Strona główna » Liga Narodów mężczyzn: Giganci walczyli sami ze sobą. Pozytywna postawa siatkarza Skry Bełchatów

Liga Narodów mężczyzn: Giganci walczyli sami ze sobą. Pozytywna postawa siatkarza Skry Bełchatów

inf. własna

fot. volleyballworld.com

Dwie ekipy z Ameryki Południowej spotkały się w drugiej kolejce pierwszego turnieju Ligi Narodów mężczyzn. Zwycięzcy edycji z 2021 roku nie mieli łatwo, bowiem Kubańczycy walczyli o każdy punkt. Koniec końców, to właśnie oni przechylili szalę zwycięstwa na swoją stronę. Z kolei Irańczycy, którzy dobrze zaczęli mecz z reprezentacją USA, stracili kontrolę i przegrali w tie-breaku. Mimo tego, bardzo dobry występ zanotował Amin Esmaeilnezhad.

Końcówki atutem reprezentacji Kuby

Canarinhos do drugiego spotkania Ligi Narodów przystępowała ze zwycięstwem na koncie. W meczu inauguracyjnym pokonała bowiem Irańczyków 3:0. Z kolei reprezentacja Kuby nie poradziła sobie ze Słowenią i zaliczyła porażkę 1:3.

W pojedynku ekip z Ameryki Południowej jako faworyci występowali podopieczni Bernardo Rezende. Początek meczu mieli jednak bardzo nerwowy i pozwolili przeciwnikom nawet odskoczyć na dwa „oczka”. Na półmetku cały czas wynik był wyrównany, ale w kluczowych momentach odpowiedzialność na siebie brali Darlan Souza i Lukas Bergmann – 16:18. Skuteczna praca na kontrze Jose Masso sprawiła, że w końcówce doszło jednak do wyrównania 20:20. Brazylijczycy próbowali coś zdziałać w polu serwisowym, ale w kolejnych akcjach mieli swoje problemy. Doszło do walki na przewagi. Kubańczycy zakończyli ją udanym kontratakiem.

Brazylia wróciła w ostatnim momencie

Podobnym rytmem toczył się set numer dwa. Brazylijczycy mieli problemy z przyjęciem, a do tego byli zmuszeni do częstszego grania jednym skrzydłem. Po asie serwisowym Darlana Souzy było 12:13. Chwilę później wynik odwrócił się na korzyść Kubańczyków przez błędy gospodarzy. Sytuację próbował ratować Henrique Honorato, dzięki któremu straty udało się zniwelować (18:18).Później po ataku Julio Gomeza to druga strona wróciła na jednopunktowe prowadzenie – 23:22. Końcówka ponownie przechyliła się na korzyść Kuby.

Tie-break „na żyletki”

Brazylijczycy nie potrafili wyzbyć się problemów w przyjęciu i niepewności w ofensywie. W szeregach Kuby szalał za to Marlon Yant Herrera. Canarinhos jednak zaczęli się nakręcać i coraz częściej wygrywali pojedynki na siatce. Na półmetku zbudowali sobie czteropunktowy zapas i taki utrzymali już do końca. Również w czwartej odsłonie byli bardziej skoncentrowani w ofensywie i zdołali doprowadzić do tie-breaka.

W tym decydującym secie nie brakowało walki po obu stronach. Nic nie było pewne do samego końca, bowiem wynik długo utrzymywał się na granicy remisu. W końcu dwa „oczka” na plus zanotowali Kubańczycy i odnieśli pierwsze zwycięstwo w turnieju.

Brazylia – Kuba 2:3
(25:27, 24:26, 25:21, 25:20, 13:15)

Brazylia: Kreling (1), Honorato (14), Flavio (11), Souza D. (21), Bergmann (4), Hudson (14), Maique (libero) oraz Matheus G., Neves Atu (4), Adriano (9), Arthur i Maicon
Kuba: Yant (24), Alonso (6), Masso (18), Lopez (18), Concepcion (10), Thondike (4), Garcia (libero) oraz Gomez, Mergarejo (1) i Gutierrez

Amin Esmaeilnezhad wrócił

Równa rywalizacja wywiązała się również w przypadku Amerykanów oraz Irańczyków. Obie drużyny nie najlepiej rozpoczęły turniej w Rio de Janeiro i na swoich kontach nie mieli jeszcze zwycięstwa.

Pierwsza partia była lepsza w wykonaniu Persów. Po niemrawym pierwszym meczu, Amin Esmaeilnezhad zaprezentował się na miarę swoich możliwości i od razu przejął inicjatywę w ataku. Irańczycy zwyciężyli 25:19, a później poszli za ciosem i również drugiego seta przychylili na swoją korzyść. Bardzo pomogła im w tym wszystkim mocna zagrywka.

Kto nie wygrywa 3:0…

Podopieczni Karcha Kiraly’ego dostali mocnym rykoszetem, ale potrafili się pozbierać i wrócić do gry. W amerykańskiej ekipie coraz lepiej funkcjonował blok, aż w końcu stał się on jej głównym atutem. Świetnie w tym elemencie pracował Merrick McHenry. Ciężar gry w ataku wziął na siebie za to Jordan Ewert. Amerykanie zdołali wyrównać bilans setów, a następnie wytrzymali wyczerpującą rywalizację w tie-breaku. Tam pokonali Persów w walce na przewagi 17:15.

Siatkarz PGE GiEK Skry Bełchatów, który stał się odkryciem PlusLigi, był niekwestionowanym liderem Iranu. Amin zdobył łącznie 30 punktów dla swojej ekipy. Jego skuteczność w ataku była najlepsza w zespole, bowiem kończył piłki na poziomie 52,27%. Do tego dołożył cztery asy serwisowe. W ekipie USA najlepiej prezentowali się Kyle Hobus i Jordan Ewert. Ten pierwszy zdobył 19 punktów – 17 w ataku i 2 blokiem. Drugi brylował w ofensywie (51,85% skuteczności) i dołożył 17 „oczek”. Show zrobił także Merrick McHenry, który murował siatkę siedmiokrotnie.

Stany Zjednoczone – Iran 3:2

(19:25, 21:25, 25:21, 25:23, 17:15)

Składy zespołów:

Stany Zjednoczone: Rowan, Robinson (14), Knigge (5), Hobus (19), Ewert (17), McHenry (10), Briggs (libero) oraz Garcia (5), Flexen, Champlin i Gasman (5)

Iran: Morteza (12), Eisa (4), Amin (30), Poriya (13), Mohammad (8), Arshia (1), Hazrat (libero) oraz Saadat (1), Daneshdoust, Esfandiar (1) i Javad

Zobacz również:

Terminarz i wyniki Ligi Narodów mężczyzn

PlusLiga