Za nami kolejna seria gier na pierwszoligowych parkietach. Czołowe zespoły niemal zgodnie wygrywały swoje mecze. Wyłamał się tylko Mickiewicz, który uległ Lechii. Po ważne punkty sięgnął BAS Białystok, a SMS PZPS wciąż jest jedyną drużyną bez zwycięstwa.
Na fotelu lidera niezmiennie zasiada MKS Będzin, który w minionej kolejce gładko rozprawił się u siebie z AGH AZS-em Kraków. Goście szczególnie w premierowej odsłonie otrzymali lekcję siatkówki, a w całym meczu z atakiem na poziomie 32% trudno było im dotrzymać kroku gospodarzom. Żaden z krakowian nie uzyskał dwucyfrowej zdobyczy, natomiast podopiecznych Wojciecha Serafina do wygranej poprowadził Brandon Koppers, który zapisał na swoim koncie 14 punktów. – Kontrolowaliśmy poszczególne sety. W końcówkach zdarzało nam się kilka błędów, przez co rywale nas doganiali, ale później i tak dzięki doświadczeniu udawało nam się je wygrać – powiedział środkowy MKS-u, Łukasz Swodczyk.
W ścisłej czołówce wciąż jest Visła Proline Bydgoszcz, która przed własną publicznością pokonała Astrę Nowa Sól. Mogła wygrać 3:0, ale przegrana na przewagi końcówka trzeciej partii spowodowała, że mecz zamknęła dopiero w czterech odsłonach. Gospodarze lepiej spisali się na zagrywce, a nieco lepsza skuteczność w ataku wystarczyła im do odniesienia zwycięstwa. Tradycyjnie ich liderami byli Maciej Krysiak i Damian Wierzbicki, którzy wywalczyli po 18 punktów, zaś przyjezdnym nie pomogło 22 oczek Wiktora Kłęka. – Była potężna różnica miedzy tym, co zagraliśmy przed tygodniem u siebie w starciu z liderem z Będzina, a w spotkaniu w Bydgoszczy. Nie jesteśmy zadowoleni z gry, choć wynik nie wygląda jakoś tragicznie – ocenił na łamach Gazety Lubuskiej rozgrywający Astry, Mateusz Ruciński.
W Tomaszowie Mazowieckim została przerwana zwycięska seria Mickiewicza Kluczbork. Lechia postawiła mu trudne warunki. Wprawdzie zdołał doprowadzić do tie-breaka, ale ten już padł łupem gospodarzy. Przyjezdnym nie pomogła ani ponad 50% skuteczność w ataku, ani 27 punktów zdobytych przez Mateusza Lindę, a przegrana sprawiła, że spadli na trzecią lokatę w tabeli. Z kolei wśród tomaszowian zdobywanie punktów rozłożyło się na większą liczbę zawodników, a najczęściej punktował Kajetan Kulik.
Po planowe zwycięstwo sięgnęła Avia Świdnik, która we własnej hali pokonała Legię Warszawa. Podopieczni Krzysztofa Wójcika momentami próbowali walczyć, ale nie zdołali urwać rywalom żadnego seta. W ich szeregach głównie Kacper Bobrowski próbował przeciwstawić się faworytom, a to było zbyt mało. Świdniczanie świetnie grali w ataku (63% skuteczności), a na dodatek mieli w składzie Mateusza Rećko, który zgromadził na koncie 20 punktów i poprowadził ich do wygranej. – Najważniejsze było to, aby wygrać ten mecz i najlepiej za trzy punkty. Wiedziałem jednak, że nie będzie łatwo. Przekonaliśmy się o tym w trzecim secie, gdy Legia się rozchulała. Szacunek dla chłopaków, że powrócili do odpowiedniej koncentracji i wygrali tego seta – podsumował trener Avii, Witold Chwastyniak.
W czołówce jest także Chemeko-System Gwardia Wrocław, która wywiozła komplet punktów z trudnego terenu w Siedlcach. Mecz nie był jednostronnym widowiskiem, a dwie partie kończyły się grą na przewagi. Było to spotkanie bloków, bowiem obie drużyny tym elementem punktowały łącznie 31 razy. Jednak mniejsza liczba błędów i 50% skuteczności w ataku zaważyły na tym, że z wygranej mogli cieszyć się wrocławianie. Prym w ich szeregach wiódł Kamil Maruszczyk, zdobywca 22 oczek. Po drugiej stronie siatki próbował odpowiadać mu Przemysław Kupka, ale tym razem PSG KPS musiał obejść się smakiem zdobycia punktów do ligowej tabeli. – W każdym secie była gra na przewagi albo na styku w końcówkach. Daliśmy radę zablokować albo obronić jedną piłkę i to przyniosło pozytywny efekt – stwierdził środkowy dolnośląskiego zespołu, Bartłomiej Zawalski.
Niemiłą niespodziankę swoim kibicom sprawiła Olimpia Sulęcin, która u siebie uległa Chrobremu Głogów. Wprawdzie dobrze zaczęła mecz, ale były to dla niej miłe złego początki. W trakcie spotkania uwidoczniła się przewaga ofensywna gości, wśród których liderem był Krzysztof Rykała (29 punktów), ale dzielnie wspierali go Marcin Ociepski i Filip Biegun, a dzięki temu podopieczni Dominika Walencieja sięgnęli po ważne zwycięstwo.
Jednostronne spotkanie odbyło się w Spale, gdzie miejscowa SMS PZPS nie sprostała Exact Systems Norwidowi Częstochowa. Podopieczni Leszka Chudziaka praktycznie od początku do końca kontrolowali mecz, a rywale przez własne błędy oddali im praktycznie jednego seta. Przewaga gości uwidoczniła się na siatce, a 50% skuteczności w ataku pomogło im odnieść zwycięstwo. Pierwsze skrzypce w ich szeregach grał Damian Kogut, który zapisał na koncie 13 punktów. Po drugiej stronie siatki jedynie Jakub Serewis próbował cokolwiek wskórać, ale to było zbyt mało, a spalska młodzież wciąż pozostaje jedyną drużyną w tym sezonie, która nie ma jeszcze zwycięstwa na koncie.
Za ciosem poszedł za to BAS Białystok, który odniósł pierwszą wygraną przed własną publicznością. Pokonał w trzech setach Krispol Września. Mimo że podopieczni Krzysztofa Andrzejewskiego popełnili więcej błędów, to mieli przewagę na siatce. Goście z atakiem na poziomie 32% nie byli w stanie nic sensownego ugrać, a jedynie Ernest Kaciczak próbował przeciwstawić się beniaminkowi. Po jego stronie liderem był Jędrzej Goss, który wywalczył 16 punktów. – Było to nierówne spotkanie. Byliśmy daleko od swojej dobrej gry, tym bardziej więc cieszymy się, że grając średnio potrafiliśmy wygrać 3:0 – skomentował szkoleniowiec białostoczan, Krzysztof Andrzejewski.
Zobacz również:
Wyniki i tabela I ligi mężczyzn
źródło: inf. własna