będą miały dodatkową motywację na kolejne miesiące pracy?
– Na pewno tak. Należy pamiętać, że ponad 30 dziewczyn przewinęło się przez tę reprezentację od grudniowych kwalifikacji aż do mistrzostw Europy. Mamy przed sobą kolejną imprezę międzynarodową, co jest niezwykle ważne w perspektywie grania w przyszłości w seniorskiej reprezentacji Polski.
Zobacz również
Klubowa koleżanka Olivii Różański w drużynie marzeń ME U20
źródło: inf. własna