– Jak spojrzymy w tabelę, panuje tam niezły miszmasz. Trefl jest w czołówce jeśli chodzi o liczbę rozegranych meczów. Nasza drużyna przeszła koronawirusa przed sezonem, potem mieliśmy drugą, ale zdecydowanie mniejszą falę zachorowań w trakcie rozgrywek – przyznał w rozmowie z serwisem interia.pl Mateusz Mika. Zawodnik Trefla Gdańsk opowiedział również m.in. o realiach obecnej ligi i współpracy z trenerem Winiarskim.
Rozmawiamy przed meczem Trefla Gdańsk z Asseco Resovią. Trefl jest wyżej w tabeli, ale tylko z racji większej ilości rozegranych meczów. Rzeszów ma bilans 5-2, wy 7-4.
Mateusz Mika: – Resovia ma w tym sezonie ciekawy zespół. Wygrali te mecze, w których powinni zwyciężyć, teraz dość niespodziewanie przegrali z Suwałkami. Do kuriozalnej sytuacji doszło przed naszym wyjazdowym meczem z Resovią. Byliśmy już przebrani w szatni, gdy dowiedzieliśmy się, że nie zagramy. Rywali dopadł koronawirus. To pierwszy przypadek w moim życiu, gdy byłem nastawiony i gotowy do gry, gdy okazało się, że z meczu nici. W niedzielę będziemy chcieli wygrać, uważam że nie mamy słabszej drużyny od rzeszowskiej.
Czy w sytuacji, gdy sezon jest tak dziwny można mówić o ligowych faworytach? Czy sukces odniesie ten kto będzie zdrowy?
– Jak spojrzymy w tabelę, panuje tam niezły miszmasz. Trefl jest w czołówce jeśli chodzi o liczbę rozegranych meczów. Nasza drużyna przeszła koronawirusa przed sezonem, potem mieliśmy drugą, ale zdecydowanie mniejszą falę zachorowań w trakcie rozgrywek. Na szczęście teraz liga wychodzi na prostą. Oprócz kolan, nie znam się na medycynie. Z tego, co słyszę, po tym jak większość drużyn zwycięsko wyszła z walki z koronawirusem, póki co mamy odporność i nie powinny nam grozić ponowne problemy. Teraz liga będzie toczyć się w miarę „normalnie”, zespoły, które mają zaległości będą musiały je nadrobić. Faworyci? Można takich wskazać na papierze, jak zawsze. Na koniec wychodzimy na boisko, gramy sześciu na sześciu i każdy ma równe szanse. Sezon jest zdecydowanie nietypowy – możesz grać co trzy dni, możesz pauzować dwa tygodnie. Jest to nowa sytuacja, drużyny muszą się do niej przystosować.
W Treflu wszyscy oprócz jednego zawodnicy mieli już koronawirusa, proszę opowiedzieć, jak pan to zniósł?
– Nasza drużyna trafiła na okres, gdy przepisy były jeszcze inne, potrzebowaliśmy dwóch negatywnych testów, by wyjść z kwarantanny. Najbardziej uciążliwe było czekanie, by wyjść z domu. Jeśli chodzi o objawy to jednego dnia miałem 37,5 stopnia gorączki i to by było na tyle. Ciągle byłem obolały, ale nie wiem, czy to wina wirusa, czy braku fizycznej aktywności w zwykłym wymiarze.
Wracając latem do Trefla mówił pan, że już nie może doczekać się pracy z trenerem Michałem Winiarskim. Czy rzeczywistość sprostała oczekiwaniom?
– Patrząc na zespół z Gdańska w poprzednim sezonie, widziałem niesamowite emocje, dużą ilość pozytywnych wibracji. Byłem ciekaw jak to będzie wyglądać od środka. Na razie jest w porządku, z przyjemnością przychodzę na treningi (śmiech).
Razem graliście, czy zdarza się panu zapomnieć i zagaić trenera, jakbyście wciąż byli kolegami z szatni?
– Jesteśmy na „ty”, natomiast nasza relacja zmieniła się, jest pewna hierarchia. Michał był świetnym zawodnikiem, teraz przekłada to na doświadczenie szkoleniowe. Myślę, że obrał dobry kurs.
Cały wywiad Macieja Słomińskiego w serwisie Interia.pl
źródło: interia.pl