– W meczach z mocniejszymi przeciwnikami nasze reprezentantki potrafią wspiąć się na wyżyny i zagrać inaczej niż z zespołami, które są od nas teoretycznie słabsze. Myślę, że dziewczyny zagrają lepsze spotkanie niż do tej pory. Turczynki są osłabione brakiem Meryem Boz, która przez koronawirusa musiała opuścić kadrę. Nie mają więc zmiany na prawym skrzydle – mówi przed ćwierćfinałem mistrzostw Europy siatkarek Magdalena Śliwa, była rozgrywająca reprezentacji Polski, dwukrotna mistrzyni Europy.
Polki pokonały reprezentację Ukrainy i awansowały do ćwierćfinału mistrzostw Europy. Z wyniku możemy być zadowoleni, ale czy z gry naszej reprezentacji również?
Magdalena Śliwa: – Do gry cały czas mamy jakieś zastrzeżenia. Dziewczyny praktycznie we wszystkich spotkaniach mają momenty, w których pokazują, że potrafią grać dobrze, konsekwentnie. Ich atutem jest dobry blok, który funkcjonuje od wielu turniejów. Do tego bardzo dobra zagrywka, przyjęcie też jest w miarę stabilne. Tylko czasami brakuje konsekwencji w grze, która mocno faluje i niestety nam się nie podoba. Najważniejsze są wyniki, ale to, co dziewczyny do tej pory ugrały, było ich obowiązkiem. Mierzyły się z zespołami niżej notowanymi, które dopiero pukają do poziomu, na którym jest nasza reprezentacja. Każdy inny wynik niż zwycięstwo byłby sensacją. Polskie siatkarki zrobiły to, co do nich należało. Urodą turniejów jest jednak to, że drużyny na początku nie zawsze mają najwyższą formę. Wszystko jest tak opracowane, by przyszła pod koniec turnieju. Mam więc nadzieję, że zobaczymy dobry styl w wykonaniu naszej kadry na dłuższą metę.
W spotkaniu z Ukrainą w grze Polek było sporo nerwowości. Dał o sobie znać fakt, że w drużynie nie ma zbyt wielu doświadczonych zawodniczek?
– Mówimy o tym braku doświadczenia, młodym zespole. Ok, jest odmłodzony, ale np. rozgrywająca Katarzyna Wenerska, choć debiutuje w reprezentacji, ma już sporo meczów w lidze. Zuza Efimienko też nie jest młodą zawodniczką. Magda Stysiak jest, ale ma już doświadczenie na najwyższym poziomie w lidze włoskiej. Do tego dołóżmy Malwinę Smarzek i Martynę Grajber. Może na lewym skrzydle mamy Zuzannę Górecką, wobec której możemy mieć większe oczekiwania w ataku. To największy minus naszej drużyny – brak pomocy w trudnych momentach z lewego skrzydła. Liczymy tylko na prawy atak i Stysiak. Nie dziwmy się więc, że czasami łapie jakiś kryzys. Dostaje naprawdę dużo piłek, a rywalki wiedzą, że to głównie ona będzie atakować.
Dla Wenerskiej, o której pani wspomniała, to pierwszy tak duży turniej. Udźwignęła presję, gra na miarę oczekiwań?
– Nie możemy mieć do niej zastrzeżeń. Są momenty, w których w jej głowie pojawia się duży znak zapytania, komu posłać piłkę – ale ma utrudnione zadanie na lewym skrzydle. Dziewczyny nie zawsze robią tam to, czego od nich oczekujemy. Możemy jednak powiedzieć, że Kaśka pozytywnie wywiązuje się ze swoich zadań.
Smarzek wchodzi głównie z ławki rezerwowych. Kadrze brakuje tej zawodniczki w formie choćby z ME 2019? Pewnie wtedy byłby możliwy wariant, w którym gra wspólnie ze Stysiak. A zobaczyliśmy to dopiero przez chwilę w meczu z Ukrainą.
– Malwina wchodzi na zmianę, to dla niej nowe doświadczenie. Do tej pory cały czas grała w szóstce. Oczekujemy od niej, że po wejściu z ławki zrobi wszystko na sto procent. To bardzo trudne. Przed mistrzostwami myślałam, że będziemy grać wariantem z Magdą na lewym i Malwiną na prawym skrzydle. Widocznie jednak w czasie Ligi Narodów coś poszło nie po myśli trenera Nawrockiego i ta koncepcja padła. Myślę jednak, że i Magda, i Malwina to zawodniczki, które cały czas muszą być na boisku. Gdy Stysiak schodzi z parkietu na podwójną zmianę, nawet przy dobrej postawie, po powrocie jest trochę inną zawodniczką niż przed zejściem. Nie wiem, czy te dziewczyny nie potrzebują ciągłego pobytu na boisku, by grać na dobrym poziomie. Są zawodnicy, którzy potrafią wejść na krótko, sprężyć się i wykonać zadanie, ale i tacy, którzy nie potrafią grać, wchodząc z ławki.
Z wejściem z ławki rezerwowych dobrze poradziła sobie niespełna 18-letnia Martyna Czyrniańska. Jej występ w meczu z Ukrainą był chyba świeżym powiewem, którego potrzeba polskiej kadrze.
– Dziwię się, że tak późno weszła na boisko. Od początku turnieju mamy zastrzeżenia do ataku Zuzy Góreckiej, a Czyrniańska bardzo dobrze prezentowała się w Lidze Narodów. Był więc sygnał, że mamy bardzo mocną zmienniczkę. Młodość ma to do siebie, że nie kalkuluje. Po prostu gra i nie patrzy na nic innego. To może być zaskoczenie, może odpali właśnie wejście z ławki tak młodej zawodniczki.
Najważniejsze będzie zrzucenie z siebie presji?
– Naszymi atutami są zagrywka i blok. Te dwa elementy będą podstawą w tym spotkaniu. Jeśli odrzucimy Turczynki od siatki dobrą zagrywką i wyeliminujemy ich mocny element, czyli środek, lewe skrzydło rywalek jest absolutnie do zatrzymania. Nasz blok funkcjonuje naprawdę bardzo dobrze. Jeśli ułatwimy sobie grę zagrywką, będzie dużo łatwiej. Najważniejsze, by dziewczyny zagrały swobodnie w tych dwóch elementach. Wiem, że potrafią to zrobić, bo niejednokrotnie to pokazały. Ale do tego dochodzi głowa – a to trudna “instytucja”. Trzeba ogarnąć emocje i zagrać na spontanie. Może to będzie odniesienie do Francuzów, którzy zagrali tak z naszą kadrą na igrzyskach. Potrzebny jest spontan, luz, a nie gra na serio przez cały czas. Wejście do czwórki byłoby ogromnym sukcesem naszej drużyny. Jest jednak w stanie to zrobić.
Rozmawiał Damian Gołąb – więcej w serwisie interia.pl
źródło: interia.pl