Nie samą siatkówką człowiek żyje. Marcin Janusz, który w obecnym sezonie reprezentacyjnym odpoczywa od wielkich turniejów, w niedzielę wcielił się w rolę „tych po drugiej stronie”. Rozgrywający pojawił się bowiem na finale Klubowych Mistrzostw Świata FIFA w roli kibica.
Marcin Janusz wykorzystuje czas wolny
W minionym sezonie reprezentacyjnym Marcin Janusz był jednym ze współautorów historycznego srebrnego medalu igrzysk olimpijskich. Polacy na krążek z tej imprezy czekali od 1976 roku i po tylu latach wywalczyli go dosłownie ostatkami sił. Już mecz półfinałowy był dla biało-czerwonych obfity w urazy, a jednym z poszkodowanych zdrowotnie był właśnie rozgrywający.
Nic więc dziwnego, że po tak wymagającym sezonie, Nikola Grbić postanowił otworzyć nowy cykl w inny sposób. Doświadczonym kadrowiczom dał trochę przestrzeni i czasu na regenerację, a zaczął testować młodych, perspektywicznych zawodników. Marcin Janusz w tym sezonie nie wróci także na mistrzostwa świata, a więc w pełni może korzystać z czasu wolnego przed sezonem ligowym.
Piłkarski finał okiem siatkarza
W niedzielę postanowił obejrzeć finał Klubowych Mistrzostw Świata FIFA na żywo. Wicemistrz olimpijski pojawił się na MetLife Stadium w Stanach Zjednoczonych i delektował się meczem Chelsea – Paris Saint-Germain. Piłkarze angielskiej formacji zwyciężyli 3:0 i powtórzyli sukces sprzed czterech lat.
Marcin Janusz swoim doświadczeniem pochwalił się w mediach społecznościowych. Przy okazji dał podpowiedź, do jakiej piłkarskiej drużyny mu najbliżej. „Barcy nie ma ale i tak jest spoko” – napisał pod zdjęciem z trybun.
Zobacz również:
To będzie jego sezon? Jakub Popiwczak w nowej roli