– Siatkówka w Niemczech ma całkiem inny status niż w Polsce. Nasza reprezentacja nie ma ani jednego sponsora. Wszystko finansuje federacja, która dostaje pieniądze od państwa. Nasz awans jest na pewno ważny w kontekście dalszej przyszłości niemieckiej siatkówki, ale mimo tego sukcesu jej popularność w Niemczech nadal ani trochę nie przypomina zainteresowania, jakim siatkówka cieszy się w Polsce – powiedział Michał Winiarski w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem z sport.pl
Zszokowaliście świat siatkówki, wygrywając olimpijskie kwalifikacje w Rio, w najtrudniejszej grupie z Brazylią i Włochami. Jak to zrobiliście.
Michał Winiarski: – Tu nie było jednej recepty na zwycięstwa. Na pewno zazębiło się ze sobą wiele rzeczy. Raz, że zespół był w świetnej formie. Dwa: byliśmy równie mocni psychicznie. Moi zawodnicy się zjednoczyli, trudne momenty, które mieliśmy wcześniej, sprawiły, że wyciągnęliśmy wnioski. Czasami się mówi, że trudne momenty wzmacniają i my się właśnie przekonaliśmy, że tak jest. Że trudne momenty dają bardzo dużo, że wręcz pchają do rozwoju, kiedy się nie zraża i cały czas się próbuje.
Oczywiście od początku sezonu wiedzieliśmy, że najważniejszy dla nas turniej w tym roku będzie na koniec, w Brazylii. I bardzo mocno pracowaliśmy, żeby wtedy być w najlepszej formie. Po drodze nasza gra wyglądała różnie. Też dlatego, że graliśmy bez paru ważnych zawodników. Na mistrzostwach Europy odpadliśmy w 1/8 finału, ale już byłem zadowolony z gry, bo widziałem, że idziemy w dobrym kierunku. A w Rio to już było naprawdę świetne granie i jestem przeszczęśliwy i dumny z zespołu. W tak ciężkiej grupie, z tak mocnymi rywalami, nie straciliśmy nawet punktu! W świetnym stylu wywalczyliśmy to, o czym marzyliśmy.
Kiedy mówisz o trudnych momentach, które was wzmocniły, masz przed oczami przegrany 2:3 mecz z Holandią w 1/8 finału ME? Wyobrażam sobie, że to zabolało i domyślam się, że parę razy ten mecz obejrzałeś, żeby wyciągnąć wnioski.
– No tak, to był dla nas bardzo trudny mecz. Trzeba powiedzieć, że siatkówka stoi dziś na bardzo wysokim poziomie i jest wiele mocnych zespołów, przed którymi trzeba się mieć na baczności. Holendrzy w rankingu byli od nas wyżej, do tego dłużej pracowali ze sobą w tej grupie, bo już od pięciu lat, a my razem pracujemy niecałe półtora roku. Mimo to byliśmy blisko, mogliśmy wygrać. A że nie wygraliśmy, to ta porażka wpłynęła na nas bardzo motywująco. Często powtarzam zespołowi, że jeżeli się przegrywa, to motywacja jest znacznie większa niż gdy się wygrywa. I że kiedy przegrywamy, to obnażone zostają nasze słabe punkty. Tak było, wyraźnie zobaczyliśmy, co musimy poprawić przed kwalifikacjami w Rio.
Nad czym najbardziej pracowaliście i co najbardziej poprawiliście w trzy tygodnie między odpadnięciem w 1/8 finału ME a początkiem walki o igrzyska?
– Przede wszystkim nad kwestią mentalną i dwoma aspektami w naszej grze. Uwierzyliśmy, że my naprawdę z każdym możemy walczyć i wygrywać. Zresztą, od samego początku mojej pracy z reprezentacją Niemiec na ten aspekt starałem się zwracać największą uwagę. Niemcy ostatni medal mieli na ME 2017, później raz grali lepiej, raz gorzej, ale od tamtego medalu nigdy nie potrafili zrobić kroku do grona najlepszych. Przez ostatnie 10 dni przed turniejem w Rio najbardziej zależało mi na tym, żeby ich przekonać, że naprawdę możemy zrobić wszystko. Chciałem zjednoczyć grupę, a tematy czysto siatkarskie mieliśmy tylko dwa. Już nawet ciężko nie trenowaliśmy, bo wiedziałem, że turniej będzie bardzo męczący, a szczególnie kluczowe mecze. Kalendarz gier jasno pokazywał, że między meczem z Brazylią a meczem z Włochami będziemy mieli tylko 14 godzin, a liczyłem na to, że jednego z tych rywali będziemy w stanie pokonać. Pokonaliśmy obu i za to czapki z głów przed chłopakami!
Zdradzisz, jakie dwa tematy czysto siatkarskie przerabialiście tuż przed walką o igrzyska?
– Pracowaliśmy nad systemem blok-obrona i nad piłką wysoką. Jesteśmy zespołem, który zawsze dużo bronił, ale gorzej grał w kontrataku. Teraz udało nam się to znacznie poprawić. W Rio graliśmy mądrze, cierpliwie, gdy piłka była trudna, to zamiast ryzykować, nabijaliśmy ją na blok, zostawialiśmy po swojej stronie i dawaliśmy sobie szansę na lepsze rozegranie. Dzięki temu mogliśmy korzystać z naszych środkowych. No i nie ukrywam, że mieliśmy wielką pomoc od Georga Grozera. On pokończył trudne piłki w decydujących momentach.
Cały wywiad Łukasza Jachimiaka w sport.pl
źródło: gazeta.pl