– W Słowenii jest presja, ale nie aż taka jak w Polsce. Tutaj, gdy przegrasz jednego seta, to największa katastrofa w historii. Wywiady w trakcie meczów? Trenerzy są odpowiedzialni za promocję siatkówki – podkreśla w rozmowie z Interią Mark Lebedew. 55-letni szkoleniowiec z Australii, który w maju otrzymał polskie obywatelstwo, prowadzi siatkarską reprezentację Słowenii.
Pana drużyna w czwartek wygrała 3:1 z Bułgarią, przedostatnim zespołem w tabeli Ligi Narodów. Sporo walki było zwłaszcza w pierwszych dwóch setach. Byliście trochę zaskoczeni warunkami, jakie postawili wam rywale?
Mark Lebedew: – Dzień wcześniej, z Serbią, graliśmy z wielkim skupieniem i uwagą. Wiedziałem, że będziemy trochę zmęczeni. Na przykład Klemen Cebulj rozgrywał dopiero pierwszy mecz w kadrze w tym sezonie, a Gregor Ropret był chory i w ostatnich dwóch tygodniach trenował tylko raz. Spodziewałem się więc trudnej walki i tak było. Oczywiście oczekiwałem też nieco lepszej gry moich zawodników, ale najważniejsze, że to wystarczyło do zwycięstwa.
Dzięki wygranej Słowenia awansowała na ósmą pozycję w tabeli, ostatnią gwarantującą występ w turnieju finałowym. Ale zostały wam jeszcze dwa mecze: z Iranem i Polską.
– Mamy tyle samo punktów co dziewiąty Iran, a gramy z nim w piątek. Zwycięzca tego spotkania będzie wyżej w tabeli. A że na koniec turnieju zmierzymy się z Polską, musimy pokonać Iran. To dla nas najważniejsze. Potem będziemy mogli cieszyć się meczem z gospodarzami. Jestem pewien, że w hali będzie wtedy świetna atmosfera, więc zawodnicy będą zmotywowani bez względu na okoliczności.
Iran w Gdańsku prezentuje się zaskakująco dobrze. Pokonał Polskę, napsuł sporo krwi Włochom.
– Iran bardzo poprawił się w stosunku do początku Ligi Narodów. Nie zapominajmy, że pokonał też USA. A to niełatwe, my nie mieliśmy z Amerykanami żadnych szans. By wygrać z Irańczykami, musimy zagrać na poziomie z meczu z Serbią. A może nawet trochę lepiej. Trzeba poradzić sobie z ich mocnym serwisem, wtedy będziemy mieć szansę na zwycięstwo. Ale jestem pewien, że możemy to zrobić.
Przejął pan drużynę po Alberto Giulianim, który osiągnął z nią historyczne sukcesy – zdobył dwa srebrne medale mistrzostw Europy. Stworzył silną, ale dość zamkniętą grupę. Przejęcie Słowenii to dla pana duże wyzwanie?
– Nawet bardzo duże. To zespół z doświadczeniem, wysokimi oczekiwaniami i historią sukcesów. To czuć wewnątrz drużyny. Chcą nadal wygrywać, zwłaszcza że tegoroczne mistrzostwa świata będą rozgrywane również w Słowenii. Z różnych powodów w tym sezonie rozpędzaliśmy się powoli. Teraz zaczynamy to nadrabiać. Mam nadzieję, że uda nam się zakwalifikować do finałowej ósemki, a potem dobrze przygotować do mistrzostw świata.
W drużynie czuć presję w związku z tym, że Słowenia jest współgospodarzem mistrzostw?
– Oczywiście. Gra na takim turnieju przed własną publicznością niesie jej bardzo dużo. Ale ta grupa jest pod nią cały czas. Medale mistrzostw Europy, o których wspomniałeś, wysokie oczekiwania zawodników – presja jest z nami wszędzie. Oczywiście nie aż taka jak w Polsce. Tutaj, gdy przegrasz jednego seta, to największa katastrofa w historii.
Rozmawiał Damian Gołąb – cały wywiad w serwisie interia.pl
źródło: interia.pl