Kariera Magdaleny Stysiak jest błyskawiczna, choć nie obyła się bez bólu. – Ekstremum to kwalifikacje do igrzysk i mecz z Serbkami. Dzień wcześniej na meczu skręciłam kostkę, była fioletowa aż po łydkę. Doktor starannie mi ją owinął, dostałam zastrzyk przeciwbólowy w tyłek, założyłam stabilizator i grałam na własną odpowiedzialność – wspomina w TVPSPORT.PL.
Czy dzisiaj powiedziałabyś, że kadra to miejsce do szkolenia młodych zawodniczek?
– Kadra jest od gry. Są momenty, kiedy można uczyć – kiedy sezon jest długi, czy Liga Narodów na to pozwala. Nie zmienia to faktu, że to kluby są do szkolenia. Reprezentacja może przy okazji w tym pomóc, ale przede wszystkim jest od gry.
Teraz jako kadra czujecie się wysłuchane? To się zmieniło od 2019 roku?
– Myślę, że tak. Zawsze miałam ogromny szacunek do chłopaków. Robią bardzo dużo dla polskiej siatkówki. Miałam jednak czasem wrażenie, w kontraście do nich, że nie tyle nie byłyśmy niesłuchane, ale czasem ktoś nam robił na złość.
Jak?
– Na przykład przedłużając pewne umowy. Czy gdyby nic się w kadrze nie zmieniło, grający zespół wyglądałby tak jak obecnie? Wątpię. Do czego musiało dojść, żeby ktoś zauważył, że był problem.
To wynikało z upierania się, że dana decyzja była najlepszą z możliwych, mimo tego, że kilkanaście dziewczyn mówiło, że było inaczej.
– Tak, dokładnie. Dlaczego w klubach jest tak, że gdy nie idzie nie wymienia się kilkunastu zawodników?
Pewnie po części dlatego, że trudniej jest rozwiązać kontrakty kilkunastu zawodnikom niż jednemu trenerowi.
– Jeżeli coś nie funkcjonuje, jeden rok, drugi, trzeci, to znak. Nie mówię, że trener Nawrocki był złym szkoleniowcem, bo ma potężną wiedzę. W pewnym momencie jednak z kobietami w reprezentacji coś się wypaliło.
A jak byś określiła podejście do kobiet Stefano Lavariniego?
– Aaaa, to zależy. Stefano jest trenerem, którego trzeba zrozumieć. Ma swój charakterek i nie raz go nam pokazał. Jest to jednak też człowiek, który wygrał dużo i wie jak do nas podejść. Największą różnicą jest to, że gramy przeciwko Serbii czy Stanom Zjednoczonymi i on nas nakręca. Nie mówi, że rywalki są na wyższym poziomie, ale że jesteśmy równe, a nawet lepsze, że możemy je pokonać. Treningi też są troszkę inne. Szkoleniowiec wzbudza duży szacunek. Tak powinno to wszystko funkcjonować już od dawna.
*Rozmawiała Sara Kalisz
*Więcej w serwisie sport.tvp.pl
źródło: sport.tvp.pl