W Nowej Soli zakończył się turniej finałowy II ligi mężczyzn. Po trzech dniach zmagań awans do I ligi mogły świętować BAS Białystok oraz Astra Nowa Sól. Oba te zespoły skończyły turniej z dwoma wygranymi i jedną porażką.
Na inaugurację turnieju finałowego II ligi mężczyzn Astra Nowa Sól stoczyła zacięty, ale wygrany po tie-breaku bój z Aniołami Toruń. Ta wygrana otworzyła jej drogę do I ligi. – To było wielkie widowisko. Raz my, raz rywale grali super. Zmienność w tym spotkaniu była niesamowita. Do końca nikt nie wiedział, kto wygra w tym spotkaniu. Po raz kolejny udowodniliśmy, że jesteśmy prawdziwą drużyną i że pójdziemy za sobą w ogień. Pokazaliśmy, że z każdej sytuacji jesteśmy w stanie wyjść obronną ręką. Jestem dumny z całego zespołu – powiedział atakujący gospodarzy Bartosz Kowalczyk.
Niepocieszeni po meczu byli torunianie, którzy nie pokazali swojej optymalnej siatkówki w tym spotkaniu. – Był to mecz wielkich emocji. Popełniliśmy w nim dużo głupich błędów, które nam się ostatnio nie przytrafiały. Po pierwszym i drugim secie było widać, że nie jesteśmy sobą, więc wiedziałem, że będzie to ciężki bój – ocenił szkoleniowiec Aniołów Sebastian Tylicki.
W drugim dniu turnieju podopieczni Norberta Śrona ulegli BAS-owi Białystok. Tylko w trzecim secie znaleźli receptę na pokonanie przeciwników. – Rywale bardzo dobrze zagrywali, a my nie zrobiliśmy im krzywdy serwisem. Tomek Pizuński trochę odpalił w trzecim secie, dzięki czemu odskoczyliśmy przeciwnikom, ale to oni ogólnie zagrywką zrobili różnicę. Zdobywali punkty seriami. Postawili nam ciężkie warunki. Po prostu byli od nas lepsi – zaznaczył przyjmujący Astry Mateusz Ruciński.
Była to już druga wygrana białostoczan, która zapewniła im promocję do wyższej klasy rozgrywkowej. – W dwóch pierwszych setach kontrolowaliśmy grę. Dobrze graliśmy zagrywką, stosując nie tylko mocny serwis, ale także skróty. Dobrze też funkcjonował system blok-obrona, co zawsze frustruje przeciwników, bo ciężko nam jest wbić piłkę w parkiet. W trzecim secie nowosolanie przycisnęli nas zagrywką, ale w kolejnym wróciliśmy do swojej gry i ostatecznie wygraliśmy – podsumował przyjmujący BAS-u Maciej Janikowski.
W niedzielę gospodarze zmierzyli się z Arką Tempo Chełm, a stawką tego pojedynku był awans do I ligi. Lepiej trudy meczu wytrzymali nowosolanie, którzy triumfowali, zyskując upragniony awans. – Ważne dla nas było to, aby dobrze wejść w ten mecz, bo wszyscy zdawali sobie sprawę z tego jaka jest jego stawka. Po pierwszych trzech piłkach miałem chwilę zwątpienia, bo widać było, że zaczęliśmy tak jak w sobotnim spotkaniu. Ale złapaliśmy swój rytm gry. Kiedy znaleźliśmy receptę na ten mecz, widać było, że poszło i zakończyło się dobrym wynikiem – podkreślił rozgrywający Astry Łukasz Jurkojć.
Mniej powodów do zadowolenia mieli siatkarze Arki, którzy jednak przyznali, że w tym meczu zabrakło im argumentów. – Wygrał zespół bardziej zbilansowany, jeśli chodzi o swoją grę. Może rywale nie mieli takich liderów jakim u nas był Olek, ale mieliśmy też więcej mankamentów w grze oraz krótszą ławkę. Z bólem serca to mówię, ale wygrał zespół lepszy – stwierdził rozgrywający Arki Jędrzej Brożyniak.
źródło: inf. własna, Radio Zachód