Po prawie miesiącu przerwy do gry siatkarze Jastrzębskiego Węgla powrócili na boisko. Przeciwko nim stanęli gracze Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, którzy pozostawali do tej pory niepokonaną drużyną w PlusLidze. Sytuacja ta nie zmieniła się po tym meczu, gdyż podopieczni Nikoli Grbicia zwyciężyli w stosunku 3:1. Gospodarze zaprezentowali się z naprawdę niezłej strony, a o ich porażce decydowały pojedyncze akcje. W decydujących momentach najczęściej popełniali błędy własne, co pozbawiło ich szans na zwycięstwo. Po zakończeniu tego pojedynku ze Strefą Siatkówki rozmawiał Michał Szalacha, który odpowiedział na kilka pytań.
Po prawie miesiącu wracacie do gry i staczacie bardzo wyrównany pojedynek z kędzierzynianami. Moim zdaniem możecie mieć do siebie jednak trochę pretensji, gdyż w tych najważniejszych momentach pogrążają was głównie błędy własne.
Michał Szalacha: – Zgadza się. Na pewno bardzo szkoda tych końcówek i całego meczu, ponieważ mogliśmy przynajmniej dwa punkty zostawić tutaj u siebie. Cały mecz był w naszym wykonaniu w miarę dobry, ale gdzieś tych błędów się dużo pojawiało. Nie graliśmy równo i na takim rozpędzie. Mam nadzieję, że w tym maratonie jaki nas teraz czeka będzie już znacznie lepiej i będziemy się czuli znacznie pewniej na boisku, bo to jest w tym momencie najważniejsze.
Moim zdaniem w tym czwartym secie zaczęło brakować wam już troszeczkę sił. Tak było, czy to było mylne wrażenie?
– Na pewno mogło to tak wyglądać z tego względu, że nie jesteśmy w rytmie meczowym. W ostatnim czasie trenowaliśmy w mniejszej grupie, więc ciężko było zrobić taki pełnoprawny trening, że tak powiem. Niemniej Grupa Azoty ZAKSA też grała już trzy mecze w tym tygodniu i to było ich czwarte spotkanie, więc myślę, że byliśmy w podobnej pozycji startowej i nie chciałbym na to zwalać naszej porażki.
Jak się czujecie przede wszystkim zdrowotnie i fizycznie po tej chorobie jaką przechodziliście?
– Ci, którzy przechodzili koronawirusa na pewno odczuwają takie dolegliwości jak zmęczenie i nie są jeszcze w pełnej dyspozycji fizycznej, ale mam nadzieję, że chłopaki będą szybko dochodzić do siebie. Na szczęście w drużynie nie było żadnych przypadków, które wymagałyby jakiejś większej interwencji, więc nic tylko się cieszyć. Miejmy nadzieję, że ta reszta która jeszcze się nie zaraziła wytrzyma do końca sezonu.
Pewnie bardzo żal wam tego turnieju Ligi Mistrzów, na który nie mogliście pojechać.
– To znaczy na turniej w Berlinie mogliśmy pojechać, ale to była decyzja klubu i sztabu szkoleniowego. Myślę, że to była mądra decyzja, ponieważ w naszej drużynie pozycja atakującego była mocno zagrożona. Obaj nasi atakujący przechodzili koronawirusa, więc na pewno byłby na tej pozycji problem. Trzeba pamiętać, że w takim turnieju do rozegrania są trzy mecze. Wiadomo, że ci którzy trenowali cały czas, bądź po krótkiej kwarantannie wrócili do treningu chcieliby jechać i zagrać, ale najważniejsze jest dobro zespołu. Trzeba pamiętać, że sezon jest długi, a też nie wiadomo, jak ta Liga Mistrzów będzie w tym sezonie funkcjonowała. Czy dalej będą te rozgrywki kontynuowane? To jest jedna wielka niewiadoma. Tutaj na własnym podwórku mamy jednak ważniejsze cele i taka jest decyzja klubu. My ją szanujemy i chcemy dać jak najwięcej z siebie w tych meczach ligowych.
Po powrocie na boisko zmienił się u was kapitan. Czy to jest decyzja jednorazowa, czy kapitan został zmieniony na stałe?
– Nie chciałbym tego komentować. Myślę, że to się wkrótce wyjaśni.
Już w środę gracie z MKS-em Będzin. Drużyna słabsza, więc będzie szansa powrócić na zwycięskie tory.
– Do żadnego meczu nie można podejść obojętnie i nikogo nie można zlekceważyć. Wiemy, że w MKS-ie są zawodnicy, którzy grają też w najwyższej lidze w kraju. To nie są chłopcy z łapanki tylko profesjonalni zawodnicy. Nie idzie im w tym sezonie, ale na pewno są groźni. Przekonaliśmy się o tym u nich. Wprawdzie wygraliśmy 3:1, ale nie było tak łatwo, więc tutaj na pewno nie ma mowy o lekceważeniu nikogo.
źródło: inf. własna