Mariusz Wlazły w sobotę rozegrał swój pierwszy mecz po zakażeniu koronawirusem, jego Trefl Gdańsk uległ Jastrzębskiemu Węglowi 0:3. – Mogę być zadowolony z tego, jak zareagował mój organizm w samym meczu i że byłem zdolny rozegrać sobotnie spotkanie – w rozmowie z Przeglądem Sportowym przyznał atakujący gdańszczan.
Trefl Gdańsk to najdotkliwiej doświadczony koronawirusem zespół w PlusLidze. Pierwsze przypadki COVID-19 w zespole z Trójmiasta miały miejsce jeszcze w trakcie sezonu przygotowawczego, gdy na przełomie lipca i sierpnia zakażonych było 11 zawodników.
Rekordzista, rozgrywający Marcin Janusz, spędził w izolacji aż 40 dni! Na początku października pozytywny wynik otrzymał trener Trefla Michał Winiarski, a kilka dni później (12 października) koronawirusa potwierdzono również u Mariusza Wlazłego.
37-letni atakujący w sobotę wrócił na boisku w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie jego zespół przegrał 0:3. Wlazły nie pojawił się w wyjściowej szóstce, ale wszedł na boisko w trakcie spotkania i nieźle radził sobie w ataku, jak i w polu serwisowym. Choć jak sam przyznaje, nie wiedział na ile będzie na siłach, by rozegrać ten mecz, bo pierwsze treningi nie należały do najłatwiejszych. – Nie jest to przyjemna sytuacja wracać do wysiłku fizycznego zaraz po przebytej chorobie. Na początku tygodnia nie było kolorowo. Uwagę zwracało skaczące tętno, brakowało tlenu, szybko się męczyłem. Z tego, co mówili mi koledzy, którzy przeszli koronawirusa, powrót do treningów właśnie tak wygląda. Każdy z nich mierzył się z podobnymi problemami po przerwie, więc to mnie trochę uspokoiło. Mogę być zadowolony z tego jak zareagował mój organizm w samym meczu i że byłem zdolny rozegrać sobotnie spotkanie – mówił Wlazły.
*autorem jest Edyta Kowalczyk, więcej na przegladsportowy.pl
źródło: przegladsportowy.pl