– Myślę, że nie byliśmy przygotowani na tego typu spotkanie. Tu ważyły się losy dalszej gry w Lidze Mistrzów, a rywale z BR Volleys są bardziej doświadczeni w tego typu sytuacjach. Nie trenowaliśmy ostatnio na wystarczającym poziomie. Gdyby było inaczej, wyszlibyśmy na boisko i nie przegralibyśmy z nikim 0:3. Nie jesteśmy drużyną, która z kimkolwiek powinna przegrywać do zera – powiedział po porażce z berlińczykami Miguel Tavares.
Miguel, w takich spotkaniach zawsze samo nasuwa się pytanie: czy to oni zagrali tak dobrze, czy wy tak źle?
Miguel Tavares: Myślę, że nie byliśmy przygotowani na tego typu spotkanie. Tu ważyły się losy dalszej gry w Lidze Mistrzów, a rywale z BR Volleys są bardziej doświadczeni w tego typu sytuacjach. Nie trenowaliśmy ostatnio na wystarczającym poziomie. Gdyby było inaczej, wyszlibyśmy na boisko i nie przegralibyśmy z nikim 0:3. Nie jesteśmy drużyną, która z kimkolwiek powinna przegrywać do zera. Gdy tak się dzieje i to w takim stylu, nie mając żadnych szans, jest to bardzo dziwne. Powinniśmy więc zapytać samych siebie, co robiliśmy nie tak na ostatnich treningach, bo każdy mecz jest odzwierciedleniem wykonanej na nich pracy.
W połowie drugiego seta boisko z kontuzją opuścił Uroš Kovačević. Myślisz, że to był gwóźdź do trumny? Do tego momentu mieliście jeszcze jakiś kontakt punktowy z rywalami, a później było już bardzo ciężko.
– Już wtedy było bardzo trudno, przegrywaliśmy 4-5 punktami. Za wyjątkiem pierwszego seta rywale szybko budowali przewagę i odskakiwali nawet na 5-6 oczek. To nie kwestia utraty Uroša, nie możemy szukać wymówek. My zagraliśmy źle, oni bardzo dobrze i taka jest siatkówka. Przeciwnik gra tak dobrze, na ile my mu pozwalamy. A oni kontrolowali grę od początku do końca. Gratulacje dla Berlin Recycling Volleys, bo byli lepsi od nas. Nam pozostało liczyć na szczęście i czekać na wyniki innych meczów, aby dowiedzieć się, czy mamy awans.
Tak jak powiedziałeś, graliście się na tyle, na ile przeciwnik pozwala. Czułeś się w pewnym momencie bezsilny? Gracze Berlin Recycling Volleys podbijali wiele waszych ataków, świetnie serwowali, kończyli większość piłek. Przyszło w końcu uczucie, że nie da się z nimi powalczyć?
– Nie, nigdy. Musimy akceptować to, że rywal może grać na bardzo wysokim poziomie. Oni mają dobrych zawodników, świetną organizację i duże doświadczenie w Lidze Mistrzów. Musimy więc akceptować, że momentami mogą być nie do zatrzymania, zwłaszcza gdy sami nie jesteśmy w najwyższej formie. Myślę, że to było największym problemem, ciężko było nam pogodzić się z tym, że oni grają aż tak dobrze. To jedna z rzeczy, którą trzeba jak najszybciej zaakceptować, by móc wrócić do swojej gry. To, z jakiej strony pokazaliśmy się w tak ważnym meczu, jest po prostu smutne.
Rozmawiał Michał Kwietko-Bębnowski
źródło: aluroncmc.pl