– Nie możemy się bardzo na siebie złościć, bo było blisko zwycięstwa. Mieliśmy okazję skończyć sety, ponieważ mieliśmy kontry w górze – powiedział po porażce w Zawierciu Mateusz Poręba, środkowy Indykpolu AZS Olsztyn.
Siatkarze Aluronu CMC Warta Zawiercie nie okazali się gościnni dla Indykpolu AZS Olsztyn. Gospodarze wygrali spotkanie w trzech setach, chociaż emocji nie brakowało. Szczególnie w dwóch pierwszych partiach przyjezdni tanio skóry nie sprzedali. Tak naprawdę niuanse zadecydowały o ich porażce dwa razy do 23. – Nie możemy się bardzo na siebie złościć, ponieważ było blisko zwycięstwa. Mieliśmy okazję skończyć sety, ponieważ mieliśmy kontry w górze. Wydaje mi się, że wszystko musimy na spokojnie przeanalizować, ale nie było najgorzej – stwierdził Mateusz Poręba.
Według niego największym mankamentem olsztynian była nieskuteczna postawa w ataku, co wynikało z problemów w przyjęciu związanych z serwisem przeciwników. – Zawiercianie czują się bardzo dobrze w swojej hali. Dysponują także trudną zagrywką, co sprawiło, że musieliśmy atakować na wysokiej piłce. Często ona wracała. To był element, którego zabrakło, aby przedłużyć to spotkanie – dodał środkowy Indykpolu AZS.
Po przerwie wrócił on do gry w podstawowym składzie i pokazał się z dobrej strony. Na swoim koncie zapisał 10 punktów, co było drugim wynikiem wśród podopiecznych Daniela Castellaniego. Nie ma się więc co dziwić, że mógł być zadowolony ze swojej postawy. – Zawiercianie grają bardzo szybką siatkówkę. Założenie więc było takie, że miałem zagrać dobrze w bloku. Udało się to zrealizować. Myślę, że ze swojej gry mogę być zadowolony – ocenił zawodnik olsztyńskiej drużyny, przed którą kilka dni przerwy. W grudniu jednak czeka ją jeszcze mały maraton, bowiem w kilka dni rozegra aż trzy mecze. – Lubię grać mecz po meczu. Nie trzeba długo wyczekiwać na kolejne spotkanie, tylko gra się z marszu – zakończył Mateusz Poręba.
źródło: opr. własne, uwm.fm