Od kilku tygodni obserwujemy postępujący paraliż rozgrywek krajowych i wydaje się, że jesteśmy na razie w środku przesilenia. Nie jest to dla nikogo zaskoczeniem. Taki scenariusz był realny. Wciąż pozostaje jednak pytanie co z europejskimi pucharami? Jeżeli chodzi o stan zagrożenia zdrowia, to nie jest on w zasadzie ani gorszy, ani lepszy niż na naszym krajowym podwórku. Dochodzą jednak kwestie logistyki.
Już kwalifikacje do Ligi Mistrzów i Ligi Mistrzyń pokazały, że granie na arenie międzynarodowej może być drogą przez mękę i czasem będzie trzeba sięgać po radykalne środki. U panów wraz z upływem czasu zmniejszała się liczba zaplanowanych turniejów, a wśród pań z dziewięciu dotychczasowych dwumeczów kwalifikacyjnych w normalnym trybie odbyły się tylko dwa – wewnętrzna rywalizacja ukraińska i starcie ŁKS-u Commercecon z Calcitem Kamnik.
W pozostałych dwumeczach albo dochodziło do walkowerów, albo odbywało się jedno spotkanie, albo oba mecze miały miejsce w hali jednej drużyny. Jest zatem jasne, że jeżeli tylko nieco ponad 20% założonych rywalizacji odbyło się zgodnie z planem, to nie ma co liczyć na bezproblemowe rozegranie fazy grupowej w dotychczasowym formacie.
Wiadomo już, że europejska federacja pracuje nad zmianą systemu rozgrywek i intensywnie konsultuje z klubami możliwe scenariusze. Według włoskich mediów w rywalizacji mężczyzn ma powstać 6 „baniek”, czyli miejsc w miarę bezpiecznych z punktu widzenia zdrowotnego i najmniej restrykcyjnych logistycznie, w których rywalizowałyby zespoły z danej grupie w formie turniejów.
W przypadku pań również padają propozycje gry turniejowej. W tym przypadku nie ma jeszcze sprecyzowanych planów, ale założenia są takie, że dopuszczony może zostać zarówno format turniejowy, jak i klasycznych dwumeczów, choć wszystko skłania się jednak do systemu turniejowego. Dużo będzie zależeć od sytuacji logistycznej i woli zespołów w obrębie danej grupy. Niewykluczone, że w różnych grupach losy awansu będą decydować się w różnej formie.
źródło: inf. własna