– Po prostu mam nadzieję, że będę mogła pomóc zespołowi. Jeżeli trener stwierdzi, że pasuję do tego zespołu jako puzzel to super. Uważam, że dziewczyny zbudowały świetny system grania w ubiegłym sezonie – mówiła Strefie Siatkówki Malwina Smarzek, atakująca reprezentacji Polski.
Krzysztof Sarna (Strefa Siatkówki): To było pani pierwsze spotkanie w kadrze po dwóch latach. Jakie towarzyszyły emocje przed meczem i w jego trakcie?
Malwina Smarzek: – Myślę, że towarzyszyły mi najlepsze emocje, jakie mogą być. Zawsze jest miło wrócić do kadry. To są inne, specjalne emocje i bardzo różnią się od tych klubowych. Bardzo się cieszę, a przede wszystkim z tego, że jestem zdrowa.
Dostrzegłem w trakcie meczu, że ustrzelony as oraz od razu skończona kontra znacznie panią napędziły.
– Taka jest chyba nasza rola atakujących. Myślę, że czasami są takie piłki przełamujące, gdzie odblokowuje nam się też trochę głowa. Później wszystko idzie automatycznie, dużo łatwiej i dużo prościej. Nie powiem, że jest to dla mnie super łatwe wracać po dwóch latach przerwy. Mam duże oczekiwania wobec siebie i wiem, że jest to rok olimpijski. Wiadomo, że każdy taki sparing, moment na tej kadrze są ważne w rywalizacji o miejsce w drużynie na igrzyska. Wiadomo, że to siedzi troszeczkę w głowie.
Liga a kadra
Była pani czwartą najlepiej punktującą włoskiej ligi i zabrakło pani dwóch punktów do trzeciej zawodniczki. Myśli pani, że uda się przełożyć tę świetną dyspozycję z ligi na kadrę?
– Mam nadzieję. Po prostu mam nadzieję, że będę mogła pomóc zespołowi. Jeżeli trener stwierdzi, że pasuję do tego zespołu jako puzzel to super. Uważam, że dziewczyny zbudowały świetny system grania w ubiegłym sezonie. Nie tylko w tamtym, ale już dwa lata temu, a w tamtym roku go tylko poprawiły. Myślę, że pojedyncze jednostki i nie mówię konkretnie o sobie, które mogą być bardzo dobre na zewnątrz, niekoniecznie muszą funkcjonować w tak dobrym systemie i schemacie grania, który dziewczyny sobie zbudowała. Jestem też tego świadoma. Jeżeli będę mogła pomóc zespołowi, to oczywiście zrobię wszystko, co w mojej mocy.
Zmieniła pani jakiś czas temu zagrywkę. Kiedy dokładnie miało to miejsce oraz dlaczego zdecydowała się pani na floata?
– Myślę, że będą już dwa lata. Ta zagrywka ma sens, kiedy jest to przełożenie asów na błędy. U mnie często się to pokrywało z tym, że było trochę więcej błędów niż tych asów. Nie do końca więc się to opłacało. Jest to bardziej widowiskowe i fajne, ale czasami jak się widzi tę karteczkę w ręku i są dwa asy oraz cztery błędy to niekoniecznie się to opłaca. Miałam jeszcze kilka epizodów w ostatnim sezonie, w Rosji też zagrywałam z wyskoku. W reprezentacji mamy zagrywające z wyskoku, więc wystarczy zagrywających z wyskoku. Mam dobrą, skuteczną zagrywkę. Żeby one też miały czystą głowę – przyda się kilku floatowców.
Wiedziała wcześniej
W pierwszym meczu wraz z innymi kadrowiczami siedziała pani za bandą. Wiedziała pani, że zagra w piątkowym meczu?
– No tak, takie rzeczy wiem trochę wcześniej (śmiech). To nie tak, że odkrywamy razem z wami w Polsacie (śmiech). Wiemy troszeczkę wcześniej. Już w czwartek wiedziałyśmy, kto będzie grał w czwartek i kto będzie grał w piątek.
W piątym secie było też widać, że Holenderki postraszyły was blokiem, bo pojawiło się sporo waszych ataków w aut czy też kiwek.
– To jest normalne. Dostałyśmy trochę tych czap tak, jak one dostały w pierwszym meczu. Uważam, że to nie jest tak, że Holenderki zagrały cudownie, a my zagrałyśmy tak samo. To się po prostu odwróciło. My zagrałyśmy trochę słabszą siatkówkę, a one zdecydowanie lepszą. Myślę, że to dobrze, że był taki mecz, bo może zapaliła nam się pomarańczowa lampeczka, co też się przyda.
Jakie towarzyszą nastroje i atmosfera po dwóch tygodniach zgrupowania?
– Cudowne, bardzo dobre. Mamy super atmosferę i to widać. Jesteśmy naprawdę dobrym zespołem. Nikt się nie pozabijał jeszcze na boisku i poza boiskiem. Wszyscy żyją, nie ma konfliktów, więc jest cudownie.
Zobacz również:
Z kim Polki zagrają w I tygodniu Ligi Narodów?
źródło: inf. własna