W zaległym meczu pomiędzy drugą a trzecią drużyną I ligi mężczyzn lepsi okazali się siatkarze z Bydgoszczy. Chociaż Visła prowadziła w pojedynku 2:0, wygrała go dopiero po tie-breaku. – Myślę, że dla nas brawa za zwycięstwo, do czwartku możemy pamiętać, ale później przygotowujemy się do kolejnego meczu – powiedział po spotkaniu Michal Masny.
Siatkarze BKS-u Visły Bydgoszcz mają za sobą kolejnego tie-breaka. W ramach odrabiania zaległości w środę bydgoszczanie podejmowali LUK Politechnikę Lublin. Był to mecz 15. kolejki, kończący pierwszą część fazy zasadniczej. Pierwsze dwa sety starcia sąsiadów z tabeli toczyły się po myśli gospodarzy. Ci nie zdołali jednak dopisać do swojego konta kompletu punktów.
– Pierwsze dwa sety bardzo dobre w naszym wykonaniu od zagrywki przez atak, obrona, blok wszystko naprawdę funkcjonowało dobrze. Później w trzecim, czwartym secie też graliśmy dobrą siatkówkę, ale wydaje mi się, że gdzieś tam jakiś procent z tej naszej siły uderzenia zniknął i graliśmy do pewnego stanu wyrównaną partię, ale później nam to uciekało – podsumował Michal Masny.
Piąta partia rozegrana została już pod dyktando zespołu z Bydgoszczy. Lublinianie nie mieli żadnych argumentów, by przeciwstawić się przeciwnikom i przegrali 5:15. – Tie-break tak jakbyśmy zaczynali pierwszy set. Wyszliśmy i zagrywaliśmy tak, że nie daliśmy przeciwnikowi żadnych szans. Myślę, że dla nas brawa za zwycięstwo, do czwartku możemy pamiętać, ale później przygotowujemy się do kolejnego meczu – powiedział rozgrywający zespołu z Bydgoszczy.
Mimo zwycięstwa bydgoszczanie pozostali na 3. miejscu w tabeli. Tracą oni do drugich lublinian 4 punkty, ale mają o jeden mecz rozegrany mniej. BKS Visła ma również 4 punkty przewagi nad czwartymi w tabeli siatkarzami Gwardii Wrocław. – Powtarzam to od początku, że prawdziwe i najważniejsze granie przyjdzie w play-off, chociaż takie mecze jak z Politechniką Lublin, BBTS-em Bielsko-Biała, Gwardią Wrocław też stoją na wysokim poziomie i też cieszymy się z tego zwycięstwa – stwierdził po pojedynku trener Marcin Ogonowski.
źródło: opr. własne, TVP Bydgoszcz