Reprezentacja Polski nie dała rady Słowenii w półfinale mistrzostw Europy. Podopieczni Vitala Heynena po świetnym początku, w kolejnych odsłonach mocno spuścili z tonu i przegrali 1:3. – Mieliśmy swoje szanse, ale ich nie wykorzystaliśmy. W drugim secie Słoweńcy wrócili do gry, zaczęli się lepiej prezentować i nam grało się już o wiele ciężej – skomentował porażkę polskiego zespołu środkowy bloku Mateusz Bieniek.
Biało-czerwoni pewnie otworzyli spotkanie półfinałowe ze Słowenią, wydawało się, że i w drugim secie pójdą za ciosem, ale w końcówce musieli uznać wyższość podopiecznych Alberto Giulianiego. Wicemistrzowie na swoją korzyść rozstrzygnęli także bardzo długą i emocjonującą końcówkę czwartej partii. – Słoweńcy lepiej zagrali w siatkówkę od nas, wygrywali dwie końcówki i zasłużenie awansowali do finału – zwięźle podsumował Mateusz Bieniek, który jednak nie ukrywał, że biało-czerwoni nie wykorzystali swoich okazji. – Mieliśmy swoje szanse, ale ich nie wykorzystaliśmy. W drugim secie Słoweńcy wrócili do gry, zaczęli się lepiej prezentować i nam grało się już o wiele ciężej. Wiedzieliśmy, że rywale będą dobrze grali. Nie spodziewaliśmy się, że wyjdziemy na boisko i zlejemy ich 3:0. Nawet jeśli jeden set im nie wyjdzie, to już w kolejnym będą walczyć i tak właśnie było – skwitował środkowy polskiej kadry.
Po raz czwarty to Słoweńcy stanęli na drodze polskiego zespołu do sukcesu w mistrzostwach Europy. – Nie wierzę w klątwy. Za rok znów pewnie będziemy z nimi grali i wynik pewnie będzie inny. Ze wszystkimi zespołami na świecie wygrywaliśmy i przegrywaliśmy, więc ja po prostu w klątwy nie wierzę – zapewnił Mateusz Bieniek. Środkowy ma jednak nadzieję, że w niedzielę uda się jednak pozytywnym akcentem zakończyć cały reprezentacyjny sezon. – To jest półfinał mistrzostw Europy. Wiedzieliśmy, że to ważny moment i staraliśmy się robić wszystko najlepiej jak potrafimy, ale czegoś nam minimalnie zabrakło. Szkoda, że się nie udało, ale jest kolejny dzień i bardzo chcemy zakończyć to całe lato zwycięstwem, żeby nie kończyć turnieju z burakiem – podsumował Bieniek.
Sporo zamieszania w całym meczu wprowadziła wideoweryfikacja. Nie dość, że dość często do niej w ogóle dochodziło, to prawie za każdym razem siatkarze bardzo długo musieli czekać na jej wynik. – Myślę, że można ten challenge robić szybciej. Nie wiem czyja to wina, nie chce nikogo nią obarczać, ale to nie jest komfortowe, że stoimy, stygniemy i czekamy kilka minut na wynik wideoweryfikacji. Challenge jest po to, żeby go używać, ale nie co drugą akcję. Trudno sobie na przykład wyobrazić, żeby w piłce nożnej VAR jest co dwie minuty. Przegraliśmy sportowo, ale te rzeczy też powinny być lepiej zrobione – ocenił system challenge w mistrzostwach Europy Mateusz Bieniek. W niedzielę biało-czerwonym pozostała walka o brązowy medal turnieju.
źródło: inf. własna