– Ja nigdy nie jestem po meczu w stu procentach zadowolony. Wiem, czego mogę oczekiwać od swoich zawodniczek i nie było chyba w tym sezonie meczu, który by mnie w pełni satysfakcjonował. Rozmawiałem z dziewczynami po zakończeniu sezonu i one mówiły, że po dwóch przegranych z Radomką wierzyły w zdobycie medalu – mówił w wywiadzie dla mediów klubowych trener ŁKS-u Commercecon Łódź Michal Masek.
Sam trener był bardziej sceptyczny i realnie stąpający po ziemi, kiedy medal wymykał się z rąk Łódzkim Wiewiórom. – Z kolei ja im szczerze powiedziałem, że miałem około 10% wiary w sukces. W tamtym momencie wiedzieliśmy tylko w sztabie, że musimy zaryzykować i coś zmienić w treningach i podejściu do przygotowania meczowego i motywacji dziewczyn.
Szkoleniowiec łódzkiej drużyny przyznał, że po objęciu ŁKS-u w połowie sezonu musiał wprowadzać szybkie korekty i tak naprawdę nie mógł zastosować tak głębokich zmian, jakie by chciał. – Kiedy przyszedłem do zespołu, było sporo problemów na linii rozegranie – atak. Na szybko można było zmienić atak i jego tempo. Wcześniej zawodniczki nabiegały do ataku w różnym tempie, pod różnymi kątami i mi to przeszkadzało. Był również problem z rozegraniem pod kątem dokładności i to u obu rozgrywających. Chciałem spróbować zmienić technikę Britt szczególnie w wystawie do tyłu, do atakującej, bo tam moim zdaniem ma niedobrą technikę. Nasza atakująca była dobra, ale zagrała kilka bardzo słabych meczów ze statystykami, z którymi nie da się wygrać. Kiedy Kasia grała dobrze, wygrywaliśmy. Na początku chciałem zatem zmienić rozegranie do Zaroślińskiej-Król, ale kiedy zobaczyłem jak napięty mamy terminarz, zrezygnowałem z tego pomysłu, bo mógł przynieść więcej szkody niż pożytku. Ta drużyna mogła osiągnąć więcej, gdyby atak w naszym wykonaniu wyglądał lepiej.
Dużo uwagi Michal Masek zwracał na grę obronną swojego zespołu, a pod koniec sezonu było widać, że system blok-obrona funkcjonował już naprawdę jak dobrze naoliwionych mechanizm. – Zdecydowanie dużo czasu spędziliśmy nad defensywą. Ja wyznaję zasadę, która wielokrotnie potwierdza się w różnych dyscyplinach – wielkie mecze wygrywa obrona. Kto jest w stanie obronić i wyprowadzić kontratak, ten punktuje „podwójnie”. Wiedziałem, że mamy fajny blok na skrzydłach, bo i Kasia Zaroślińska-Król i Britt Bongaerts dobrze blokują. Do tego pracowałem już z Klaudią Alagierską, która potrafi kierować blokiem, a także Asią Pacak, która ma niesamowite warunki w bloku, co dawało nam wiele pożytku w treningu. Podobnie Nadja Ninković, która ma niesamowity radar na piłkę. Dlatego ta drużyna była bardziej defensywnie nastawiona, niż ofensywnie.
Trener powrócił też do serii gier o brąz przeciwko Radomce i opowiedział, co wraz ze sztabem próbował zmienić, żeby odwrócić losy serii. – W pierwszych dwóch meczach niesamowicie zagrała Bruna Honorio i Ana Bjelica. Reszta zespołu przeciwnika nie miała wielkiego wpływu na wynik. Nawet kiedy Justyna Łukasik dostała 30 piłek w meczu, to nie decydowała o wyniku. Dlatego skupiliśmy się maksymalnie na tych dwóch zawodniczkach i to wystarczyło. Katarzyna Skorupa robiła, co mogła, ale my wciąż byliśmy ustawieni tylko na te dwie liderki. Zresztą doskonale się już znaliśmy. Zagraliśmy 19 setów, a 18 z nich obie drużyny miały to samo ustawienie, czyli zawodniczka zagrywała na tę samą przeciwniczkę, blokowała tę samą przeciwniczkę i atakowała przez tę samą siatkarkę. To pokazuje na jak małych detalach musiała się skupiać praca sztabów.
źródło: inf. własna, ŁKS Volley TV