– Jest to niesamowity kop motywacyjny, kiedy w końcu możemy zagrać turniej Pucharu Świata przed własną publicznością. Bardzo dużo kibiców i naszych znajomych przychodzi na te mecze. Jest to wielka sprawa dla każdego siatkarza plażowego móc wystąpić przed taką publicznością – powiedział Michał Korycki, który wraz z Jarosławem Lechem awansował do turnieju głównego World Touru w Warszawie.
Przez kwalifikacje do turnieju głównego z cyklu World Tour w Warszawie przebiły się dwie polskie pary. W decydującym meczu Maciej Kałuża i Martin Chiniewicz pokonali holenderski duet – Van der Loo/Damen. Mimo że biało-czerwoni fatalnie weszli w mecz, to przebudzili się w drugiej odsłonie, a za ciosem poszli też w tie-breaku. – O pierwszym secie chcielibyśmy zapomnieć jak najszybciej. Liczy się końcowy efekt. W drugim secie się pozbieraliśmy. Może pierwszy stres i dodatkowe emocje opadły. Przyzwyczailiśmy się do boiska, które zostało zbudowane. To jest trochę inaczej, bo normalnie trenujemy na boiskach na gruncie – stwierdził Martin Chiniewicz.
Z kolei Jarosław Lech i Michał Korycki wykazali wyższość nad duetem kanadyjskim – Reka/Dearing. – Para z Kanady, z którą mierzyłem się już w poprzednich latach, pokazała naprawdę się z dobrej strony. Wiedzieliśmy, że ten mecz będzie stał na poziomie przynajmniej ćwierćfinału turnieju głównego, a tylko jedna para będzie mogła w nim wystąpić. Bardzo cieszymy się, że wygraliśmy to spotkanie, mimo pierwszego słabego seta – podkreślił Michał Korycki.
Nie ukrywa on radości z faktu, że w końcu może wziąć udział w międzynarodowym turnieju, który rozgrywany jest w Polsce. Ma nadzieję, że kibice poniosą biało-czerwonych do zwycięstw w warszawie. – Jest to niesamowity kop motywacyjny, kiedy w końcu możemy zagrać turniej Pucharu Świata przed własną publicznością. Bardzo dużo kibiców i naszych znajomych przychodzi na te mecze. Jest to wielka sprawa dla każdego siatkarza plażowego móc wystąpić przed taką publicznością – zakończył Korycki.
źródło: inf. prasowa, inf. własna