Marta Ziółkowska to środkowa Banku Pocztowego Pałacu Bydgoszcz. Większą uwagę siatkarskiego świata zwróciła na siebie w trakcie sezonu 2018/19, kiedy to bardzo dobrze prezentowała się zwłaszcza w grze na siatce. Skończyła tamten sezon w czołówce wszystkich klasyfikacji dotyczących środkowych. Ciężka praca i dobra gra odpłaciła się uwagą ze strony trenera Jacka Nawrockiego. Ziółkowska nie mogła jednak zagrać w meczach ze Szwajcarią ze względu na problemy z okiem. W rozmowie ze Strefą Siatkówki opowiedziała o swoich kłopotach zdrowotnych, wrażeniach z pierwszego zgrupowania kadry, a także o swoim sportowym idolu.
Jak się czujesz?
Marta Ziółkowska: – Czuje się dobrze i myślę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Miałam w czwartek laserowy zabieg na oku i podobno wszystko dobrze się goi. Myślę, że to kwestia maks dziesięciu dni, żeby wszystko wróciło do normy.
Czy miałaś takie problemy już wcześniej? Pamiętam, że na parkietach ligowych pojawiałaś się w specjalnych ochronnych goglach.
– Dwa i pół roku temu dostałam w oko. To samo lewe oko. Wtedy miałam dużo poważniejsze problemy, bo nie widziałam prawie nic na to oko przez cztery miesiące. Prawie siedem miesięcy trwało leczenie. Teraz już troszeczkę przewrażliwieni przez tamtą sytuację trenerzy i cały sztab zareagowali bardzo szybko, więc trafiłam do lekarza. Udało się zapobiec temu, żeby problem znowu trwał aż tyle.
Dobrą grą w ostatnich dwóch sezonach zwróciłaś na siebie uwagę wielu osób.
– Ja nie twierdziłam, że zasługuję na powołanie bardziej niż ktoś inny. Myślę, że każda dziewczyna jakoś tam pokazała, że powinna znaleźć się wśród powołanych. Ważniejszą kwestią jest udowodnienie tego będąc już na kadrze. Ja miałam tak, że to był pierwszy sezon po kontuzji i troszeczkę musiałam odnaleźć siebie w tym wszystkim. Tę swoją pewność, że to nie był fart, że ten jeden sezon tak mi się udał. Musiałam po prostu uwierzyć w to, że mogę, że dam radę i zrobić wszystko, żeby ta dobra forma trwała jak najdłużej.
Jak twoje wrażenia po tym krótkim i dość dziwnym sezonie kadrowym?
– Jestem naprawdę zadowolona. Bardzo zadowolona z tego jak wygląda atmosfera na treningach i współpraca z trenerami. Stres na pewno przed pierwszym treningiem u mnie był wielki, ale wszystko zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie.
Na pierwszy rzut oka widać, że bardzo dobrze czujecie się ze sobą. Ta dobra atmosfera w kadrze wynika z tego, że wszystkie jesteście w podobnym wieku, czy pracowałyście nad zgraniem i budowaniem jej poza parkietem?
– Było parę grilli, ale myślę że same z siebie dużo robiłyśmy. Wieczorami prawie codziennie spotykałyśmy, grałyśmy w planszówki, żartowałyśmy, tańczyłyśmy, grałyśmy w gry na play-station i budowałyśmy atmosferę same.
We wszystkich wywiadach prezentujesz się jako ktoś bardzo skromny. Nie myślałaś o pracy z psychologiem sportowym, by zyskać więcej sportowej pewności siebie?
– Myślę, że czasem sportowa pewność siebie do mnie przychodzi. Zostałam wychowana tak, że nigdy nie chciałabym obrosnąć w piórka. Dzisiaj jestem w kadrze, a jutro może mnie w niej nie być. Na to pracuje się codziennie i nawet jak się tutaj jest, to trzeba codziennie udowadniać, że się na to zasługuje i nie chciałabym, żeby jakaś zbyt duża pewność siebie mi przeszkodziła. Uważam, że każdy powinien znać swoją wartość, ale podchodzić do tego z umiarem.
Mam nadzieję, że w żaden sposób cię nie uraziłam.
– Nie, nie. Wiem o co ci chodzi, bo miałam momenty, kiedy zawodziło mnie to w drugą stronę. Z czasem po prostu po kontuzji stwierdziłam, że jak nie teraz to nigdy. Że dam radę i trzeba działać.
Grywasz czasem koleżankom w kadrze na gitarze? (Marta Ziółkowska przed rozpoczęciem treningów siatkarskich uczęszczała na lekcje gry na gitarze w bydgoskim Pałacu – przyp.aut)
– Nie grywam na gitarze, bo ja już nie potrafię (śmiech).
Czyli to da się zapomnieć, tak jak na przykład język?
– Tak, wszystko zapomniałam. Uważam, że w moim przypadku lepiej tego nie robić, bo nie potrafię już kompletnie nic. Dziewczyny mogłyby być zażenowane, albo smutne (śmiech), że zmuszam ich do słuchania czegoś takiego.
Zdradziłaś w jednym z wywiadów, że Michael Phelps jest jednym z twoich sportowych idoli. Dlaczego właśnie on?
– Kiedyś przeczytałam jego książkę. Spodobało mi się to, że nie dość, że jest bardzo zdolny, to że jest taki pracowity i przy tym jest normalnym człowiekiem. Też bym chciała tak mieć. Być dobrym sportowcem, ale przede wszystkim być dobrym człowiekiem i mieć normalnych znajomych, normalne życie. Nie zatracić się w tym i zapomnieć o sobie w tym wszystkim.
źródło: inf. własna