Reprezentacja Polski odniosła kolejne zwycięstwo w Lidze Narodów. Biało-czerwone, pomimo kłopotów, pokonały Holandię 3:2. Z postawy drużyny zadowolona była Malwina Smarzek. – Spotkanie z Holandią pokazało, jakim zespołem jesteśmy. Można na niego patrzeć z perspektywy, że nie grałyśmy najlepiej, ale ja patrzę z innej – pokazałyśmy jaka z nas drużyna – oceniła atakująca.
Perfekcyjne przyjęcie kluczem
Reprezentacja Polski siatkarek wygrała 3:2 w Lidze Narodów z Holandią. Mecz był jednak mocno nierówny, a biało-czerwone nie mogą być zadowolone zwłaszcza z jego początku. – Holenderki na pewno wykorzystały nasze wejście, a raczej nie wejście w mecz. My na pewno walczyłyśmy bardziej ze sobą w pierwszym secie, trochę mniej już w drugim – przyznała Malwina Smarzek i dodała: – W trzecim znowu wróciłyśmy do sytuacji z pierwszego seta. W czwartej i piątej partii nie zaprezentowałyśmy jeszcze swoich 100%, ale na pewno wyglądało to dużo lepiej. Zaczęłyśmy przede wszystkim lepiej zagrywać i rywalki nie miały już perfekcyjnego przyjęcia – analizowała atakująca polskiej kadry.
To właśnie przyjęcie było kluczem dla zespołu Holandii. – Nie zaskoczyły nas, wiedziałyśmy, że jeśli mają perfekcyjne przyjęcie, to potrafią dobrze grać. Do tego świetnie bronią i dobrze grają w bloku. Sam poziom nas nie zaskoczył. Myślę, że po ponad tygodniowej przerwie pierwszy mecz nigdy nie jest łatwy. Ja patrzę na to pozytywnie, bo po trudnym początku udało nam się wygrać mecz – podkreśliła Smażek.
Happy end
Chociaż podopieczne Stefano Lavariniego początek miały nieudany, to końcówka spotkania z Holandią należała już do nich. – Słowem, które chyba najczęściej powtarzałyśmy była cierpliwość i brak frustracji. Za każdym razem, kiedy jedna z nas się frustrowała, cała reszta mówiła, że okej, następna piłka – zdradziła jedna z gwiazd reprezentacji Polski.
Czytaj również: Aleksandra Gryka po meczu z Holandią
To właśnie cierpliwość była kluczem do triumfu. – Byłyśmy według mnie bardzo cierpliwe. Trener może mniej, ale ważne, że nam jej nie zabrakło. Podobało mi się, jak zespół pracował, bo w naprawdę beznadziejnych momentach, cały czas czułyśmy wsparcie i na boisku i w kwadracie, a do tego wszystkie dokonane zmiany dużo wniosły – oceniła atakująca.
Pomimo przeciwności
Chociaż momentami Polki nie imponowały swoją grą, to jednak w najważniejszych momentach podniosły swój poziom i przechyliły szalę zwycięstwa na swoją korzyść. – Spotkanie z Holandią pokazało, jakim zespołem jesteśmy. Można na niego patrzeć z perspektywy, że nie grałyśmy najlepiej, ale ja patrzę z innej – pokazałyśmy jaka z nas drużyna – komentowała zawodniczka.
Ona sama zaczęła mecz w podstawowym składzie i miała powody do zadowolenia. – Mogę powiedzieć, że dla mnie to bardziej naturalne środowisko. Uważam, że podwójna zmiana to jedna z najtrudniejszych ról, jakie miałam. Marginesu błędu jest bardzo mały, więc na pewno czułam się swobodniej grając na pełnym dystansie – podsumowała Smarzek.
Amerykanki = tajemnica
Już w czwartek biało-czerwone zagrają z Amerykankami, które do Serbii przyjechały w zmienionym i niezbyt znanym składzie. – O Amerykankach wiemy tyle, co widziałyśmy ich fragmenty meczów. Jest bardzo dużo nowych twarzy. To jest nowość dla nas w kontekście rywalizacji z USA. Na pewno będą miały dobry system blok-obrona, jak zawsze, ale jest to zespół, który znamy najmniej – wprost przyznała Malwina Smarzek. Początek meczu USA – Polska w czwartek o 16:30.