Michaela Mlejnkova, po dwóch latach spędzonych w Developresie SkyRes Rzeszów, zdecydowała się na powrót do Bundesligi. Do polskiego klubu przyszła z Allianz MTV Stuttgart i tam właśnie wróciła w sezonie 2020/2021. Teraz ze swoim klubem celuje w mistrzostwo kraju. – Jesteśmy na pierwszym miejscu w lidze i zdecyduje przede wszystkim nasz występ, mamy najlepszą drużynę w Bundeslidze i o mistrzostwie zadecyduje, jak silni psychicznie będziemy – podkreśla reprezentantka naszych południowych sąsiadów.
Jak do tej pory oceniasz sezon w Niemczech?
– Póki co jestem zadowolona. Sezon jest jak na huśtawce, bo w połowie sezonu zmieniliśmy trenera Giannisa Athanasopoulosa (Greka zastąpił Tore Aleksandersen, niegdyś trener BKS-u Bielsko-Biała – przyp. red.). To był duży skok. Przyzwyczajamy się do nowego trenera i jest dobrze.
Jak bardzo zaskoczyła cię ta zmiana?
– Prawdopodobnie było to związane z latami ubiegłymi, kiedy to były problemy w prowadzeniu klubu. Pojawiły się nieporozumienia co do tego, jak trenować i prowadzić zespół. To była prawdopodobnie ostatnia kropla goryczy dla trenera, nie mógł tego znieść i odszedł. Byłam dość zaskoczona. Decyzja była głównie po stronie trenera.
Czym różni się zarządzanie zespołem pod okiem obecnego trenera?
– Nowy trener Tore Aleksandersen chce zupełnie innych rzeczy. Przedstawił naszemu zespołowi wiele szczegółowych informacji o bloku i obronie. To było bardzo wymagające, dużo trenujemy. Byłyśmy wyczerpane psychicznie i fizycznie. Wcześniej trenowałyśmy dwa razy dziennie przez półtorej godziny, teraz mamy dwie i pół godziny w trybie intensywnym. To duży skok.
Więc masz dużo ćwiczeń…
– Tak, wszystko skupia się na technice, codziennie trzeba robić dużo powtórzeń.
I czy to podejście zadziałało?
– To miało pozytywny wpływ. Ale z drugiej strony jesteśmy też dość zmęczeni, musimy się do tego przyzwyczaić. Nie mamy dużo czasu na odpoczynek. To inny system, każda z nas dokładnie wie, co robić. Kiedy system jest przestrzegany, działa świetnie. Kiedy ktoś zaczyna robić coś innego, przestaje działać. Zależy to również od tego, jak bardzo wszyscy są zmęczeni.
Czy to najtrudniejsze treningi, jakich kiedykolwiek doświadczyłaś w zespole?
– Kiedy grałam w Polsce, na początku też miałam bardzo surowego trenera. On też postawił to tak ściśle, że działało całkiem nieźle, ale wtedy kierownictwo nagle go zwolniło.
Ale radzisz sobie dobrze w Niemczech, w statystykach jesteś 12. najlepszą zawodniczką ligi, drugą w drużynie…
– Nie oglądam statystyk za bardzo. Jestem szczęśliwa, ale oczywiście, że mogłoby być lepiej. Radzę sobie całkiem dobrze w sytuacji covidowej. Bardzo lubię, gdy gram w świetnej atmosferze i w zatłoczonej hali. Gramy teraz w ciszy i może być trudno przyzwyczaić się do większego hałasu podczas gry. Cieszę się, że nie mam wahań w grze, gram stabilnie. Zaczęłam też za każdym razem wychodzić w podstawowym składzie, co jest świetne.
Cele są jasne – zdobyć tytuł.
– W pucharze nam się nie udało, za dwa tygodnie zagramy w drugim turnieju Ligi Mistrzów. W pierwszym potwierdziliśmy, że można grać z faworytami. A my jesteśmy na pierwszym miejscu w lidze i zdecyduje przede wszystkim nasz występ, mamy najlepszą drużynę w Bundeslidze i o mistrzostwie zadecyduje, jak silni psychicznie będziemy.
Jak wyglądał powrót do Bundesligi?
– Wiedziałam już, w co się pakuję. Znałam środowisko, zespoły są w zasadzie takie same. Gra mogła stać się trochę szybsza.
Jaki jest poziom w porównaniu z Polską?
– W Niemczech większy nacisk kładzie się na taktykę, a także gra wydaje się szybsza. W Polsce większość drużyn gra łatwiej i wolniej, tutaj jest bardziej dynamicznie. O jakości tutejszych drużyn świadczą także wyniki w Lidze Mistrzów, poziom się podniósł.
Jesteś zadowolona z zespołu?
– Zaprzyjaźniam się ze wszystkimi tak samo, jest wiele narodowości. Każda z nas ma w głowie główny cel, robimy co w naszej mocy.
Czy testy COVID są bardzo irytujące?
– Od początku wciąż jest tak samo, maseczki noszone są wszędzie w sklepach i po drodze do szatni. Testują nas przed każdym meczem, na szczęście robimy te speedtesty, o wyniku których dowiadujemy się w ciągu 15 minut. Na początku października musieliśmy przełożyć mecz, nie mogliśmy grać przez około miesiąc, były dwa tygodnie wolnego i kwarantanna. Kiedy wróciłam na boisko, dotarło do mnie, że zaczynamy od zera. Niestety wiele drużyn miało problemy i zainfekowanych graczy.
A co z tobą, uniknęłaś zakażenia koronawirusem?
– Niestety nie. Znalazłam się w dziwnej sytuacji. Byłam na teście i okazało się, że tego dnia miałam negatywny wynik. Wróciłam do łóżka i czułam się chora. Chociaż miałam wszystkie objawy, test okazał się negatywny. Kiedy zrobiłam testy na obecność przeciwciał we krwi, okazało się, że mam Covid-19. Prawdopodobnie test został wykonany zbyt wcześnie, choroba ujawniła się dopiero kilka godzin później. Niektóre dziewczyny czuły się w porządku i były pozytywne, a ja byłam bardzo chora, a wynik był negatywny. Dziwne…
Co powiesz na to, że widzowie w Niemczech nie mogą kibicować?
– Kiedy opuszczałam Bundesligę w przeszłości, pożegnanie z publicznością było niezapomniane. Nasza sala była całkowicie wyprzedana. Wszyscy starają się być tutaj z nami, przynajmniej emocjonalnie. Na przykład fani płacą za miejsca, do których przyczepia się powiększone zdjęcia ich twarzy. Przynajmniej tak tymczasowo.
Ale gdzieś było jeszcze gorzej, na przykład w Czechach, gdzie nie można było nawet trenować na halach…
– To było bardzo wyjątkowe ze strony rządu. Z jednej strony pozwalają na sklepy, w których ludzie stoją w kolejce, a pozostawiają hale zamknięte dla profesjonalnych graczy, dla których to jest ich główna działalność.
Czy możesz wskazać, jakie są twoje prognozy na następny sezon?
– Nie mam jeszcze żadnych ofert, ale jestem bardzo otwarta. Zobaczymy, czy chcą mnie tutaj. Wciąż jest wcześnie. Wszystko będzie opóźnione z powodu koronawirusa. Nikt nie będzie wiedział, jak to będzie, ile pieniędzy będzie miał. Skomplikowane.
Jak koronawirus wpływa na gospodarkę i wypłaty w środowisku siatkówki?
– Niestety bardzo dużo. Na przykład we Włoszech pieniądze znacznie spadły. Kiedy rozmawiałam z moimi przyjaciółmi, powiedzieli, że nie dostali dwóch lub trzech pensji albo obcięto je do siedemdziesięciu procent. To nie jest dobrze. Ale w Niemczech sytuacja jest stosunkowo fajna, bezpieczna. Wynika to głównie z faktu, że klubom pomagało miasto, region lub państwo. Pomoc państwa dla sportu wnosi w Niemczech bardzo dużo, jest tu odpowiednio zabezpieczona.
*Rozmawiał Jiří Uhlíř
źródło: cvf.cz, opr. własne