– Prezentujemy się bardzo dobrze na boisku. Zdajemy sobie sprawę, że Jastrzębski Węgiel to groźny przeciwnik, poza tym mieli oni więcej czasu od nas na regenerację sił przed finałem. ZAKSA zagra po raz szósty z rzędu w finale PlusLigi. Zrobimy wszystko, żeby tytuł mistrza Polski powrócił do Kędzierzyna-Koźla – powiedział Łukasz Kaczmarek.
Był to bardzo dobry mecz w waszym wykonaniu, chociaż po pierwszym secie wydawać by się mogło, że to Warta Zawiercie sięgnie po wygraną.
Łukasz Kaczmarek: – Zgadza się. Myślę, że zawiercianie bardzo dobrze rozpoczęli to spotkanie i prezentowali fenomenalną siatkówkę. Praktycznie czego nie dotknęli, to zamieniało się w złoto. Gra przyjezdnych była nieosiągalna dla nas. My również popełnialiśmy sporo błędów. Prowadzenie 7:4 przez gości, z czego pięć punktów, które zdobyli zawiercianie, wynikało z naszych błędów. Z biegiem czasu wyeliminowaliśmy te błędy i od połowy drugiego seta kontrolowaliśmy przebieg tego spotkania.
W dużym stopniu waszej grze pomogła zmiana przy stanie 2:4 w drugim secie, kiedy to Wojciech Żaliński zastąpił Aleksandra Śliwkę, który zdobył łącznie 13 punktów. Zarówno pan, jak i Wojciech Żaliński rozegraliście dobre zawody, ponieważ panu udało się zainkasować jedenaście oczek. W dużym stopniu pomogliście drużynie wygrać to starcie.
– W stu procentach tak. Myślę, że naprawdę dla Wojtka Żalińskiego należą się wielkie brawa. Zagrał na wysokim poziomie, a także wszedł w bardzo trudnym momencie, a przecież chłopak nie grał cały sezon i wchodzi w decydującym półfinałowym meczu i gra szlema oraz prowadzi nas do wielkiego finału, nie wspominając już w ogóle o Kamilu Semeniuku. Kamil to kompletnie inna liga, kiedy spojrzymy na to, jak wyglądał i grał w tym meczu. Należą się naprawdę duże brawa dla tych chłopaków. Po raz kolejny pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną i trzymamy się wszyscy razem. Mimo trudnych momentów, które mieliśmy właśnie w tym ostatnim czasie, trzymaliśmy się razem. Nie było już tych frustracji, które towarzyszyły nam w pierwszym starciu i ciągnęły nas w dół. W trzecim pojedynku pojawiła się pozytywna energia i emocje, które ciągnęły nas w górę i poprowadziły do finału.
Przegraliście pierwszy mecz z Wartą we własnej hali. Jak podsumowałby pan całą półfinałową rywalizację, która trzeba przyznać – nie była dla was łatwa, a wymagająca w porównaniu chociażby do półfinału z Jastrzębskim Węglem w Lidze Mistrzów.
– Zgadza się. Myślę, że zawiercianie grali z nami ten półfinał bez żadnej presji. Wiedzieli, że nie są faworytami, a to my jesteśmy stuprocentowymi faworytami tej konfrontacji, a to, co ugrają, będzie czymś niesamowitym. Jeśli zawiercianie by nas pokonali, dla nich byłby to niesamowity sukces. Na nas ta presja była dużo dużo większa. Jestem zdania, że ten pierwszy mecz przegraliśmy głową, a nie do końca umiejętnościami siatkarskimi. Siatkówka swoją drogą, ale przede wszystkim emocje wzięły górę, przez co w końcówkach przegrywaliśmy. Jeśli chodzi o drugi pojedynek, to nasza gra od pierwszej do ostatniej piłki była na najwyższym poziomie. W decydującym starciu przyjezdni zaczęli bardzo dobrze, ale to też wiązało się z tym, że podaliśmy im pomocną dłoń przez popełniane błędy. Tak jak powiedziałem, od drugiej partii zagraliśmy bez pomyłek i z chłodną głową, dzięki czemu dotarliśmy do finału.
W czwartym secie nie zostawiliście złudzeń waszym rywalom, kto jest lepszy. Widać było, że chcecie odrzucić przeciwnika od siatki zagrywką. Nie był pan zaskoczony, że goście nie radzili sobie zbyt dobrze w ofensywie?
– Na pewno łatwiej nam się grało, jak odrzuciliśmy rywali od siatki. Łatwiej też jest ustawić szczelny blok. Wiemy jacy zawodnicy znajdowali się po drugiej stronie siatki i wiemy, że Uroš Kovačević widzi każdą małą szczelinę w bloku. Jeśli popełnimy błąd, to ten blok jest obijany. My po prostu robiliśmy wszystko zgodnie z ustaloną taktyką i stąd też taki wynik.
Przed wami kolejna trudna i wymagająca rywalizacja. Tym razem będzie to finał z Jastrzębskim Węglem. Do tej pory szło wam łatwo w potyczkach z tym rywalem, aczkolwiek mogło to być spowodowane wirusem w ekipie z Jastrzębia. Dla was będzie to świetna okazja do rewanżu i w końcu zdobycia mistrzostwa po przerwie.
– O ile się nie mylę to ZAKSA jest szósty rok z rzędu w finale i kilka tych finałów wygrała. Mimo wielu zmian kadrowych, które mieliśmy, nadal prezentujemy bardzo dobrą siatkówkę. Wygraliśmy Puchar Polski, jesteśmy w finale ligi i finale Ligi Mistrzów, więc poziom jest świetny. Myślę, że drużyna z Jastrzębia na pewno będzie miała jakiś handicap tego, że skończyli tę rywalizację wcześniej i mieli trochę więcej czasu wolnego na to, by odpocząć i przygotować się do tego finału. My za praktycznie cztery dni gramy pierwsze finałowe starcie, ale tutaj już nie ma żadnych wymówek. Zrobimy wszystko, żeby tytuł mistrza Polski wrócił z Jastrzębia-Zdroju do Kędzierzyna-Koźla.
Z perspektywy zawodnika, dla pana ważniejsze będzie zdobycie mistrzostwa kraju, czy też Ligi Mistrzów?
– Oba tytuły będą ważne. Myślę, że na pewno, jeśli chodzi o tytuł ligi mistrzów, to jest to takie osiągnięcie, które przede wszystkim dla nas trudno będzie powtórzyć. Ciężko jest dwukrotnie zagrać w finale ligi mistrzów i obronić tytuł. Dla nas będzie to też niesamowita sprawa. Na pewno będziemy chcieli też zrewanżować się Jastrzębskiemu Węglowi. Na pewno ta ranga europejska jest o wiele większa, ale wiemy jak mocną i silną ligą jest nasza PlusLiga, więc to trofeum, jeśli chodzi o mistrzostwo Polski, również będzie bardzo cenne.
źródło: inf. własna