– Przestałem patrzeć na pewnym etapie na swój wiek. Skupiam się na tym, jak się czuję, jakie są możliwości, nie ograniczam się. Zobaczymy, jakie będą opcje. Być może zostanę w Katarze, ale na razie za dużo jest niewiadomych co do kolejnego sezonu i gdybania, by coś deklarować – mówi rozgrywający katarskiego Al Arabi Dauha Łukasz Żygadło, który niedługo będzie obchodzić swoje 41 urodziny.
Łukasz Żygadło gra obecnie w jednej z bardziej egzotycznych lig dla polskiego kibica, w Katarze. Jest zawodnikiem Al Arabi Dauha. – Gram w jednym z najbardziej liczących się zespołów w tym kraju. Od trzech lat nie wygrał on mistrzostwa i bardzo chciałby to zrobić. Teraz jak najbardziej wydawało się to możliwe, ale przeszkodził nam koronawirus. Mam nadzieję, że będzie mi dane postawić kropkę nad „i”. Drużyna to prawdziwa mieszanka narodowościowa. Poza mną byli jeszcze: Bułgar, po dwóch Brazylijczyków i Senegalczyków, Sudańczyk, Katarczyk i Chorwat. Przyjeżdżając tu nie spodziewałem się wysokiego poziomu siatkarskiego, ale jest to liga ciekawa, urozmaicona, bardzo nacechowana emocjonalnością. To kolejne nowe doświadczenie w mojej karierze – przyznaje w rozmowie z PAP polski rozgrywający.
– Zmian w składzie drużyny można dokonać na każdym etapie sezonu, nie ma tzw. okienek transferowych. Najbardziej brakuje mi challenge’u. Jakakolwiek próba rozmowy z arbitrem kończy się kartką. Nie zawsze zawodnicy wytrzymują, sędziowie trwają przy swoich decyzjach, a nie można ich sprawdzić, więc często pojawiały się kartki. Było trochę zabawnych sytuacji – wspomina siatkarz. – Wszystkie spotkania rozgrywane są w jednej hali, nie ma systemu meczów rozgrywanych u siebie i na wyjeździe. Rywalizacja rozłożona jest w ciągu tygodnia, a nie jedynie w weekend. Jednego dnia są dwa mecze. W połowie sezonu doszła liga zawodników z paszportami katarskimi – z założenia miało to służyć ograniu Katarczyków, ale nie ma ich wielu, więc robiło się małe zamieszanie. Trudno to wszystko było pogodzić z treningami, bo druga część sezonu przeplatana była też meczami reprezentacyjnymi i przez to była bardzo porozbijana. Grano kwalifikacje do igrzysk, potem rozgrywki krajów Zatoki Perskiej, następnie krajów arabskich, potem miały być rozgrywki azjatyckie. My z klubem byliśmy jeszcze w Egipcie na mistrzostwach arabskich – dodaje Żygadło.
Wcześniej zawodnik grał w lidze włoskiej, skąd przeniósł się do Rosji. – Liga włoska jest najtrudniejsza, bo wymaga nie tylko wiele pracy fizycznej, ale i intelektualnej. Tam w sporcie – nie tylko w siatkówce – zawodnicy pracują pod kątem przygotowania fizycznego, taktycznego i technicznego. Jest to bardzo dobrze zorganizowane i trzeba się bardzo dobrze sprawdzić w każdym z tych aspektów. W Rosji dużo się wymaga od zawodnika, ale nie do końca te wszystkie elementy, które wymieniłem, stoją na wysokim poziomie. Wiele trzeba samemu robić i mieć dużą samoświadomość, by utrzymać poziom. Umiejętność przystosowania się do panujących warunków jest istotna. Przejście z ligi polskiej do włoskiej, a następnie do rosyjskiej, to najbardziej optymalna droga pod tym względem – twierdzi Łukasz Żygadło.
Więcej w serwisie sportdziennik.pl
źródło: sportdziennik.com