– Już nie liczą się punkty, tutaj liczy się zwycięstwo, a porażka eliminuje. Prawdziwa wiara w ten zespół może dać nam wielką siłę – powiedział przed fazą play-off prezes Chemeko-System Gwardii Wrocław Łukasz Tobys. Wrocławianie w pierwszej rundzie play-off zmierzą się z Avią Świdnik. – Teoretycznie faworytem jesteśmy my. Startujemy z wyższej pozycji, a w sezonie zasadniczym dwa razy pokonaliśmy tego przeciwnika. Natomiast to są play-off. Zapominamy o tym, co było – dodał prezes wrocławskiego klubu.
Jak podsumujesz rundę zasadniczą w waszym wykonaniu?
Łukasz Tobys: – Można powiedzieć, że był to spory rollercoaster. Sporo się działo. Zmiana trenera, wcześniej pożegnanie z Grzegorzem Boćkiem, który miał być filarem naszej drużyny. Jednak nie do końca takim filarem się okazał. Musieliśmy interweniować i dokonaliśmy pewnych ruchów. Na szczęście Mateusz Frąc przejął rolę pierwszego atakującego, z której się doskonale wywiązuje. Nie po raz pierwszy udowodnił, że jest pełnowartościowym zawodnikiem naszego zespołu. Co do wyniku sportowego… Po zmianie trenera osiągnęliśmy najlepszy wynik, jaki mogliśmy na tamten moment osiągnąć. Trzecie miejsce w rundzie zasadniczej to progres w perspektywie naszej trzyletniej działalności – w poprzednim sezonie było czwarte, a w pierwszym roku piąte miejsce. Mam jednak w głowie fakt, że w pierwszej, jak i w rundzie rewanżowej nie wygraliśmy z żadnym zespołem z pierwszej czwórki tabeli. Dla nas najważniejsze są jednak play-off, runda zasadnicza nie była najistotniejsza i odcinamy ją grubą kreską. Wierzę w to, że tę drużynę stać na zwycięstwa w najważniejszym momencie, kiedy wagą będzie gra o medale.
Które spotkanie zapadło ci w pamięć jako najtrudniejsze?
– Było to pierwsze spotkanie ligowe. Otwarcie sezonu w domowym starciu z KRISPOL-em Września. Prowadziliśmy już 2:0 grając koncertowo – utwierdzaliśmy się w tym, że zbudowaliśmy mocny skład, a kolejny set to czysta formalność, natomiast III set to totalne załamanie naszej gry, tie-break i finalnie przegrana 2-3 – to bolało. Ten mecz ciągnął się później za nami bardzo długo. Nie tak sobie wyobrażaliśmy inaugurację sezonu. Mieliśmy później wiele analogicznych spotkań, w których nasza gra wyglądała dobrze zaledwie przez 2 pierwsze sety spotkania, a później przychodziła porażka. Są też jednak bardzo pozytywne emocje, wywołał je przedsezonowy mecz sparingowy, rozegrany ze Skrą Bełchatów. Zebraliśmy całą Orbitę – 3 200 ludzi. To wydarzenie pokazało jaki mamy potencjał we Wrocławiu na siatkówkę w najwyższym jej wydaniu.
Czy zmiana trenera była momentem przełomowym?
– Był przełom – wykrystalizowała się pewna pierwsza szóstka. Wcześniej mocno rotowaliśmy składem, a to nie daje pewności naszym zawodnikom. Śmiało mogę powiedzieć, że był to przełom. W naszej grze postawiliśmy na pewne zagrania, skupiliśmy się na tym, co każdy z zawodników robi najlepiej. Nasi zawodnicy uwierzyli w siłę tego zespołu, a forma rośnie z meczu na mecz.
Czy spodziewałeś się, że Krzysztof Stelmach tak szybko ustabilizuje formę zespołu?
– Skoro zapadła decyzja o zmianie szkoleniowca – to tak, tego się spodziewałem. Krzysiek Stelmach doskonale zna 1. ligę, jeszcze niedawno wprowadził z niej do PlusLigi naszego odwiecznego rywala zespół Stali Nysa. Liczyliśmy na jego doświadczenie. Natomiast trzeba przypomnieć, że w momencie przejęcia drużyny przez nowego trenera najtrudniejszych rywali mieliśmy już za sobą. Dopiero teraz przyjdzie się nam z nimi ponownie mierzyć – głęboko wierzę w to, że będą mieli po drugiej stronie zupełnie inny zespół. Cieszę się również, że trener Stelmach mocno uprościł naszą grę, wprowadził swoje metody i to przyniosło pozytywne efekty. Wcześniej miałem często wrażenie, że zbyt wiele czasu poświęcaliśmy na analizę przeciwnika, zbyt wiele informacji chcieliśmy wpajać naszym zawodnikom – a to często daje odwrotny efekt. W siatkówce, jak w każdym innym sporcie statystyka gry swojej i przeciwnika jest bardzo ważna – pełna zgoda, ale boisko często weryfikuje i czasem trzeba dać po prostu płynąć, bawić się tym co robi się najlepiej.
Latem przeszliście rewolucję kadrową. Czy dziś możesz powiedzieć, że za wami udane letnie okienko transferowe? Jesteś zadowolony z postawy zawodników, którzy dołączyli do klubu latem?
– Na to pytanie przyjdzie odpowiedzieć po sezonie. Runda zasadnicza nie jest żadnym wyznacznikiem. Jeśli np. zawodnik, który aktualnie nie jest naszym podstawowym graczem (a jego transfer był przeprowadzony z myślą o wzmocnieniu pierwszego składu), a w najważniejszych meczach wejdzie na boisko i wygra nam mecz – to zmienia cały obraz, bo nieważne jak zaczynasz – ważne jak kończysz.
Jak trudnym momentem było przeniesienie waszych meczów z Hali Orbita do Hali przy ul. Chełmońskiego?
– Organizacyjnie był to ciężki moment. Trochę wypadliśmy ze strefy komfortu, trzeba było przeorganizować wypracowane już wcześniej schematy. Hala przy ul. Chełmońskiego to sportowo dobry obiekt dla naszego zespołu, bo tam również trenujemy. Straciliśmy jednak marketingowo, a nasi kibice utracili komfort, jaki daje obiekt przy ul. Wejherowskiej. Teraz jednak wracamy „do domu” i to w najważniejszym momencie sezonu – tak miało po prostu być!
Jak scharakteryzujesz waszego rywala w fazie play-off? Kto według ciebie będzie faworytem potyczek z Avią Świdnik?
– Teoretycznie faworytem jesteśmy my. Startujemy z wyższej pozycji, a w sezonie zasadniczym dwa razy pokonaliśmy tego przeciwnika. Natomiast to są play-off. Zapominamy o tym, co było. W Świdniku grają doświadczeni zawodnicy, którzy z nie jednego siatkarskiego pieca chleb jedli – tak jak i my, są głodni zwycięstwa. Czekaliśmy jednak na te play-off cały sezon, całe 3 lata! Wierzę zatem, że wiara w sukces i wola zwycięstwa wszystkich osób będących przy Klubie i kibiców, uskrzydli naszych zawodników. Tutaj już nie liczą się punkty, tutaj liczy się zwycięstwo, a porażka eliminuje. Prawdziwa wiara w ten zespół może dać nam wielką siłę.
źródło: gwardiawroclaw.pl