– Ten nóż na gardle w mojej karierze, można tak powiedzieć, jest cały czas przestawiony dość mocno, bo wybieram takie kierunki, które niosą za sobą dużo presji – mówił, w rozmowie ze Strefą Siatkówki, o minionym roku Mateusz Grabda, który od kilku tygodni prowadzi, balansujący na granicy strefy spadkowej, Sokół&Hagric Mogilno.
- Sokół & Hagric Mogilno w czterech setach wygrał mecz we Wrocławiu.
- Co szkoleniowiec zmienił w grze zespołu z Mogilna?
- Jaka powinna być TAURON Liga?
- Jakie cele stawia sobie Mateusz Grabda na nadchodzący rok?
NOWE WYZWANIE
Natalia Gajda (Strefa Siatkówki): Lubi trener wyzwania?
Mateusz Grabda: Bardzo lubię wyzwania. I na pewno bardzo dużym wyzwaniem była oferta z Sokoła Mogilno. Na pewno przychodząc do tego klubu, wiedziałem, że będzie mnie czekała ciężka praca, ale uważam, że jest to miejsce bardzo dobre do pracy. Moim zdaniem, patrząc też przez pryzmat indywidualności, to zespół bardzo charakterny. Na tyle, na ile jestem w stanie, będę chciał z tego zespołu wyciągnąć maksa.
To też powiedziałem dziewczynom w szatni, że choć teraz mieliśmy bardzo ciężki tydzień. Tydzień bardzo nerwowy, jeśli chodzi o treningi, jeśli chodzi o pewne moje wymagania w stosunku do egzekwowania siatkarskich elementów. Jednak musimy wyjść i zagrać na maksa. I cieszę się, że ta praca, którą wykonujemy, zaowocowała wygraną za trzy punkty.
Taki zespół, trochę z nożem na gardle, prowadzi się inaczej?
– Presja w sporcie jest nieodłączna. Niezależnie od tego, czy zespół walczy o utrzymanie, czy o najwyższe cele, presja zawsze towarzyszy. Tam trzeba wygrywać wszystko, a każda pomyłka może skutkować decyzją o zmianie trenera.
W Mogilnie czuję ogromną presję, ale bardzo wierzę w ten zespół i moim nadrzędnym celem jest utrzymanie go w TAURON Lidze. Chcę bardzo pomóc tym dziewczynom, a to wymaga ciężkiej pracy. Pewnie dziewczyny odczuwały to z tygodnia na tydzień, bo po kilku dniach od mojego przyjścia mieliśmy lekki dołek fizyczny. Cieszę się, że już wychodzimy na prostą i że tutaj we Wrocławiu, zagraliśmy bardzo dobrą siatkówkę. Oczywiście punkty są ważne, ale najważniejsze jest to, że nasza gra wyglądała naprawdę dobrze.
NIE MA MAGICZNEJ RÓŻDŻKI
Było coś, co zmieniłeś od razu przychodząc do zespołu z Mogilna albo na coś zwróciłeś szczególną uwagę, patrząc wcześniej z boku?
– Na pewno wszedłem troszkę w swój styl trenowania, bo akurat lubię pracować na bardzo dużej intensywności. Lubię jak dzieje się coś w treningu i nienawidzę bylejakości. Jeżeli zawodniczka dogrywa trzy razy freeballa w każdy w inne miejsce, to uważam, że to jest źle dograny freeball. Także pojawiło się kilka zmian, jeżeli chodzi o pewne ustawienie systemów grania. Wiadomo, ja nie zrewolucjonizuje siatkówki, nie wymyślę tak naprawdę niczego innego. Jednocześnie nie mogę przenieść systemu grania na przykład z drużyny z Mielca, którą prowadziłem jeszcze miesiąc temu, bo Sokół Mogilno to całkiem inny zespół, oparty na innej charakterystyce gry.
Trzeba zrobić wszystko, aby ten zespół grał w siatkówkę jeszcze lepiej. Mam nadzieję, że mi się to udaje. Teraz zdobywamy bezcenne trzy punkciki, więc wierzę, że idziemy w dobrą stronę. Tych ważnych meczów jest przed nami jeszcze kilka i mam nadzieję, że ta forma będzie już szła w górę. Dodatkowo znów wrócę do tej dobrej gry, którą pokazaliśmy na przestrzeni całego meczu. Mam nadzieję, że tak będzie też w kolejnych spotkaniach, że nasza gra będzie stabilna i nie będziemy mieć wahań.
Ta stabilizacja już się pojawia?
– Uważam, że, tu we Wrocławiu, graliśmy stabilne zawody. Jestem zwolennikiem tego, aby grać, może nie na nie wiadomo jakim mega wysokim poziomie, ale grać przyzwoitą i przede wszystkim stabilną siatkówkę. To zresztą było widać, jak uciekł nam początek tego trzeciego seta i już później było ciężko. Jednak wróciliśmy do swojej gry, sprzed tak naprawdę dziesięciu minut, i już mogliśmy końcówkę odwrócić.
Uważam, że ta stabilność, ta cierpliwość też w grze, szczególnie w siatkówce kobiecej, jest niezmiernie ważna. W niedzielę ta cierpliwość była po naszej stronie, bo popełniliśmy znacznie mniej błędów niż zespół z Wrocławia, co zaowocowało tym, że wygraliśmy.
CIERPLIWA GRA
Właśnie tej cierpliwości w waszej grze było sporo. Widać to również w statystykach – mniej błędów własnych, więcej bloków, obron a w trudnych sytuacjach dostarczaliście rywalkom piłkę i szukaliście swoich szans na kontratakach.
– Taka jest kobieca siatkówka. Na pewno dużą wagę przykładamy do tego elementu obrony czy ogólnie gry blok-obrona. Uważam, że to w siatkówce kobiecej, męskiej zresztą tak samo, jest niezwykle istotne. Tylko u kobiet ta piłka lata troszkę wolniej, przez co tych obron jest zdecydowanie więcej. Czasami akcja trwa cztery czy pięć wymian, więc ta cierpliwość tu jest bardzo ważna. To jest inna siatkówka niż męska, bo wymaga tutaj więcej cierpliwości i przede wszystkim takiego mądrego grania.
I zmiana rytmu zagrywki i techniczne ataki i umiejętne czytanie gry. Jeżeli chodzi o ustawienie obronie, to już jest jakby moja rola i ja tego muszę wymagać od dziewczyn, abyśmy już na treningu pilnowali tego, by na boisku myśleć, więc uważam, że jest dużo tych elementów. Czasami też potrzebne jest troszkę szczęścia. Uważam, że w pewnych decyzjach podczas meczu we Wrocławiu to szczęście też było po naszej stronie. Na pewno jest to dla nas ważne zwycięstwo. I jestem dumny z dziewczyn, bo uważam, że zrobiły przez ten tydzień naprawdę ciężką robotę. Musiały też wysłuchiwać moich, że tak powiem, różnych słów, ale ta ciężka praca zaowocowała. Mam nadzieję, że to się utrzyma też przez dłuższy okres, nie tylko na dzisiaj.
Takie punkty ważą szczególnie, dodają troszeczkę oddechu, bo gdzieś tam uciekacie do przodu w tabeli?
– W tym momencie mamy chyba nad ostatnim zespołem, bodajże cztery punkty przewagi, więc jakiś lekki oddech jest. Tutaj te punkty są ważne. Nie można podchodzić do tematu, że gramy mecz z kimś z topu tabeli, to możemy sobie gdzieś odpuścić, bo przed nami ważny mecz z drużyną z niższych miejsc. No nie, dla nas każdy mecz jest ważny. W każdym meczu musimy wychodzić i grać na sto procent.
Jestem takim trenerem, który tak jak powiedziałem wcześniej, jak wychodzi na mecz, to traktuje to w kategorii wojny. Wychodzę na wojnę, chcę zagrać jak najlepiej, chcę pokazać, że ta drużyna, która przez cały tydzień naprawdę ciężko zasuwa przełoży to na mecz i wygra. Czasami się to nie udaje, czasami po prostu przeciwnik jest za mocny — tak jak było w meczach z bielszczankami czy rzeszowiankami, rywalki nas pokonały, i to dość miażdżąco.
Nie szukając usprawiedliwień, ale to był też czas, kiedy ja przychodziłem do tego klubu. Te dziewczyny przechodziły taką troszkę transformację związaną z pewną intensywnością treningu. Wiedziałem, że jest im bardzo ciężko, że są zmęczone, bo sygnalizowały to też w rozmowach. W tamtym momencie robiliśmy wszystko, aby przetrwać ten trudny okres i aby dziewczyny nabrały też troszkę świeżości. Więc czy ta świeżość już jest? Nie wiem, ale po tym meczu mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony.
CZASEM TRENER, CZASEM AKTOR
Mówiłeś, że bardzo lubisz, jak się na treningu coś dzieje. W meczu też się musi dziać. Liczyłeś kiedyś, ile kroków robisz przy linii bocznej?
– Kurczę, mam nowy zegarek i nie wiem jak to sprawdzić, ale wyskoczyło mi powiadomienie, że chyba już dziesięć tysięcy pękło, więc robię tych kroków bardzo dużo. Jestem takim trenerem, który lubi żyć też z zespołem. Wiadomo, że są momenty, kiedy stoję i bacznie obserwuję. Jeżeli mój zespół żyje, to ja też żyję. Jeżeli mój zespół przykładowo nie żyje na boisku, ma gorszy moment, to czasem ja muszę przy linii żyć bardziej.
Wiadomo, że to wszystko musi być mądre, trzeba czuć mecz i nie można być poza meczem, nie wiedząc co się dzieje na boisku. Przede wszystkim, dla mnie, na pierwszym miejscu jest to, żeby pomóc dziewczynom przy linii, coś podpowiedzieć w trakcie akcji, dać wskazówki, które pomogą wygrać kolejną wymianę. Uważam, że to jest priorytetowe, a moje zachowanie gdzieś tam przy linii, takie wybuchy radości czy też czasami mocniejsze słowa to dodatek. Moim zdaniem w tym zawodzie ta gra aktorska jest bardzo ważna. Przykładem jest bodajże trzeci set, gdzie wziąłem challenge, pojawiła się dyskusja, chwila przerwy i zaczęliśmy gonić wynik, więc czasem trener też musi coś od siebie dać i żyć z zespołem. Na początku współpracy powiedziałem dziewczynom, że jestem takim gościem, który chce wygrywać i zrobię dużo, żeby im pomóc. Wiadomo, w tym wszystkim najważniejsza jest siatkówka i to, co dzieje się na boisku. Jednak niezwykle istotny jest też mental.
Nowy rok to czas podsumowań. Jak byś dla siebie podsumował z perspektywy trenera ten miniony rok.
– Uważam, że to był na pewno bardzo dobry rok pod kątem różnych wyborów. Te wybory czasem nie są łatwe, ale dają dobrą naukę na przyszłość, a czasami można spojrzeć z boku i powiedzieć sobie, że to był dobry wybór. Uważam, że też żaden wybór nie jest zły i wszystko jest po coś. W kontekście tego, że dostałem szansę pracy w lidze damskiej uważam, że bardzo mocno rozwinąłem się zarówno jako trener, jak i jako człowiek. Jednak inaczej się funkcjonuje w grupie czternastu chłopaków plus sześciu mężczyzn w sztabie szkoleniowym, a inaczej się funkcjonuje w grupie czternastu dziewczyn. To jest zupełnie inna para kaloszy. Nie powiem, że po roku w TAURON Lidze jestem doświadczonym trenerem w siatkówce kobiecej, bo do tego mi daleko, ale mogę powiedzieć, że praca, jaką wykonuję idzie w dobrym kierunku. Oczywiście, popełniam błędy, ale z tych błędów wyciągam wnioski.
W tamtym roku, przychodząc do Mielca, miałem identyczny cel jak w Mogilnie — utrzymać zespół. Udało się to zrobić z nawiązką. Zajęliśmy na koniec rozgrywek bodajże dziewiąte miejsce. Ten nóż na gardle w mojej karierze, można tak powiedzieć, jest cały czas przestawiony dość mocno, bo wybieram takie kierunki, które, niosą za sobą dużo presji. Tę presję czasami dźwigamy, a czasem nie.
Presja cię napędza?
– Uważam, że jest to nieodłączny element życia każdego sportowca, czy to trenera. Natomiast ja bym bez tego nie mógł żyć. Nie mógłbym być Mateuszem Grabdą, który pracuje od 7 do 15. Sport to jest to co, kocham robić i chcę robić przez kolejne lata, bo dobrze się w tym czuję. Są takie momenty, które upewniają mnie w tym, że jestem w dobrym miejscu i idę dobrą drogą.
Nie jestem typem gościa, który jest arogantem i nie słucha lepszych trenerów, a czasem lepszych ludzi, od siebie. Bo słucham, czasem może się wydawać, że jestem zbyt pewny siebie, ale wynika to z tego, że jestem pewny swoich decyzji. Jednak lubię też usiąść i powymieniać się doświadczeniami z innymi czy czasem zadzwonić do kolegów trenerów zapytać jak podchodzą do pewnych tematów. Uważam, że ten kontakt jest mega ważny i jak czegoś nie wiem, to nie boję się zapytać. Tak było nie raz, że wielu chłopaków pracujących czy to w zespołach żeńskich, czy męskich służyło mi pomocą, bo potrafimy się wspierać. I tak jak powiedziałem wcześniej, chcę być lepszym człowiekiem, chcę być lepszym trenerem.
CEL NADRZĘDNY JEST JEDEN
To jakie cele stawiasz sobie na ten 2025 roku?
– Powiem tak może bardzo prosto — uważam, że zdrowie jest bardzo ważne i jak jest zdrowie to można wszystko. Jeżeli chodzi o sferę prywatną, to wszystko idzie w dobrym kierunku i oby tak dalej. Natomiast sportowo nadrzędnym celem jest utrzymać Sokół Mogilno w TAURON Lidze, dać tym dziewczynom poczucie że dobrze pracujemy i ta praca przynosi efekty. To jest cel numer jeden. A dalej? Nie jestem typem gościa, który myśli bardzo długofalowo i wybiega nie wiadomo jak bardzo w przyszłość. Wiadomo, mam swoje marzenia i cele na przyszłość jak praca w reprezentacji czy może w topowych klubach. Jednak dla mnie liczyć się to, co jest tu i teraz. Mam pracę w drużynie z Mogilna i to jest dla mnie cel numer jeden — pomóc temu zespołowi i pani prezes. A co będzie dalej, zobaczymy.
LIGA MUSI BYĆ STABILNA NA KAŻDEJ PŁASZCZYŹNIE
To już ostatnie pytanie o rynek transferowy, bo w PlusLidze w większości drużyny na kolejny sezon są już skompletowane. Jak to wygląda w TAURON Lidze, z perspektywy trenera?
– Wydaje mi się, że tutaj ten rynek rusza troszeczkę później. Uważam, że już styczeń jest takim momentem gdzie te transfery być może już na pewno są w jakiś sposób robione w tych klubach z topu. Natomiast jeżeli chodzi o te drużyny od szóstego miejsca w dół to uważam, że jest to robione troszkę później. Kiedy dokładnie? Nie wiem, bo szczerze mówiąc nie śledzę tego aż tak. Jeżeli chodzi o siatkówkę kobiecą, byłem tak naprawdę obecny tylko przy budowaniu zespołu i to ruszyło bodajże w połowie w połowie lutego. Myślę, że powoli będzie zaczynał się czas gdzie te drużyny na kolejne rozgrywki będą budowane.
Wiadomo, w PlusLidze to rusza zdecydowanie wcześniej, bo ledwo rozpocznie się sezon, a już jest kolejny zawodnik podpisany na kolejny sezon w innym klubie. Jeżeli chodzi o PlusLigę, jesteśmy jedną z najmocniejszych na świecie. Natomiast jeżeli chodzi o TAURON Ligę to uważam, że to też nie jest zła liga. Jest to liga która też daje dużo tym dziewczynom. Moim marzeniem jest, aby dużo tych dziewczyn zostawało w tej lidze. Nie wyjeżdżało gdzieś za granicę, tylko żeby polska liga dawała im gwarant stabilności pod każdym względem. Są dobrzy trenerzy, którzy dadzą tym młodym dziewczynom, które kończą szkoły sportowe, takiego pozytywnego kopa w postaci dobrej pracy.
I te dziewczyny będą zostawały, bo będą wiedziały, że w tej lidze, w TAURON Lidze jest dobrze. Więc to jest takie moje małe marzenie, aby aby z roku na rok, tak jak teraz to obserwuję czy rozmawiam z trenerami, nie było coraz mniej tych dziewczyn, tylko żeby tych dziewczyn było coraz więcej, Ale ja jako trener na pewno już na to za dużego wpływu z wyborami na pewno nie mam.
źródło: inf. własna